czwartek, 6 września 2012

PAWEŁ JANAS – KRÓL JEST NAGI

 Trener rozebrany na czynniki pierwsze.

"Koniec Janasa"
("Przegląd Sportowy", 30.03.2012)

Ostatnio gdzie nie pójdzie, rozczarowuje. Teraz czeka go mecz z klubem, który zostawił w złej sytuacji. Czy były selekcjoner ma jeszcze motywację do pracy? Czy w razie klapy z Lechią skończy się definitywnie jako trener?

Podczas zimowego sparingu z rumuńską Vointą Sibiu Paweł Janas siedział wysoko na trybunach. – Wstawaj. Wania, ty płaczesz, a oni grają. Graj na prawo, no dawaj – mruczał do siebie pod nosem. Wania, czyli Ivans Lukjanovs nie miał szans, żeby go usłyszeć. To jest zresztą charakterystyczne dla pracy szkoleniowca Lechii. W trakcie treningów stoi z boku i się przygląda. Rzuca proste komendy: „Brawo", „Dobre". Trening prowadzi asystent Tomasz Borkowski, który dłużej pracuje w klubie.

Fatalne wyniki
Janas zawsze słynął z tego, że nie brał się za wiele rzeczy, którymi normalnie zajmuje się pierwszy szkoleniowiec. Przez lata dawało to jednak dobre efekty. Dwa mistrzostwa Polski, dwa puchary kraju, ćwierćfinał Ligi Mistrzów, awans na mundial – lista jego osiągnięć jest imponująca. W ostatnich 20 latach tylko Henryk Kasperczak i Franciszek Smuda mogą konkurować z Janasem pod względem liczby sukcesów.

Wspomniane osiągnięcia wyglądają niewiarygodnie w zestawieniu z ostatnimi wynikami drużyn prowadzonych przez tego szkoleniowca. Mająca mistrzowskie aspiracje Polonia Warszawa – 10 punktów w 10 meczach zeszłego sezonu, GKS Bełchatów – 4 porażki w 5 meczach tych rozgrywek, Lechia Gdańsk – cały czas bez zwycięstwa pod jego wodzą. W 21 spotkaniach ekstraklasy w ostatnich dwóch sezonach prowadzone przez niego drużyny zdobyły tylko 17 punktów. Z taką średnią z reguły spada się z ligi!

Na szczęście dla klubów, które prowadził Janas, jego poprzednicy lub następcy ugrali wystarczająco dużo, że nie zaznał goryczy degradacji. Były selekcjoner ma bowiem gorszy bilans od prawie wszystkich trenerów, którzy prowadzili zespół po nim lub przed nim. Wyprzedza tylko swojego następ- cę w Polonii Theo Bosa. Ale Holender osiągnięcia miał tak złe, że trudno było go przebić.

Dalej jak selekcjoner
Co się takiego stało z Janasem, że z cenionego fachowca zmienił się w trenera bez wyników? 59-letni szkoleniowiec sprawia wrażenie człowieka, który nie idzie z duchem czasu. W ekstraklasie minął raczej czas trenerów jego pokolenia. O ile np. w Anglii starsi szkoleniowcy są w cenie, to nad Wisłą z weteranów tego fachu ciągle radzi sobie tylko Orest Lenczyk. Poza nim i Janasem w ekstraklasie nie pracuje żaden trener mający powyżej 55 lat (nie liczymy Andrzeja Pyrdoła, bo za wyniki ŁKS odpowiada przecież Piotr Świerczewski).

– Janas powinien zmienić swoje treningi. W Bełchatowie współpracował z panem Jastrzębskim i miałem wrażenie, że ich praca różni się od tego, co robią trenerzy w innych klubach. Tam więcej pracuje się nad dynamiką. Mnie te treningi pasowały, ale wielu chłopaków narzekało – mówi jeden z piłkarzy, który zna Janasa z Bełchatowa. – On dalej zachowuje się jakby był selekcjonerem. Treningom przygląda się z boku, a prowadzenie zajęć zostawia asystentom – dodaje.

Janas w pracy przyjął styl angielskiego menedżera. Nie tłumaczy piłkarzom, co będą robić na treningu. Od tego jest asystent. Po raz pierwszy piłkarze widzą trenera dopiero na boisku, stojącego gdzieś przy linii. Nie jest też specjalistą od budowania relacji interpersonalnych. Z piłkarzami rozmawia niewiele. W Gdańsku nie przychodzi nawet do szatni, żeby się z nimi codziennie przywitać. Siedzi w pokoju pełnym kłębów dymu, bo cały czas dużo pali. Mało kto się tam zapuszcza, niewielu jest w stanie znieść ten dym.

Piłkarze Lechii mają z nim kontakt dopiero na dzień meczu w trakcie odprawy taktycznej. Ale i wtedy nie sypie ciekawymi pomysłami jak z rękawa. Schematy gry, które proponuje, są bardzo proste. – Jak w meczu nie będzie szło, to laga na bok – zwrócił się do jednego ze stoperów.
Można też zastanawiać się, czy Janas naprawdę cały czas śledzi, co dzieje się w polskim i światowym futbolu. Gdy Lechia pozyskała Jakuba Wilka, powiedział, że to młody piłkarz. Tymczasem w lipcu Wilk skończy już 27 lat.

Mimo wszystko piłkarze go lubią. Jest zupełnie innym człowiekiem niż nerwowy Tomasz Kafarski. Dzięki temu wprowadził do szatni spokój. Nie robi dramatu z porażek Lechii. – Panowie, trudno, to już przeszłość. Zostało siedem meczów do końca – powiedział na odprawie taktycznej po meczu z Podbeskidziem (2:3). Właśnie tego oczekiwali piłkarze, a nie kolejnej nerwówki.
Poza tym za jego kadencji w Lechii jest znacznie mniej pracy nad taktyką. Są proste zajęcia, typu podanie, strzał. – Janas to prosty facet i dlatego nie chce komplikować sobie życia – mówią o nim gdańscy piłkarze.

Nie miesza się
Trener, zgodnie ze swoim życiowym credo, nie miesza się do niektórych spraw. Podczas spotkania z kibicami udawał (?), że nie wie o wielu kwestiach, np. o tym, że Sebastian Małkowski protestował na Facebooku przeciw przedłużeniu zgrupowania w Turcji. Albo że trzech piłkarzy było widzianych w klubie nocnym, w tym jeden w stanie, który nie przystoi profesjonalnemu piłkarzowi. Janas na spotkaniu sprawiał wrażenie człowieka, który pełni rolę kapitana tego statku od niechcenia, którego nie interesuje, co robią jego marynarze, gdy schodzą z okrętu.

– Ja go dobrze wspominam. Wbrew temu, co mówią o nim niektórzy, nie jest niedostępny. Można z nim porozmawiać w cztery oczy. Może jednak faktycznie w mniejszy sposób angażuje się w prowadzenie zespołu na co dzień niż inni trenerzy – mówi podstawowy bramkarz GKS Łukasz Sapela.
Ale już rezerwowi uważali, że Janas dzieli piłkarzy na dwie jedenastki. Wybiera sobie tę, którą zamierza cały czas grać i pracuje tylko z nią. Na resztę nie zwracał uwagi.
Pytanie, co by było z zespołem, gdyby dłużej tam pracował. – Nie żałuję ani decyzji o jego zatrudnieniu, ani o pożegnaniu się z nim – mówi prezes GKS Marcin Szymczyk. – Mieliśmy różne spojrzenia na parę spraw. Trener chciał wzmocnień, ja mu powiedziałem, że nie pozwala na to stan klubowej kasy. Ale nie zamierzam go krytykować. Trafił u nas na trudny czas, odeszło dwóch ważnych zawodników: Małkowski i Cetnarski – dodaje.

Magia nazwiska
A może Janas po prostu nie jest trenerem stworzonym do pracy w takich klubach jak GKS czy Lechia? Przecież nigdy nie zbudował zespołu od podstaw, nie zrobił wielkiego wyniku z przeciętną personalnie drużyną. Przez lata był asystentem Janusza Wójcika, najpierw w drużynie olimpijskiej, z którą w Barcelonie zdobył srebrny medal, a następnie w Legii. Pierwszym trenerem został nieco przypadkowo, w przerwie zimowej sezonu 1993/94 Wójcik przyjął ofertę z Emiratów Arabskich i tak nastał czas Janasa. Legia była wtedy – jak na krajowe warunki – znakomita personalnie i jego sposób bycia oraz prowadzenia drużyny okazał się właściwy.

Jeszcze przez jakiś czas radził sobie nieźle. W Bełchatowie w sezonie 2008/09 zostawił zespół zimą na 5. miejscu. Z Widzewem wywalczył dwa awanse do ekstraklasy. Dwa, bo za pierwszym razem z powodu starych grzechów korupcyjnych łodzianie wtedy jeszcze nie zagrali w ekstraklasie. Tyle że objął zespół, gdy ten był już na czele pierwszej ligi i miał – jak na tę klasę rozgrywkową – świetny skład.
Wtedy Janas dał się jednak skusić Józefowi Wojciechowski i zaczęły się kłopoty. Cały czas jednak magia jego nazwiska sprawia, że są chętni, by go zatrudnić. Pytanie jak długo. Obecnie wygląda na to, że jego czas – przynajmniej w roli trenera – dobiega końca. Jak mówi jeden z bełchatowian: – Jakbym tak miał zacząć liczyć, to spokojnie wymieniłbym przynajmniej dziesięciu lepszych polskich trenerów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz