sobota, 28 stycznia 2012

20 LAT BOGUSŁAWA WYPARŁO


„20 ligowych lat Bodzia W.”
(„Przegląd Sportowy”, 14.10.2011)

Bogusław Wyparło. Jeden z największych symboli ŁKS opowiada o swoich 20 latach w ligowej piłce i największych piłkarzach, przeciwko którym grał.

NAJGORSZE DERBY
Prezes stwierdził, że sprzedałem derby Łodzi (sezon 1998/99). Puściłem 4 bramki i Antoni Ptak w przerwie meczu Widzew – ŁKS (5:0) wykręcił numer trenera Polaka. Kazał mnie zmienić. Wkur... się, spakowałem i wyjechałem do Mielca. Trwała druga połowa, a ja już byłem w aucie. (....) Zachowywałem się dziwnie w bramce? Zawsze można mieć podejrzenia. Bolało cholernie, bo w całym życiu tylko dwa razy byłem zmieniany w przerwie. Za drugim razem już mnie spytali, czy mi nie odj...bie. „Nie ma sprawy" – powiedziałem.

NAJDŁUŻSZE SPÓŹNIENIE
Czy wtedy zawaliłem najbardziej? Chyba nie, bo kiedyś spóźniłem się na... mecz ligowy ŁKS. I to ile... 15 minut! Graliśmy z Wisłą w Krakowie. W dniu meczu dostałem wolne na komunię córki w Tarnowie. Pokonać 100 km w 4,5 godziny? Łatwizna. Niestety, władowałem się w korek i nie dojechałem. Mecz rozpoczął Marcin Pająk, a ŁKS przez kwadrans nie miał na ławce nawet rezerwowego bramkarza! W tym czasie przedzierałem się na stadion. Był problem, pan na bramce nie chciał mnie puścić. Trwał mecz, a ja dzwoniłem do kierownika, żeby kogoś po mnie przysłał i mnie wpuścił. Na trybunach kilkanaście tysięcy ludzi, mój mecz, a ja... pod stadionem. Dotarłem, okazało się, że wygrywamy 2:0. Nie było sensu wchodzić. Przebrałem się, usiadłem na ławce. Przegraliśmy 2:5. Miałem kaca moralnego, że debiutanta władowałem na konia. Każdy był mądry po meczu. Że można było zmiany dokonać w przerwie.

IGOR NAJLEPSZY
Przez ligę przewinęło się tysiące zawodników, ale który był najlepszy? To było w Grodzisku. Piłka wychodziła na aut, więc Igor Kozioł łapał już drugą piłkę, która leżała za linią przy środku boiska i chciał ją wprowadzać do gry. Tymczasem nasz napastnik na niewiarygodnym gazie złapał piłkę w boisku, wyszedł sam na sam, położył bramkarza, obrońcę, który wrócił, i wbiegł z piłką do bramki. A ten biedny Kozioł stał tak dalej przy tej linii środkowej z piłką w rękach i patrzył, co się dzieje... Igor Sypniewski. To był on. Najlepszy. Z piłką przy nodze mógł zrobić wszystko, jeśli był w formie. Na treningach obrońcy nie zbliżali się do niego, bo miał tak niekonwencjonalny zwód, że lecieli na bandy, gdy on biegł w kierunku bramki. A to, co robił na treningach, potrafił bez stresu sprzedać w meczu. Nie do zatrzymania.

NAJWIĘKSZY GAZ
Mówią, że Melikson to najszybszy piłkarz ligi. Ale ja grałem z takim, który bił go na głowę.Wojtek Kowalczyk. Z piłką szybszy, niż bez niej. Cała liga miała z nim problemy. Pamiętam mecz w Mielcu przeciw Legii. Dostał piłkę za linię. Wybiegłem do niego. On zbytnio się tym nie przejął. Puścił sobie ją obok mnie, minął w ułamku sekundy, stanął przed pustą bramką. Poczekał na obrońcę. Położył go na ziemi i wbił piłkę do pustej. Bawił się. Są dwa rodzaje szybkich piłkarzy. Z piłką i bez. „Kowal" potrafił to robić z nią. Wprawdzie niesamowity gaz miał też Daniel Dubicki – ba! był nawet szybszy od „Kowala" – tylko że bez piłki. Kowalczyk rozpędzał się, a Fedoruk lub Pisz rzucali mu piłkę za linię obrony. Było ściganie się, próba desperackiego ratowania sytuacji. Nie wychodziło.

MŁODZI BEZROBOTNI
Denerwuje mnie to, że piłkarze mentalnie są zupełnie nieprzygotowani do treningu. Ja zostałem nauczony, że cały dzień jest podporządkowany treningowi, a dziś w ŁKS są zawodnicy, którzy umiejętności nie podnoszą przez rok! Oszukują samych siebie, a potem kończą w grupie, która się poszerza. Bezrobotnych piłkarzy. Bo dziś trening to dodatek. Trzeba przyjść, bo ma się jakąś umowę z klubem. Jakbyś zobaczył, kto najwięcej zostaje po treningu, żeby poćwiczyć, to w ŁKS-ie wygląda tak: bramkarze, dwóch starszy piłkarzy, a młodzi czekają i patrzą na tych starych z pogardą, bo chcą im te piłki zabrać i zanieść do magazynu. Wykąpać się i pojechać do galerii. A potem jeśli wyjdą im 2 dośrodkowania na 10, to okazuje się, że jest dobrze.

ALKOHOL
Niektórym alkohol służył, innym nie. Jak się biegało po boiskach w latach 90-tych, to niekiedy było czuć alkohol. Piłkarze zbytnio się tym nie przejmowali. Przeważnie gracze, którzy są na tyle odważni, by pić przed meczem, grali potem bardzo dobrze. Znali swoje możliwości. Pamiętam, jak w ŁKS-ie jeden przypuszczał, że mecz będzie odwołany ze względu na duże mrozy. „Boisko zmarznięte na kość" – zawyrokował. Ruszył w miasto, wrócił o szóstej nad ranem, a mecz o 15. Delegat miał inne zdanie, więc mecz się odbył. A ten, co wrócił nad ranem, zdobył dwie bramki, w tym jedną głową, choć nie był najwyższy. Wygraliśmy 2:0... Były nawet drużyny, które całe się bawiły dzień przed meczem i ogrywały rywala 3:0. Legia to był ewenement na skalę europejską. Potrafili wypić wannę przed meczem, a i tak walili wszystkich, jak chcieli.

Z MŁOTKIEM W NODZE
Rozglądam się dziś po lidze, nie tylko w łódzkich drużynach, i nie widzę piłkarza z mocnym strzałem. Był kiedyś taki Krzysztof Tomanek, pewnie dziś mało kto go pamięta. Piłki były znacznie cięższe, więc jak „Rocky" podchodził do rzutu karnego, to człowiek się modlił, żeby nie trafił w ciało. Piekło okropnie, więc wolało się, żeby padł gol. Dziś co drugi zawodnik, z nieco lepszym uderzeniem, strzela gole, bo piłka dostaje dziwnej rotacji. A ten „Rocky" potrafił to robić starymi futbolówkami. Gdyby grał dziś, zdobywałby bramki z połowy. Następny to Piotrek Jegor. Też był strach, jak strzelał.

LIGA? NIE OGLĄDAM...
Kiedyś, jak jechaliśmy na Legię albo Lecha, nie broniliśmy się. Była otwarta piłka. A dziś, jak widzę niektóre mecze, to przełączam je w cholerę i nie oglądam. Nieraz w takich uczestniczyłem, że w obu drużynach linii pomocy nie było. Tylko walenie od obrony do napadu. Piłkarze boją się wejść w drybling, przechwytują stoperzy i walą w drugą stronę. Współczuć kibicowi. Mam nadzieję, że mecz Widzewa z ŁKS to będzie coś zupełnie innego. Do dziś uśmiecham się na wspomnienie Maćka Terleckiego, który nie jest za bardzo lubiany w naszym klubie. Odchodził z ŁKS-u do mistrzowskiego Widzewa, gdyż twierdził, że w ŁKS-ie tytułu już nigdy nie zdobędzie. Dostaliśmy za niego dopłatę, Zbyszka Wyciszkiewicza, a potem... wygraliśmy mistrzostwo. Nigdy nie mów nigdy. Także w derbach.
Wysłuchał PRZEMYSŁAW ZYCH

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz