BAŁKAŃSKIE TALENTY
Tekst w większości powstał już w styczniu czy lutym, z zamiarem opublikowania w "PS". Pracując nad nim spędziłem ponad 50 godzin, dzwoniąc do Serbii, Chorwacji czy Bośni, sprawdzając składy reprezentacji U-21 i U-19 wszystkich bałkańskich nacji na przestrzeni ostatnich siedmiu lat. Oglądałem filmiki.
Koledzy z "PS" jeszcze mnie za dobrze nie znali. Jeden z nich patrzył na moje obliczenia i kreślenie po składach ze zdziwieniem. Pamiętam, że inny krzywił się na przystanku: "Po co zgłaszasz takie tematy?". A ja zamiast napierdalać newsy z netu, chciałem znów wykreować coś samemu (po "Brazylijczykach Ptaka" ). W dodatku wykreować coś, o czym mało wie. Jak zwykle.
W ostatni weekend przed startem rozgrywek "PS" zapełniły jednak mało sensowne meldunki z klubów ekstraklasy. Tekst, w kwietniu uaktualniony, pojawił się więc w "Futbolu". Zadzwoniłem jeszcze tylko do Andrzeja Czyżniewskiego, który na koniec poprosił mnie o przysłanie mu mojej listy utalentowanych bałkańskich piłkarzy.
Bałkańska fabryka zaczyna produkować dla Polski
Gdzie gra drugi Stilić?
("Magazyn Futbol", maj 2009)
Na Bałkanach talenty rodzą się w każdej wiosce. Aby to udowodnić, wraz z dziennikarzami z tego regionu przeczesaliśmy cały rynek, jakby przy okazji odkrywając jego tajemnice. I wytypowaliśmy graczy, którym polskie kluby powinny się przyjrzeć już w tej chwili.
Jest szansa
Okoliczności są dla polskiej czołówki sprzyjające. Dzięki łatwiejszym kwalifikacjom do Ligi Mistrzów dla mistrza Polski 2009, coraz wyższym budżetom czołowych klubów i budowanym stadionom na Euro 2012, utalentowani bałkańscy piłkarze mogą spojrzeć na Polskę łaskawszym okiem. - Nie mamy już tragicznej infrastruktury, a przecież taki Borac Cacak, czołowy serbski zespół, ma ją wciąż na poziomie Miliardera Pniewy - kręci głową Andrzej Czyżniewski, szef pionu scoutingu Lecha Poznań. To właśnie nasza szansa, bo Serbowie, Chorwaci i Bośniacy przyzwyczajeni są do gorszej otoczki medialnej, gry na rozpadających się stadionach, przy często niewielkiej publiczności, a poza kilkoma wyjątkami z Zagrzebia, Splitu i Belgradu również za małe pieniądze. - Z tych powodów mogą chcie pójść w ślady Stilicia. Polska dla wielu z nich jest takim przedsionkiem do Europy - dodaje Czyżniewski. W którą więc stronę powinno się ukierunkować poszukiwania kolejnych bałkańskich diamentów?
Orzech do zgryzienia
W ostatnich latach Serbowie są stałymi gośćmi turnieju finałowego mistrzostw Europy do lat 21. Dwa lata temu dotarli do finału (z rocznikiem 1984 i młodszymi), poprzednio zajmowali trzecie miejsce (1983), w 2004 roku też grali w finale (1981). Na kolejnych czerwcowych mistrzostwach w Szwecji według prognoz fachowców czeka nas kolejny pokaz serbskiej siły. - Jesteśmy obecni na większości turniejów. Na pewno będziemy też w Szwecji, wyślemy swoich ludzi, obserwatorów. Przyznaję jednak, że dla nas może być już zbyt późno, by przejąć piłkarza, który wyróżnił się na takim etapie. My musimy działać wcześniej - mówi Czyżniewski. Wcześniej bywało tak, że po zakończeniu turnieju U-21 do dobrych, zagranicznych klubów (często Lazio, Nantes, Porto, Espanyol, czy Dortmund) odchodziło około piętnastu uczestników spośród dwudziestu dwóch kadrowiczów serbskiej kadry. Na każdym z osobna belgradzkie kluby: Partizan, Crvena Zvezda i OFK oraz Vojvodina z Nowego Sadu zarabiały wtedy średnio 3 miliony euro. W skali roku kasowały około 10 milionów. - To przeszłość. Dziś w Europie ten, kto ma pieniądze nie czeka jednak aż kolejna serbska generacja dojdzie do finału w Szwecji, gdy ceny za Serbów zostaną wywindowane do kilku milionów, tylko kupuje ich dużo wcześniej - mówi Dejan Jesić, szef działu sportowego serbskiego dziennika "Prawda". - Dlatego większość z tego pokolenia, szczególnie ofensywni gracze, od dawna gra już w klubach zachodnich, na przykład Miralem Sulejmani w Ajaksie, Gojko Kacar w Hercie, czy Milan Smiljanić w Espanyolu - dodaje Jesić. - Tego Kacara to my dokładnie oglądaliśmy i też usiłowaliśmy kusić, wyprzedzili nas jednak Niemcy. Zapłacili około trzy miliony euro - przypomina sobie Andrzej Czyżniewski. - Jednym z obserwowanych przez nas graczy był też Czarnogórzec Stevan Jovetić. Nie był już jednak anonimowym piłkarzem, a tylko w takim układzie mamy szanse na sprowadzenie piłkarza. Za dużo już było szumu wokół niego, przez co chłopak miał zbyt wysoką cenę. W końcu trafił do Fiorentiny. Rynek serbski jest po prostu najdokładniej penetrowany spośród wszystkich bałkańskich. Inna sprawa, że w każdym zespole ligowym wciaż gra po kilku piłkarzy, którym wróży się piękną przyszłość - dodaje Czyżniewski. Nawet jeśli piłkarz zostanie przeoczony przez kluby zachodnie, nie oznacza to, że w małym klubie młodzian pozostanie na zawsze. - Niedawno Partizan i Crvena stoczyły między sobą wojnę o resztę pozostałych w małych klubach zdolnych graczy, tych mających szansę w barwach Serbii zagrać na turnieju U 21 w Szwecji - tłumaczy Jesić, też pracownik serbskiej federacji.
Najlepsza polisa na życie
Nawet jeśli spróbujemy Serbów sprowadzić wcześniej, może nie być łatwo. Oni wydają się czekać na oferty z Belgradu lub Zachodu. - Jedynym magnesem, który w tej chwili może przyciągnąć młodych Serbów do ligi polskiej są pieniądze. Bo Polska nie jest kierunkiem marzeń dla żadnego serbskiego piłkarza - opowiada Jesić. - Bo popatrzmy jak piękne są to czasy dla serbskiej piłki, czasy w w których Manchester United za kilkanaście milionów euro kupił z Partizana 21-letniego Zorana Tosicia i 17-letniego Adema Ljajicia, gdy kilku młodych graczy szlifuje swe umiejętności w Interze Mediolan, kiedy Milana Jovanovicia, gracza Standardu Liege, chce kupić Real Madryt, a każdy krok 17-letniego napastnika Vojvodiny Nowy Sad Danijela Aleksića (debiutował kadrze grudniowym meczem z Polską - przyp. red.) śledzi Ajax Amsterdam. Dziś każdy chłopiec w Serbii marzy o pójściu w ich ślady - zapewnia Jesić. A chłopców jest dużo, bo fabryka nie zaprzestaje produkcji. - Dla naszych klubów utalentowane dzieciaki to najlepsza polisa na życie, nawet na kilka sezonów do przodu, istna żyła złota. Muszą więc zażądać kilku milionów euro. Bez nich nie przeżyją. Czy tyle są w stanie zapłacić polskie kluby? - pyta retorycznie Serb. - Myślę, że kwota, którą mogą wydać polskie kluby będzie się stale przesuwać w górę. W tej chwili nasza czołówka może już zapłacić około 800 tysięcy euro, nawet do miliona. Nie ukrywam jednak, że nasi scouci w Serbii szukając piłkarzy biorą pod uwagę tę górną granicę cenową, przeprowadzają wywiad środowiskowy na temat oczekiwań klubu. Bo myślę, że właściciele polskich klubów są już w stanie podjąć decyzję, by wydać milion euro za piłkarza - przekonuje Czyżniewski.
Jak przechytrzyć potęgi?
Konkurowanie z Partizanem Belgrad nie jest proste, rzecz jednak nie rozbija się jedynie o marzenia młodych piłkarzy i popularność belgradzkich klubów. - Również jeśli chodzi o pensję, to przyznaję, rywalizacja o piłkarza z takim Partizanem nie byłaby łatwa. Nie mówię już nawet o wyciągnięciu kogokolwiek od nich. Inaczej rzecz wygląda w przypadku przechodzącej kryzys finansowy Crveny czy chorwackiego Hajduka. Tu finansowo jesteśmy w stanie podołać i zapewnić porównywalne pensje, w niektórych przypadkach nawet lepsze - mówi szef scoutów Kolejorza. - W innych miejscach niż Serbia polskie kluby mają znacznie większą szansę na sukces. Powinny przyglądać się całej lidze bośniackiej i piłkarzom z mniejszych klubów chorwackich, takich jak Varteks Varażdin, NK Rijeka czy NK Osijek - uważa z kolei Tomo Nicota, dziennikarz chorwackiego dziennika 24 sata. - I to najlepiej obserować tych, którzy grają jeszcze dla kadry U-19, a nie już U-21, bo na szukanie ich w młodzieżówce w dzisiejszym świecie może być już zdecydowanie za późno. Tylko w ten sposób można jeszcze próbować przechytrzyć Dinamo Zagrzeb, Hajduka Split i czołowe kluby serbskie - dotrzeć do piłkarza zanim ten dowie się o zainteresowaniu nim przez którąś z potęg. Potem bezwględnie ściągnąć, bo w przeciwnym razie za kilkaset tysięcy euro skupi ich takie Dinamo i odsprzeda Zachodowi za dziesięć razy więcej. Nie wszyscy są ich wychowankami, ale swoje macki mają w całych Bałkanach - zdradza tajemnice poruszania się po bałkańskim rynku chorwacki dziennikarz. Pięć lat temu podobnie postąpiła Wisła Kraków. Za 400 tysięcy euro z Żeleznika Belgrad pozyskała kapitana serbskiej młodzieżówki Nikolę Mijailovica, który pół roku później poprowadził Serbów do finału U-21 z Włochami. Tą droga powinny podążyć czołowe kluby ekstraklasy i nie zmieni tego fakt, że poza wielkim potencjałem piłkarskim Mijailović pokazał w Polsce sporą fantazję poza boiskiem, m.in. walcząc z krakowskimi policjantami. - Choć z bałkańskimi potęgami w pewnych warunkach jesteśmy w stanie rywalizować, i być może kiedyś bezpośrednio im spróbujemy zabrać jakiś talent, to szukamy przede wszystkim piłkarzy, którzy w swych krajach są jeszcze w miarę anonimowi. Chcemy ich znaleźć zanim dotrą do nich przedstawiciele Partizana czy Hajduka, nie mówiąc już o Zachodzie. A że działamy w warunkach bezwględnej konkurencji, dlatego w naszej bazie danych znajduje się mnóstwo nazwisk, kolejni trafiają do niej po każdej kolejce wszystkich bałkańskich lig. Także słoweńskiej i albańskiej - opisuje pracę Lecha Czyżniewski.
Prawa Bałkanów
O supremacji Partizana, Crveny, Dinama i Hajduka na całych Bałkanach świadczy pozycja, którą mają w sąsiednich państwach. Dodatkowo pomaga im słabsza kondycja klubów, na przykład bośniackich, które nie czynią wielkich przeszkód w odejściu najzdolniejszym graczom. - Bośnia to trochę taka dzika ziemia, ich kluby nie są tak dobrze zorganizowane jak na przykład chorwackie, stąd łatwiej kogoś stamtąd pozyskać za małe pieniądze. Przy tym piłkarze z Bośni dłużej pozostają anonimowi - mówi Czyżniewski. Największe bośniackie talenty z kraju wyjeżdżają co pół roku. 20-letni obrońca Ognjen Vranjes za 150 tysięcu euro trafił w styczniu do Crveny z Boraca Banja Luki, a Aleksandar Kosorić za niewiele więcej ze Slaviji Sarajewo do Partizana. Gdy na rynku macedońskim pojawił się 21-letni Ivan Trickovski, piłkarz o skali talentu porównywalnej do Gorana Pandeva z Lazio Rzym, został przez Crvenę błyskawicznie wykupiony z Rabotnicki Skopje za 800 tysięcy. - Na bałkańskim rynku trzeba działać szybko i rozpychać się łokciami. Wielka bałkańska czwórka, ze względu na renomę i rozwinięte kontakty z agentami piłkarzy, zbiera niemal wszystkie plewy - powiedział nam anonimowo jeden z agentów działających na rynku serbskim. Dla Lecha, Legii i Wisły istnieje jednak cień nadziei, bo klubom spoza Bałkanów bywa czasem łatwiej. - Toczy się tu wojna medialna. Tuż po tym, gdy bośniacki lub macedoński talent przejdzie do wielkiego klubu z Serbii lub Chorwacji zaczyna się przekonywanie go do przyjęcia miejscowego obywatelstwa. Z tego powodu w Bośni wolą sprzedawać piłkarzy poza Bałkany. Także po to, by nie wzmacniać sąsiednich lig - kontynuuje nasze źródło. Z podobnych, ambicjonalnych względów łatwiej działać polskiej czołówce również w samej Chorwacji. - Cechą charakterystyczną naszego rynku jest zawyżanie cen. Jeśli piłkarz przechodzi z Varteksu do Dinama lub Hajduka za dwa miliony, to nie znaczy, że tyle samo Varteks chciałby od klubu polskiego. W Chorwacji wiedzą, że takie Dinamo ma pieniędzy w brud ze sprzedaży Luki Modricia, Vedrana Corluki i Eduardo, dlatego ciągną od nich pieniądze bez skrupułów. Takie są realia naszego kraju - mówi Tomo Nicota, dziennikarz 24 sata. - Bierzemy pod uwagę zarówno ten nacjonalistyczny aspekt, jak i grę rynkową w Chorwacji - przyznaje Czyżniewski.
Niemcy śledzą Lecha
Te ułatwienia nie zwalniają jednak od szybkich działań, szczególnie tam, gdzie szanse na efekt starań są największe - w Bośni. Bo odkąd w Bundeslidze zabłysnęło kilku rodaków Stilicia, a do Lyonu za 7,5 mln euro trafił Miralem Pjanić, na ten kraj szczególną uwagę zaczęły zwracać kluby niemieckie i francuskie. Do tego stopnia, że nazwisko bośniackiego scouta Werderu Brema Husnija Fazlicia pojawia się w codziennej prasie. Dlatego to nie przypadek, że Stiliciem niedawno zainteresowany był Werder. - Gdy Lech negocjował latem przejście Bośniaka, bremeńczycy pozyskali ze Slobody Tuzla równie utalentowanego piłkarza, Saida Husejinovicia - mówi Oleg Lokmić, dziennikarz Dnevni Avaz. Bo i sam Husejinović to w wielu elementach kopia Stilicia. W poprzednim sezonie ligi bośniackiej strzelił trzynaście goli (Stilić dziesięć) i został przez Werder wykupiony za 900 tysięcy euro (Stilić za 600 tysięcy). Takich piłkarzy jest więcej. - Zgadza się, ale należy jednak pamiętać, że o powtórzenie sukcesu ze Stiliciem będzie bardzo trudno. Semir był najlepszym piłkarzem jakiego w ostatnich dobrych kilku latach wydała liga bośniacka. Kilku o porównywalnej skali talentu trafiło do Niemiec i Chorwacji. Teraz, aby kogoś znaleźć w Bośni, trzeba kopać głębiej - ostrzega. Lech chyba coś wykopał. - W kwietniu kończymy ostatecznie proces obserwacji, a w maju przystępujemy do etapu negocjacji z wytypowanymi przez nas piłkarzami - kończy Czyżniewski. PRZEMYSŁAW ZYCH
Witam.Rewelacyjna strona,warto tu zaglądać.
OdpowiedzUsuńVisit my site: reklama
Jestem pod wrażeniem. Bardzo dobry artykuł.
OdpowiedzUsuń