CAŁE ŻYCIE POD PRĄD
(Andrzej Czyżniewski - bramkarz Bałtyku Gdynia)
(Andrzej Czyżniewski - dyrektor Arki Gdynia)
Szczery, bezkompromisowy, nietypowy i... nad wyraz sensowny. Taki jest w każdej roli. Czyżniewski polską piłkę poznał od zakamarków. Był bramkarzem, sędzią, asystentem trenera, trenerem, szefem skautów, a dziś jest dyrektorem sportowym Arki Gdynia. Polskiemu futbolowi co jakiś czas oferuje diagnozę, wielu puka się w czoła, ale po latach okazuje się, że... ten Czyżniewski jednak ma rację. Jako sędzia próbował postawić się procederowi korupcji, dziś jest wrogiem publicznym dla zdegenerowanych piłkarzy i menedżerów. Zamierza skończyć ich dyktat. Hieny - tak ich po prostu nazywa. Mówi, że napisze książkę o polskiej piłce. Wcześniej musiałby uzyskać jednak zapewnienie, że honorarium autorskie wystarczy mu na pokrycie kosztów procesów sądowych. Bo to byłaby mocna lektura...
"Czyżyk, ciii..."
("Magazyn Sportowy TEMPO" Przeglądu Sportowego, 30.10.2010)
CZYTAJ TEŻ:
"Kokosanki, Kokosanki", czyli WALKA GIGANTÓW: Polakow kontra Łazarek
Mirek Okoński opowiada jak przegrał życie z uśmiechem na twarzy...
Serbskie marionetki, czyli piłkarze w mackach mafii i podstawionych dziewczyn
» Dlaczego pańska Arka Gdynia to zespół złożony niemal w całości z obcokrajowców?
Gdybym był polskim piłkarzem w Arce, to chybaby mnie krew zalała, ale trenowałbym dzień i noc, żeby pokazać, że jestem lepszy od rywala. Gdy jako bramkarz Arki Gdynia przegrałem konkurencję z Włodkiem Żemojtelem, robiłem sobie trzy treningi dziennie. A dziś mamy polskich piłkarzy, którzy zadowalają się tym, co mają. Syndrom pierwszego mercedesa. Dlatego jestem za pełną jawnością, chciałbym, żeby kibice wiedzieli, za ile grają piłkarze. Niech przed meczem na tablicy świetlnej pojawi się wysokość pensji i premii dla wszystkich graczy!
» Nie ma w naszej lidze profesjonalistów?
Na czym sparzył się Leo Beenhakker? Właśnie na polskim profesjonalizmie. Nie mieściło mu się w głowie, że reprezentanta Polski trzeba kontrolować, czy po godzinie 22 jest w pokoju. W Holandii, gdy ktoś przyjeżdża na zgrupowanie kadry, to nie po to, by się napić gorzałki i spotkać z kumplami, tylko po to, by reprezentować swój kraj. Takie zachowanie musi wynikać ze świadomości zawodnika. I będzie wynikać, jeśli piłkarz przejdzie cały cykl szkolenia, począwszy od akademii młodzieżowej. Tymczasem zdecydowana większość polskich piłkarzy jest zawodowcami tylko do momentu podpisania kontraktu. A gdy przychodzi do jego realizacji, okazuje się, że to układ jednostronny. Tak polski zawodnik pojmuje profesjonalizm - obowiązki leżą po stronie klubu, a ja mogę, ale nie zawsze muszę. Kiedy rok temu piłkarze Arki przyszli na oficjalną konferencję przed meczem z Lechią w krótkich spodenkach i klapkach, to dla mnie sygnał był czytelny: swoje obowiązki mają w dupie.
» Chce pan mieć w drużynie piłkarzy stale głodnych sukcesu, profesjonalistów. Jacy jeszcze powinni oni być?
Szukamy piłkarzy charakternych, indywidualistów, którzy bardzo często są nieakceptowani. Wolę takiego, który krzyknie do starszego: „Spierdalaj, sam sobie noś torbę", niż takiego, który nie powie nic. Grzeczni niech idą do seminarium. W Polsce piłkarzem zostaje każdy, kto chce. Chłopiec zaczyna treningi i kończy, chyba że sam się podda. Chcę, by u nas najsłabsi byli eliminowani. Wprowadzamy system, który polega na tym, że młody chłopiec przychodzący do klubu musi wiedzieć, że jeśli nie będzie pracował nad sobą i robił postępów, to nie zostanie zakwalifikowany do następnego etapu. Nie chcemy przeciętniactwa. Nie będzie to łatwe, bo kiedyś ktoś w Arce Gdynia wpadł na diaboliczny pomysł, by zlikwidować rezerwy i wszystkie drużyny młodzieżowe...
» Nie tylko w Arce tak się działo.
Przez lata w Polsce śmialiśmy się z piłki cypryjskiej... A tam już dawno zobowiązano kluby do prowadzenia akademii dla dzieciaków! My byliśmy zajęci innymi sprawami... Szefem w piłkarstwie młodzieżowym zostawał człowiek, któremu sprawozdania pisały inne osoby, bo on nie miał o tym zielonego pojęcia. Dopiero teraz PZPN zaczyna przygotowywać projekt, w którym w oparciu o wymogi licencyjne kluby będą zobowiązane do prowadzenia akademii piłkarskiej. Lata zaniedbań doprowadziły jednak do tego, że mamy armię przeszkadzaczy i defensywnych pomocników, która w tej chwili może już tylko pomarzyć o tym, żeby dostać kontrakt na Cyprze. W tej chwili futbol w Polsce funkcjonuje jak firma, w której sprzedano cały towar i zastopowano dalszą produkcję.
» Mówi pan o akademiach, ale w Polsce można jeszcze znaleźć dobrych piłkarzy bez świadectwa jej ukończenia. Jako szef skautów Lecha Poznań upierał się pan, by ściągnąć Roberta Lewandowskiego ze Znicza Pruszków.
Ale jest ich tak niewielu, że mało kto potrafi ich dostrzec. Kibice żyją w przeświadczeniu, że wystarczy wybrać się na jeden mecz trzeciej ligi i już ma się kilku zawodników. Słyszę też opinię, że nawet kulawy i ślepy znalazłby Lewandowskiego. Tymczasem doskonale pamiętam, jaką walkę o niego musiałem stoczyć z trenerem Franciszkiem Smudą na wyśmiewanym przez niego komitecie transferowym Lecha. Wychodził, trzaskał drzwiami, mówił: „Jaki Lewandowski?! Tylko Frankowski!". Dobrze się stało, że decydujące zdanie miał właściciel, który dał wiarę Czyżniewskiemu, a nie Smudzie. Ile lat Smuda pracuje w polskiej lidze?
» Siedemnaście.
I potrzebował tylu lat, żeby teraz, będąc trenerem reprezentacji, zauważyć, że nie ma w Polsce zawodników lewonożnych? I szuka ich za granicą? Przecież to problem, z którym borykamy się od lat. Tego typu braki w polskiej lidze będą się zresztą pogłębiać z każdym rokiem. To nie jest tak, że tylko Czyżniewski wymyślił sobie, żeby ściągać zawodników z zagranicy.
» Gdy mimo wszystko znajdzie się kandydata do gry w Polsce, do akcji przystępują menedżerowie.
Agenci w Polsce to - jak ja ich nazywam - hieny. Niektórzy z nich nie znają nawet języków obcych, a usiłują robić transfery zagraniczne. Ich problem polega na tym, że nie mają czym handlować. W Polsce planowanie kariery piłkarza odbywa się na zasadzie, kto da więcej. Zaledwie kilku menedżerów wykonuje swój zawód tak, jak należy. Reszta, dopóki będę w Arce, nie ma tu czego szukać. Nie będziemy uczestniczyć w przetargach. Nie będzie tak, że menedżer mówi mi: „Panie Andrzeju, ale inni dają więcej". „Dziękuję bardzo i powodzenia" - to moja odpowiedź.
» Jakieś przykłady?
Jakiś czas temu interesowaliśmy się Bueno. Gdy jednak zobaczyłem oczekiwania piłkarza i menedżera na papierze, to zacząłem się zastanawiać, czy my Ronaldo kupujemy? I który z nich gra w piłkę - Bueno czy jego menedżer? Wie pan, że w Polsce bardzo często jest tak, iż prowizja menedżerska jest większa niż kontrakt piłkarza? Zawodnicy nie mają o tym pojęcia. Kluby jednak przestają się na to godzić i w Polsce skończy się dyktat menedżera.
» Walczy pan teraz z menedżerami, jako sędzia też był pan niepokorny.
Ja całe życie idę pod prąd. Mam satysfakcję z tego, że nie ulegam owczemu pędowi. Gdy zostałem sędzią, mówiłem młodym arbitrom: „Na początku musisz podjąć decyzję. Najmiesz się za psa i będziesz całą swoją drogę szczekał albo idziesz pod prąd". To drugie jest o wiele trudniejsze, wymaga więcej poświęcenia, ale daje też satysfakcję, kiedy okaże się, że to ty miałeś rację.
» Środowisko skreśliło pana, gdy ujawnił pan próbę przekupienia przez nieżyjącego już prezesa PZPN Mariana Dziurowicza. Sędzia Czyżniewski został wyrzucony z ligi.
Wszyscy mówili: „Czyżyk, no, daj sobie spokój. Po co ty walczysz, przecież nie wygrasz, nikt jeszcze nie wygrał". Gdy tylko zaczynałem mówić o korupcji w polskiej piłce, słyszałem: „O, Czyżniewski chce trafić na pierwsze strony gazet". Kiedy powiedziałem, że prezes Marian Dziurowicz proponował mi pieniądze, reakcją było: „No nie, on znowu zgłupiał, coś sobie wymyślił". Kiedy przekonywałem, że jeśli ktoś dziś się zajmie korupcją w środowisku sędziów, to będzie miał zajęcie na lata, słyszałem: „Czyżyk, ciii". Oczywiście, nie mogłem mówić o wszystkim, ale próbowałem, tak samo jak robię to dziś, poruszając problem menedżerów i zepsutych piłkarzy. Tymczasem w telewizji widzę co chwila ludzi z polskiej pi_ 22 ki, którzy mówią: „Ja jestem kryształowy, ja nigdy się nie zhańbiłem korupcją". To gówno prawda. Jeśli ktoś przez lata był w polskiej piłce, to nie ma możliwości, żeby był kryształowym człowiekiem. Kryształy to u nich stoją w barkach. A wielu z nich korzystało z tej sytuacji. Pewien niepisany układ funkcjonował przecież dlatego, że dla wielu, zbyt wielu był wygodny.
» Główny winowajca został znaleziony i osądzony.
Jestem przekonany, że gdyby Ryszard Forbrich nie pojawił się w polskiej piłce, to kluby same by stworzyły „Fryzjera". Forbrich jedynie idealnie się wkomponował w krajobraz. Nie on jest winny. Gdzie są ci wszyscy działacze, którzy dzwonili? Gdzie są dziennikarze, którzy nieraz w tym wszystkim uczestniczyli? Przecież ja w tamtych czasach wielokrotnie czytałem, że karny podyktowany został jak najbardziej słusznie! Najlepszy na boisku był sędzia! To jak? Teraz okazuje się, że nie był najlepszy?
» W pewnym sensie był...
Zgadza się, wszystkim było z tym wygodnie. Było na to ogólne przyzwolenie. Zabrakło woli, żeby położyć temu kres. Śmiać mi się dziś chce na wspomnienie zgrupowania sędziów przed finałem Pucharu Polski Aluminium - Amica. Arbitrzy pobili się o to, kto ma ten mecz sędziować! Nie wiedziałem, co tu jest grane. Okazało się, że za ten przywilej trzeba było zapłacić i wyznaczonego do gwizdania inny sędzia po prostu przelicytował! Komedia.
» Pan też grał w tej komedii.
Nie zawsze dało się coś zrobić. Pamiętam wiele sędziowanych przeze mnie meczów, o których byłem święcie przekonany, że są kupione. Co miałem jednak zrobić? Zakończyć spotkanie? To był taki czas, że cokolwiek by się zrobiło, zawsze wszystko sprowadzało się do tego, by przed meczem działacz znalazł się w sytuacji sam na sam z sędzią. I wtedy padała propozycja. „Panie Andrzeju, jak wygramy, to jakoś się zrewanżujemy". Kiedyś nie wytrzymałem i rzuciłem: „To na ile pan mnie wycenia?". Padła kwota. Odpowiedziałem: „Wie pan co... niech mi pan nie ubliża. Jak pan to pomnoży dziesięć razy, to ja dopiero wtedy się zastanowię". Po jakimś czasie w środowisku zaczęli mówić, że Czyżniewskiemu to już tak odbiło, ż e sam nie wie, ile ma brać!
» Uchodził pan za sędziego, który bierze?
Po latach, kiedy pracowałem jako trener, dowiadywałem się od piłkarzy, że składali się na mnie, gdy sędziowałem im mecz. „No jak to, panie trenerze, nie wziął wtedy pan?" - pytali. I to świadczy najlepiej o całym procederze i ludziach futbolu. Bo te pieniądze piłkarzy ktoś po drodze przejmował. Myśli pan, że jeśli powiedziałem „nie", to pośrednik wracał do klubu i mówił: „Panowie, Czyżniewski nie bierze!"? Nigdy tak się nie zdarzyło. On czekał na to, co się stanie na boisku. Jeśli padł zamówiony wynik, zatrzymywał pieniądze, a w klubie się chwalił: „Widzicie? Załatwiłem".
» I tak przyprawiano panu gębę...
Wielokrotnie, gdy próbowano podejść mnie przed meczem, zawodnicy na boisku upewniali się: „Panie sędzio, rozmawiali z panem?". Upewniali się też inni... Miałem obserwatorów, którzy po kilka razy wracali do szatni, bo nie otrzymywali zwyczajowo jakiegoś prezentu i wydawało im się, że coś zostawili. Wkładał taki głowę przez drzwi i pytał: „Chyba coś zapomniałem zabrać, prawda?". Miałem takich, którzy włazili w przerwie i łapali się za głowę: „Ajajaj, ta drużyna, tyle okazji już miała... Strzeliliby coś w końcu, wszystko byłoby już jasne, a oni nie mogą strzelić. Boże, niech pan tam jakoś uważa, żeby tu się jakieś nieszczęście nie przytrafiło!".
» Ktoś mógłby zapytać, to dlaczego tyle lat pan w tym siedział?
Bardzo często się nad tym zastanawiałem. „Weź to pierdyknij i zajmij się czymś innym" - myślałem sobie, ale zostałem. Dziś mam chociaż satysfakcję, że parę meczów, które sędziowałem, było przeprowadzonych w sposób uczciwy. Łącznie ze spotkaniem Legia - Widzew 2:3 z 1997 roku, o którym mówi się dziś inaczej. W jakiś sposób oczywiście godziłem się na ten układ. Głośno jednak o tym mówiłem, jak wtedy z Dziurowiczem.
» Słowa to za mało, nie można było zdobyć jakiegoś dowodu?
Nigdy wcześniej o tym nie mówiłem, ale miałem dyktafon, na którym nagrałem prezesów, działaczy klubowych, obserwatorów. Na taśmie słychać było, jak proponowano mi różne kwoty. Znalazł się na niej między innymi prezes Dziurowicz ze swoją propozycją. Nie zostało to wykorzystane tak, jak chciałem. Frakcje toczyły walkę o władzę. Zorientowałem się, że chodziło tylko o to, by wykończyć Dziurowicza, a nie o zmiany. Żałuję, ale wtedy skasowałem tę taśmę. Nagrania były z dwóch sezonów. Proszę mi wierzyć, że do dziś niektóre głosy nadal słychać w polskim futbolu.
» Zostały nie tylko głosy.
W tamtych czasach w bardzo wielu klubach tydzień zaczynał się nie od treningu, lecz od tego, kto sędziuje, kto zna sędziego, ile na to mamy i kto ma dojścia. W ten sposób zdobywano mistrzostwa, utrzymywano się w lidze. I nie dość, że klub załatwiał sędziego, to jeszcze wypłacał za to markowanie futbolu premię piłkarzom. Potem zawodnicy, którzy wygrywali ligę, ale nie dzięki temu, że byli lepsi, grali w reprezentacji Polski. To jak ta reprezentacja i charaktery dzisiejszych piłkarzy miały wyglądać? A ci, którzy przez cały tydzień udawali, że trenują, a w weekend udawali, że grają, teraz są trenerami.
» Dlatego dziś tak nie poważa się ligowych szkoleniowców?
Byłem kiedyś na stażu w ośrodku treningowym Arsenalu. Gdy Arsene Wenger szedł korytarzem, wyglądało to tak, jakby wkroczył papież czy prezydent. Wszyscy nagle odsuwali się na boki. Widać było, że to jest boss, persona. A w polskim klubie trener bywa najmniej ważny. Nie wiem, czy jest drugi kraj, w którym ten zawód jest tak nieszanowany. Sami trenerzy nie są bez winy. Zwłaszcza ci działający w stylu brata łaty. Ze wszystkimi dobrze żyją, przybijają piątki, jest wspaniała atmosfera. Mamy wzajemne klepanie się po plecach, powtarzanie: „Nigdy nie byłem w klubie z taką atmosferą". Kończy się, gdy nadchodzi gorszy okres i trzeba popracować, zwiększyć wymagania wobec piłkarzy. A oni, proszę mi wierzyć, doskonale wiedzą, że mogą zwolnić trenera. Pracuję nad tym, by p iłkarz miał świadomość, że trener jest ostatnią osobą, która odejdzie z klubu przed wygaśnięciem kontraktu. Trener to ma być boss.
» Alex Ferguson kiedyś ukarał piłkarza karą finansową za to, że ten odważył się wyprzedzić go na chodniku w ośrodku treningowym...
A w Polsce były takie czasy, że trenerów wyciągało się z kapelusza, byle był tani, bezkonfliktowy. Co to znaczy tani? Ja jestem trenerem, usługi kosztują, bo jestem fachowcem w swojej branży - tak to powinno wyglądać. Swoją cegiełkę do zniszczenia wizerunku i prestiżu trenera dołożyli też prezesi. Zawsze wydawało mi się, że ktoś, kto sam doszedł do olbrzymich pieniędzy, musi być osobą rozumną. Ja bym pomyślał tak: Jeśli już chcę się bawić w sport, to muszę mieć tyle wiedzy, abym mógł doprowadzić do tego, by w moim przedsiębiorstwie pracowali fachowcy, nie ludzie przypadkowi. Można to zlecić zwykłej firmie łowców głów: potrzebuję dyrektora sportowego, prezesa, którzy znają się na piłce. I znajdzie takich. Tymczasem w po lskich klubach nadal bardzo często działają ludzie przypadkowi, piekarze, ktoś komuś załatwia pracę, koleś wciąż ciągnie kolesia...
» A pan znów pod prąd? Nie dał pan pracy w Arce własnemu synowi..
Syn grał bardzo dobrze w trzeciej lidze, gdy my mieliśmy problem z bramkarzami. Przychodziło do mnie wiele osób i mówiło: „Dlaczego nie weźmie pan do Arki młodego Czyżyka?". Mówię nie, tak być nie może, że ojciec bierze swojego syna do zespołu. Pewnie wielu by to zrobiło, dla mnie jest to nie do pomyślenia. Bo jeśli mam do wyboru dobro zawodnika, swoje i klubu, to zawsze wybiorę dobro klubu. Niektórzy mówią, że jestem idealistą. Na pewno jednak nie jestem głupim idealistą.
Ten pan chyba sędziował pamiętny mecz Legia-Widzew zakończony wynikiem 2:3. Trochę kg to mu przybyło:) Zapraszam na swój blog: http://kolejowyblog.wordpress.com/
OdpowiedzUsuńZgadza się. Czyżniewski nawet z błyskiem w oku odnosi się do tego meczu, bo jak widać... powraca niczym koszmar i po prostu wypada się do niego odnieść i pewne rzeczy co rusz prostować. W środowisku pojawiło się wiele podejrzeń, że Czyżniewski w trakcie spotkania symulował kontuzję, po to by obie strony mogły się dogadać (około 75-80 minuty upadł na murawę), np. wysokość łapówki, którą Widzew wręczył piłkarzom Legii.
OdpowiedzUsuńKolejowy blog? Mam znajomego, którego szczególnie interesują sprawy kolejarskie. To Ty?:) Sam też zapraszam. Jak będziesz wchodził, na pewno będę sobie o nim przypominał i również wchodził. Zpdr