wtorek, 23 września 2008

"Równia pochyła” („Piłka Nożna, nr 33 – 16 sierpnia 2005)

Początek sierpnia 2005 roku. Aleja Niepodległości w Tarnobrzegu. W strugach rzęsistego deszczu na piękną, zieloną płytę stadionu leniwie wychodzą potrenować piłkarze Siarki. Prawie wszyscy ubrani jakby przypadkowo, więc zupełnie nie przypominają drużyny piłkarskiej. Tak samo, jak w czasie zmagań o czwartoligowe punkty.

Kiedyś było inaczej. Futbol na najwyższym poziomie wymyślono w Tarnobrzegu w latach prosperity kopalni siarki. Póki na światowych rynkach było zainteresowanie polskim minerałem, Siarkopol stać było na kaprys utrzymania pierwszoligowego zespołu. Miasto, w którym zakład gwarantował wiele miejsc pracy, rosło w siłę. W 1992 roku przez dwa kolejne sezony, a potem jeszcze przez jeden, Tarnobrzeg gościł najlepszych.

Gdy okazało się, że wydobycie w tym miejscu staje się nieopłacalne, zadziałała znana zasada domina – likwidacja zakładu, grupowe zwolnienia, bezrobocie i bieda. To był wyrok również dla tarnobrzeskiej piłki – odcięcie od środków i koniec zabawy w profesjonalny futbol. Wypromowani w Tarnobrzegu: Cezary Kucharski, Andrzej Kobylański i Tomasz Kiełbowicz, oraz tacy wychowankowie, jak Mariusz Kukiełka i Jacek Kuranty to najlepsze, co Siarka zostawiła w spadku polskiemu futbolowi.

Po degradacji do drugiej ligi, na wiosnę 1996 roku, niewiele brakowało, aby żółto-zielono-czarni, zatrzymali się dopiero w lidze czwartej. Uratowanie zaledwie trzeciej wiosną 1998 roku, to zasługa przede wszystkim jej wychowanka – trenera Jacka Zielińskiego (dziś Piast Gliwice, przed rokiem Górnika Łęczna). Mozolna praca dała w kolejnym sezonie niewiarygodny – jak na możliwości finansowe klubu – sukces. Zieliński zmontował na tyle mocną ekipę, że zdołała ona powrócić w 1999 roku na zaplecze ekstraklasy. Była to jednak przedwczesna radość, bo po roku słaba organizacyjnie i finansowo Siarka znowu zleciała w dół, a już w czasie drugoligowego sezonu odszedł z klubu twórca tej chwilowej potęgi. I od tamtego momentu trwa agonia klubu. 48 lat historii, trzy sezony w elicie i jedenaście na jej zapleczu – to wszystko.

Wpędzona w długi Siarka starała się oszczędzać na czym tylko się dało, ale i tak kolejna próba oddłużenia klubu skończyła się fatalnie. Nowa polityka personalna, czyli postawienie na tanich wychowanków i pożegnanie doświadczonych ligowców przyniosła w czerwcu 2004 roku całkowitą klapę. Nastąpił co prawda minimalny postęp finansowy, ale okupiony wstydliwym spadkiem o klasę niżej. Zostały tylko zgliszcza i tym razem już nikt nie chciał podać pomocnej dłoni.

W nowych rozgrywkach, drużynę powierzono pracującemu wcześniej w klubie z młodzieżą – Markowi Dąbrowskiemu. Szkoleniowiec skład oparł na kilku doświadczonych graczach, pamiętających w Siarce jeszcze nawet pierwszoligowe czasu. Do towarzystwa weteranom dodano rzeszę wychowanków z roczników 84-86. Bo jednak co roku juniorską edukację w Tarnobrzegu kończy kilkunastu nastolatków. W Siarce z reguły pozostają niestety tylko ci mniej ambitni oraz tacy, którzy grę w piłkę traktują jako przerywnik między wypadami do dyskoteki. Typowy czwartoligowy zaścianek. Dlatego uciekło dwóch juniorów: 17-letni napastnik Mateusz Stąporski i rok starszy obrońca Dawid Korona, którzy teraz uczą się i grają w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Łodzi. Pierwszy wywalczył niedawno z SMS mistrzostwo Polski juniorów młodszych, drugi, tylko z powodu kontuzji, w czasie finałowego turnieju nie znalazł się w kadrze mistrzów Polski juniorów starszych.

Po zakończeniu nieudanego sezonu (dopiero 11 lokata), w siedzibie klubu odbyło się spotkanie z udziałem działaczy, sympatyków futbolu oraz prezydenta Tarnobrzega – Jana Dziubińskiego. Najbardziej konkretnym pomysłem był postulat powołania autonomicznej sekcji piłki nożnej. Ułatwiłoby to w przyszłości pozyskiwanie pieniędzy na klub, a wciąż stojące na przyzwoitym poziomie szkolenie juniorów to jedyne światełko w tunelu pogrążonej w ciemnościach Siarki.

- Siarka w ogóle nie powinna spaść z III ligi. To był szok – mówił w czasie spotkania Dziubiński, niegdyś również prezes klubu. – Teraz jeśli zostaniemy w czwartej lidze na jeszcze jeden sezon, to też fatalnie, bo wtedy tak siedzieć będziemy tu przez kolejne lata. Dlatego sprawa awansu jest więc jednocześnie walką o prawdziwą piłkę nożną w Tarnobrzegu. Zatem – albo teraz, albo nigdy! Minęła godzina treningu zaaplikowanego przez Dąbrowskiego i piłkarze powoli schodzą do budynku klubowego spoceni, zmęczeni, zabłoceni i na dodatek przemoknięci. Najmłodsi znoszą sprzęt. Deszcz w końcu ustaje. Po zniknięciu w drzwiach ostatniego gracza, nad budynkiem klubowym nieśmiało pojawia się jednak promyk słońca. Na razie tylko blade to słońce.

PRZEMYSŁAW ZYCH

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz