piątek, 7 września 2012

FACET Z NIECODZIENNYM DRYBLINGIEM
Paweł Wszołek to świetny przykład na to, że jeśli kiwasz, to zawsze sobie poradzisz. Najpierw na podwórku, potem w lidze, a na koniec pewnie i w kadrze. Oryginalny zwód w wieku 20 lat zaprowadził piłkarza Polonii Warszawa aż na zgrupowanie reprezentacji Polski.

"Drybluje jak pijany"
("Przegląd Sportowy", 30.08.2012)

Wielokrotnie zastanawiałem się, jak wychodzą mi niektóre zwody. Przyznam, że część wygląda dziwnie. Już na podwórku koledzy mówili mi, że to jest nie do odszyfrowania, że kiwam... jakbym był pijany. Mój drybling jest taki trochę niecodzienny – śmieje się 20-letni Paweł Wszołek.

Obrońca w jedną, on w drugą
– Te zwody udają mi się coraz częściej. Ale zapewniam, że są sztuczki, których jeszcze nie zaprezentowałem, a które na treningach wychodzą mi coraz lepiej. Właśnie szykuję kolejną na ligę. Nie zdradzę, co to będzie. Najpierw przekonają się o tym obrońcy. To zwód, po którym na pewno ja pobiegnę w jedną stronę, a obrońca w przeciwną – uśmiecha się piłkarz, który uwielbia podglądać, jak rywali mijają Fernando Torres i Kaka.

Pół boiska na rękach
Szybkość i balans ciałem to jego największe atuty. Gra w takim stylu, bo wiele zyskał na ćwiczeniach z dżudo i szermierki, którą trenował w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Gdańsku. Dlatego niedawno nie miał żadnych kłopotów z przejściem połowy boiska... na rękach, gdy założył się o napój izotoniczny z jednym z piłkarzy Polonii.

Dobra forma na początku nowego sezonu sprawia, że znów warto mu się przyjrzeć. Poprzedni rozpoczął od mocnego akcentu. Wchodził z ławki i żywiołowością porwał publikę Polonii Warszawa przy Konwiktorskiej, ale potem często nie potrafił utrzymać takiej dyspozycji. Mimo to zainteresowało się nim kilka klubów. W tym, jak utrzymuje Wszołek, jeden zagraniczny.
– Latem przyszła oficjalna oferta z Genoi. Wcześniej Włosi oglądali mnie w meczach, w których akurat dobrze wypadłem, czyli z Legią (2:1 – asysta), Ruchem (0:1), Śląskiem (3:0 – dwie asysty) i Jagiellonią (4:1 – gol). Z menedżerem doszliśmy jednak do wniosku, że poczekamy i do tematu wrócimy za pół roku. Czas działa na moją korzyść, a zimą Włosi też będą chętni. W międzyczasie muszę sporo poprawić, między innymi grę w defensywie – zapewnia młody gracz polonistów.

Za granicę Wszołek nie spieszył się też w wieku 15 lat. Został królem strzelców w turnieju rozgrywanym w Marsylii (w barwach zespołu Pomorza) i do Wisły Tczew, której jest wychowankiem, przyszła propozycja z Olympique Marsylia.

– W klubie namawiali mnie, żebym spróbował. W końcu uznaliśmy z rodzicami, że na wyjazd jest zbyt wcześnie. Na dodatek oni musieliby wyjechać ze mną. Myślę, że wówczas nie poradziłbym sobie. Ale wkrótce pojawiła się propozycja z Polonii Warszawa. Wybrałem ją, chociaż do Tczewa też przyjeżdżał oglądać mnie Mirosław Trzeciak z Legii – wspomina.

Kłopoty wychowawcze?
Niedawno zainteresowanie wykazywał również Lech Poznań, do którego skrzydłowy mógł trafić już wiele lat wcześniej (brał udział w naborze do rocznika 1992). Ale jak ustaliliśmy, przed nowym sezonem w Kolejorzu uznali, że Wszołek sprawia problemy wychowawcze. Piłkarz się dziwi:
– Mogę powiedzieć tak: wiem, że mam trudny charakter, że nie jestem łatwy i miewam swoje wybryki, ale na pewno nie sprawiam problemów wychowawczych. To jakaś bzdura. Nie mam pojęcia, od kogo wyszła ta informacja, ale sądzę, że od osoby, której już nie ma w Polonii. Może boi się konkurencji? Może poszło o to, że często wyrażam swoje zdanie i potrafię się obrazić? No, przyznam się, że zdarza się, iż naszczekam i powiem za dużo, ale to wynika z ambicji – broni się Wszołek.

O zdanie pytamy trenera Jacka Zielińskiego, który wprowadzał skrzydłowego do składu „Czarnych Koszul". – Zdarzało mu się coś palnąć, jak to młodemu chłopakowi, ale nie miałem z nim żadnych problemów. Sygnały o kłopotach z nim miałem tylko od Libora Pali, gdy po raz pierwszy pracowałem w Polonii, a on grał w Młodej Ekstraklasie – wyjaśnia nam były trener Polonii.

O tym, że 20-latek nie obawia się powiedzieć co myśli, można się było przekonać już wiosną. Mówił wtedy dziennikarzom o ingerencji właściciela Józefa Wojciechowskiego w sprawy drużyny: „Zamiast skupić się na grze, zastanawiamy się, co prezes powie po meczu". Bronił trenera Jacka Zielińskiego: „Zmiana nie poprawi gry". Skrytykował też postawę niektórych kolegów: „(...) ale są też i tacy, którzy zawsze wtedy, gdy drużynie nie najlepiej się wiedzie, zaczynają nagle chorować".
– Mam swoje zdanie i zawsze będę je miał. Gdy coś mi się nie podoba, to wolę powiedzieć, co myślę. Niektórzy mogą postrzegać moją otwartość jako wadę, bo może mnie zgubić, ale ja uważam, że to raczej jest zaleta. Trzeba mieć swoje zdanie, bo to pomaga w życiu – uważa zawodnik.

Zagraniczni też się lenią
Pytamy więc, co myśli o słowach Marka Koźmińskiego, który kilka dni temu w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego" ostro skrytykował polskich piłkarzy.

– Nie zgodzę się. Nie wiem, jak pan Marek Koźmiński kiedyś trenował, ale widzę, że są w lidze zawodnicy, którzy są leniami,i są tacy, którzy trenują na maksa. Mówimy o polskich piłkarzach, a na własne oczy widziałem w Polonii kilka przypadków, gdy to zawodnicy zagraniczni trenowali jak lenie, a polscy się przykładali – krytykuje postawę części obcokrajowców Wszołek.

– My, młodzi, musimy brać z kogoś przykład. Z doświadczonych piłkarzy, którzy pograli poważnie w piłkę. Ale gdy w ostatnim sezonie patrzyło się na czołowych zagranicznych zawodników Polonii, którzy mieli wyróżniać się swoją grą i zaangażowaniem, to zastanawiałem się: Jezu, ja mam tak grać jak oni?. Na kogo tu patrzeć? Z kogo czerpać przykład? Widziałem zawodników, którzy dobrze grali w poprzednim klubie, a w Polonii zupełny piach – ocenia.

Na koniec pytamy go jeszcze o przeniesienie Polonii do Katowic. – Całe szczęście, że Polonia została w Warszawie. To wszystko, co działo wokół klubu, było nie na miejscu. To było chore. Jak to sobie wszyscy wyobrażali? – zastanawia się.

Ale sam zdaje sobie sprawę z wielu własnym mankamentów. Trenerzy zarzucają mu na przykład braki techniczne.
– Dwa albo trzy razy w tygodniu zostaję 20-30 minut po zajęciach. To są najważniejsze chwile dla mojej przyszłości, nawet ważniejsze niż sam trening. Ćwiczę różne elementy z Danielem Gołębiewskim czy Łukaszem Teodorczykiem. Wiem, że muszę poprawić technikę oraz grę w defensywie. Wprawdzie w meczach ligowych coraz częściej pracuję w obronie, ale wciąż mam wiele do poprawienia. Dużo czasu poświęcam na doskonalenie prowadzenia piłki lewą stopą, bo to ważne, abym radził sobie z grą na obu skrzydłach – przyznaje polonista. Wie, że aby się wyróżnić, musi regularnie strzelać gole i asystować. W ciągu 1440 minut, które przez prawie dwa lata spędził na boiskach ekstraklasy (to łącznie 16 pełnych meczów), udało mu się zdobyć 3 bramki i zaliczyć 6 asyst. – Wiele można osiągnąć za sprawą lepszego poruszania się po boisku – analizuje.

Oddany za pięć piłek
– Ten chłopak robi szybkie postępy. Kiedyś na boisku był... dziki. Teraz z każdym miesiącem nabiera ogłady i siły. Dziś na przykład mocno stoi na nogach, trudno go wywrócić. Dajmy mu jeszcze rok w podstawowym składzie Polonii i wtedy oceńmy. W tym czasie powinien nadal się rozwijać, spróbować zapukać do kadry i dopiero później myśleć o wyjeździe zagranicznym – uważa były trener warszawian Jacek Zieliński.
Jeśli Wszołek nadal będzie czynił postępy, to wkrótce może być wart trochę więcej niż milion złotych, który nowy właściciel „Czarnych Koszul" Ireneusz Król zapłacił Józefowi Wojciechowskiemu za pełnomocnictwo do transferu. Ku rozpaczy Lechii Gdańsk, bo nie dość że ostatnio Wszołek ją pogrążył (gol, asysta i zwycięstwo 3:1), to odchodząc z Polonii za pokaźną sumę, znów przypomniałby gdańskim działaczom, że kilka lat temu 13-letniego Wszołka oddali do Wisły Tczew za... pięć piłek. PRZEMYSŁAW ZYCH,  twitter: @PrzemZych

5 komentarzy: