JAK ZROZUMIEĆ PANA LENCZYKA?
„Jaki naprawdę jest Lenczyk?”
(„Przegląd Sportowy”, 27.12.2011)
Orest Lenczyk. Co człowiek to inna opinia o trenerze Śląska Wrocław. Jedni mówią, że jest konfliktowy. Inni: że miły, tylko trochę uparty. Bez wątpienia to postać, obok której nie da się przejść obojętnie. Runda jesienna należała do niego. Ekstraklasa próbuje go zrozumieć i przyzwyczaić się do jego sposobu bycia od przeszło ponad 30 lat.
MACIEJ SZCZĘSNY
(były bramkarz Wisły)
Kiedyś w Spale, gdy grałem w Wiśle, Lenczyk długo mówił, a potem zagadnął, czy są jakieś pytania. Wstałem i zadałem. Trzykrotnie. Gdy nie usłyszałem odpowiedzi za pierwszym razem, myślałem, że może trener nie dosłyszał. Powtórzyłem. Za trzecim oczywiste się stało, że udawał, iż nie słyszy. Koledzy byli rozbawieni, mnie do śmiechu nie było. Nasz zespół był bardzo sprawny pod względem przygotowania fizycznego. Dużo było różnych ćwiczeń, tylko że bardzo mało graliśmy w piłkę. W pewnym momencie byliśmy już bardzo daleko od przekonania, że w tę grę jeszcze potrafimy grać. Pamiętam też, że czasami byłem zaszokowany, gdy słyszałem, w jaki sposób trener Lenczyk odzywa się do części piłkarzy Wisły, choćby kilka razy do Kazka Moskala. W trakcie odprawy przedmeczowej rzucał różne aluzje, ale tak, że można było się domyślić, o co mu chodzi. Mam dla trenera wiele szacunku. Śląsk chwilami wręcz imponował tej jesieni.
MIROSŁAW MYŚLIŃSKI
(były piłkarz Widzewa)
Ledwo wróciłem ze służby wojskowej ze Śląska do Widzewa, gdy Lenczyk wezwał mnie do swojego gabinetu. Tak sobie siedzieliśmy. Trzy minuty, pięć... Bez słowa. Po 10 minutach w końcu wyciągnął zeszyt i zaczął pytać: „Imię! Nazwisko! Kiedy się urodziłeś?". Pytał o wszystko, o rodzinę, o dzieciństwo. Jak w podstawówce. A przecież byłem wtedy dorosłym facetem, właśnie zostałem ojcem! Ale to chyba był najlepszy trener z jakim pracowałem. Pamiętam też, że przez Oresta właściwie nie byłem na własnym weselu. Po ślubie spędziłem z rodziną tylko trzy godziny przy stole. Przyjechał prezes Sobolewski, kazali mi jechać na mecz ligowy. Trener Lenczyk nie zgodził się na to, żebym ominął to spotkanie. Do dziś żona ma do mnie o to pewne pretensje.
KAZIMIERZ MOSKAL
(były piłkarz Wisły)
Zdarzały się nam małe nieporozumienia. Rozpoczynałem mecz w pierwszym składzie, a później przez kilka siedziałem na ławce rezerwowych. Problem sięgał gdzieś głębiej, ale w końcu wszystko sobie wyjaśniliśmy. A początek był taki: po jego pierwszej rozmowie z piłkarzami Wisły poszedłem do pokoju trenera Lenczyka. Nie byłem pewien, czy zostanę. Spytałem: trenerze, muszę się już żegnać z Wisłą? A on dotknął mojego czoła i zapytał: Gorączki nie masz? Niech się inni martwią, ty będziesz grał.
ZDZISŁAW KAPKA
(były piłkarz Wisły)
Kiedyś Orest powiedział do nas podczas odprawy przedmeczowej: Gdy ja grałem w piłkę... Nie wytrzymałem. Wstałem i powiedziałem, że trener to piłkę kopał, a gramy to my. Usiadłem. Co mnie wtedy podkusiło? Sam nie wiem. Napyskowałem trenerowi. Ale Lenczyk nie zareagował. Pamiętam, że wielu wypominało mu, że zdobył mistrzostwo dzięki reprezentantom Polski, których miał w zespole mnóstwo. Jednak już wtedy pokazał, że dla niego nazwiska nic nie znaczą, liczy się forma i wpływ zawodnika na drużynę. Taką zasadę stosuje do dziś. Przede wszystkim oczekiwał zaangażowania każdego dnia. Pamiętam, że kiedyś podpadli mu Iwan i Szymanowski. W szatni była bardzo kiepska atmosfera. Po tym konflikcie to jednak nie trener opuścił Wisłę, ale gwiazdor Szymanowski.
VUK SOTIROVIĆ
(były piłkarz Śląska)
Miałem z nim konflikt, jednak nigdy nie mogłem liczyć na to, że będzie chciał wyjaśnić ze mną nasze nieporozumienia. On tego po prostu nigdy nie robi. Zapamiętam dwie sytuacje. Pierwsza – gdy byliśmy na obozie, dowiedziałem się nagle, że jestem odesłany do domu. W trakcie odprawy trener chciał, żebym wyszedł z szatni. Czekałem, aż zacznie mówić, ale nie zaczął dopóki nie wyszedłem. W końcu zrobiłem to i słuchałem zza drzwi. To było żałosne. Druga, pomagałem Amirowi Spahiciowi w adaptacji, w każdej sprawie. Jesteśmy bardzo dobrymi kolegami, dzieliliśmy pokój. Ale Lenczyk twierdził, że ten Spahić był przeze mnie terroryzowany.
GRZEGORZ POLAKOW
(były trener)
Zawsze go doskonale rozumiałem. Na konferencjach trenerskich siadaliśmy obok siebie, wymienialiśmy uwagi. Gdy nie miał racji, to też potrafił się przyznać. My zawsze dochodziliśmy do porozumienia. Różnica między nami była tylko jedna – on w życiowych i zawodowych sprawach był zawsze bardzo, ale to bardzo poważny. Stronił od alkoholu. Ja – enfant terrible, który, no lampką nie wzgardzi. Może to więc nie przypadek, że nie przypominam sobie ani jednej dowcipnej sytuacji, bo Orest po prostu nie pił? W moim przekonaniu jest obecnie jedynym człowiekiem, który w tym trudnym zawodzie zdaje egzamin.
TADEUSZ PAWŁOWSKI
(kapitan Śląska w latach 80.)
Jeden z nas żenił się i wyprawiał wieczór kawalerski. No to oczywiście cała drużyna Śląska, której trenerem był Lenczyk, wybrała się na ten wieczorek. Alkohol lał się litrami. Nazajutrz trening. Wychodzimy na płytę i pierwsze zaskoczenie! Trener Lenczyk zabrał się rozgrzewkę bramkarzy, a nas, piłkarzy z pola, pozostawił asystentowi. Dziwna sprawa, ale rozgrzewamy się dalej. W pewnym momencie był taki widok: bramkarze stoją na jednej nodze jak bociany i dotykają się nosami! Obok nich Lenczyk coś mówił. Po chwili jednego z nich wyrzucił z treningu, potem okazało się, że do klubowego lekarza na badania. Potem zabrał się za nas... Wszystko przed kamerami TVP Wrocław, która akurat tego dnia przyjechała. Podchodził do każdego z nas i pytał: „A ty? Piłeś, nie piłeś?". Piętnastu się przyznało, że piło. Trzech, że nie. Orest wściekł się i przerwał trening. Zapowiadała się wielka kara. Ze trzy razy chodziłem go przepraszać. Byłem kapitanem. Obrażony był. Stanęło na tym, że kar nie będzie, jeśli w sobotę wygramy z Lechem. Udało się. 1:0. Jakoś rozeszło się po kościach. Doszliśmy jednak do wniosku, że z tym Orestem to nie ma co żartować.
REMIGIUSZ JEZIERSKI
(były piłkarz Śląska)
Zyskuje tylko przy bliższym poznaniu, zdejmuje maskę w intymnych sytuacjach, w chwilach emocji, rozczulenia. Wtedy okazuje się, że ubrał ją tylko na trudne życie w brutalnym świecie. Chyba wychowano go tak, że lepiej podchodzić do innych bez zaufania. Najpierw zakłada, że nowa osoba w jego otoczeniu to wróg, dopiero potem próbuje się przekonać, czy miał rację. Drugie skojarzenie to zapach sali gimnastycznej. Fikołki, materace, specyficzne odgłosy. Pady, przewroty, przepychanki. I kreatywność w wymyślaniu ćwiczeń, używanie różnych codziennych przedmiotów. Potrafił wykorzystać wszystko – barierki na stadionie przy Oporowskiej, kostki gąbkowe, krzesła ogrodowe. Nigdy nie zapomnę, jak musieliśmy nimi kręcić nad głowami. Z trudem powstrzymywaliśmy się od śmiechu.
MATEUSZ BARTCZAK
(były piłkarz Zagłębia)
Podczas spotkania z Flotą zawołał do ławki trenerskiej Michała Golińskiego. Prowadziliśmy 3:1, ale rywal dopiero co zaczął przeważać. Nie wyglądało to zbyt dobrze, za chwilę mogliśmy stracić gola. Wszyscy spodziewaliśmy się, że trener będzie chciał przekazać mu jakieś ważne wskazówki taktyczne. Goliński podbiegł do Lenczyka, my czekamy na jakieś istotne słowa, a on wypalił do niego: „Schowaj brzuch".
JANUSZ FILIPIAK
(prezes Cracovii)
Gdy zatrudniałem trenera Lenczyka, rozmawialiśmy przez blisko pięć godzin. W dwóch turach. Początkowo dwie, a potem dołożyliśmy kolejne trzy. To było pranie mózgu. Doszło do tego, że w pewnym momencie nie wiedziałem, kto kogo zatrudnia. Ja jego, czy on mnie. Nasza rozmowa to nie były zwykłe negocjacje kontraktowe. Rozmawialiśmy o zasadach prowadzenia klubu, uprawnieniach, roli trenera. Zgodziłem się. I tak trener od 10 rano nazajutrz zaczął rządzić w klubie.
MICHAŁ LISTKIEWICZ
(były prezes PZPN)
Kiedyś wspólnie z Orestem jedliśmy obiad. Z przyjemnością patrzyłem, jak zachowuje się przy stole, jak dba o wszystkie maniery, o formę. Przypominało mi to moich dziadków. Niestety, w towarzystwie były też panie, a mi, gdy siadałem do stołu, zdarzyło się o nich zapomnieć. Mówię: „Siadaj, Orest". Odpowiedział, stojąc: „Jeszcze nie pora". To też straszny introwertyk, jego sarkastyczne poczucie humoru nie każdy zrozumie. Bywa złośliwy, potrafi dorzucić do pieca, ale to dobry człowiek. Nigdy z jego ust nie słyszałem wulgaryzmów. „Cholera jasna" w jego ustach to bardzo mocne słowo. Mam wrażenie, że pod maską surowości kryje się bardzo wrażliwa osoba.
SEBASTIAN MILA
(piłkarz Śląska)
Pamiętam ten dzień, w którym pojawił się w Śląsku Wrocław. Wszedł do szatni i powiedział: „A teraz wszyscy wstaniecie i powiecie do mnie: dzień dobry panie trenerze". Powiedzieliśmy. Na co odparł: „Dzień dobry kochani piłkarze". Poczuliśmy się, jakbyśmy byli w przedszkolu.
JANUSZ MATUSIAK
(prezes UKS SMS)
Swego czasu zawiozłem naszych wychowanków z UKS SMS Dawida Nowaka i Marcina Kowalczyka do ŁKS Łódź. Ich trener stwierdził, że się nie nadają. No dobra, trudno. Na ślepo zabrałem ich autem do Bełchatowa i zaprowadziłem do trenera Lenczyka. Spojrzał na nich surowo: „Zobaczymy, co mi pan za gwiazdy przywozi". Zaprosił ich na trening, rzucił oschle: „Niech się przebierają". Usiadłem w kawiarnii przy kawie. Godzina minęła szybko. Przyszedł Lenczyk: „Niech pan idzie do prezesa. Jak się dogadacie, to zostają". Byłem w szoku. Już? Po jednym treningu? Dogadaliśmy się, zostali piłkarzami Bełchatowa, a potem zagrali w reprezentacji Polski. Po tym zdarzeniu wiem, że jak trener ma dobre oko do piłkarzy, to nawet po jednym treningu dostrzeże talent.
WALDEMAR FORNALIK
(trener Ruchu Chorzów)
Trener Lenczyk pozwolił mi zadebiutować w lidze w bardzo młodym wieku. Byłem tym kompletnie zaskoczony. Nie spodziewałem się, że w ogóle pojadę na ten mecz! Nagle musiałem przyjechać na zbiórkę, a potem na dodatek okazało się, że zagram w podstawowym składzie. Mało powiedziane, bo miałem kryć indywidualnie Waldemara Ciołka, wówczas jednego z największych dryblerów w lidze. Ale wygraliśmy 1:0 i to w dziesiątkę. Kilkanaście lat później zostałem asystentem trenera Oresta Lenczyka w Wiśle Kraków. Kiedyś on zastanawiał się, czy dać szansę jednemu z młodych piłkarzy. Powiedziałem mu, że nie jestem zwolennikiem tej decyzji. Przyznałem otwarcie: „Nie udźwignie ciężaru, jest zbyt młody". On spojrzał na mnie i wypalił: „Gdybym bał się ryzykować, to pewnie do dziś nie zagrałbyś w lidze!" PRZEMYSŁAW ZYCH
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz