SYLWETKA JASMINA BURICIA, BRAMKARZA LECHA POZNAŃ.
CZYTAJ TEŻ:
Marek Pogorzelczyk najszybszy na sto metrów?
Gdzie jest miejsce Kolejorza? Goło i wesoło...
Kim jest Vojo Ubiparip?
"Przyjeżdżaj! Burić to mój sąsiad. Będę czekać na lotnisku w Sarajewie! Zabiorę cię do domu jego rodziców. To dobrzy ludzie, podobnie jak Jasmin. Nazywamy go "Libe", od dziecka. Tak po prostu, nikt nie pamięta już czemu i po co, ale tak już będziemy nazywać go na zawsze. Nie Jasmin, a "Libe". Daj znać kiedy będziesz w Sarajewie".
Tak brzmiał mail od Ademira, sąsiada z Zenicy, Jasmina Buricia, bramkarza. Nieważne, że nigdy wcześniej z Ademirem się nie spotkaliśmy, a on by odebrać mnie z lotniska w stolicy Bośni i Hercegowiny, musiałby jechać godzinę autem ze swojego miasta. Podobnie jak wszyscy krewni, przyjaciele Jasmina, z którymi udało mi się skontaktować, był bardzo chętny do opowiedzenia jakiejkolwiek anegdotki.
Tekst musiałem pisać "zza biurka", choć momentami wygląda jakbym naprawdę był w Zenicy. Dzięki długiemu, czasem męczącemu researchowi redakcja zaoszczędziła kilka tysięcy złotych. Swoje dorzucił tez Emir, daleki kuzyn. "Nie mamy wspólnego dziadka, ale w Bośni oznacza to sporą bliskość" - przekonywał.
Jasmin bramkarzem Lecha jest od półtora roku. Ostatnio stracił miejsce w składzie, w lutym typowaliśmy go do tych, którzy "Wstrząsną liga". I faktycznie - wstrząsnął, w niektórych meczach popisywał się fantastycznymi interwencjami. Na koniec wygrał mistrzostwo Polski.
Istnieją dwie wersje wydarzeń jak doszło do jego transferu do Lecha. Tego w końcu nie udało mi się wyjaśnić. Wersja z Wielkopolski - Buricia obejrzano w kilku meczach na żywo i latem 2008 roku zaproszono na kilka dni do Poznania. Wersja z Zenicy - przed testami Lech nigdy Buricia na żywo w Bośni nie oglądał, dopiero w kolejnych miesiącach, gdy już po przeprowadzeniu testów podpisano z nim umowę. Według Bośniaków Burić nie został znaleziony przez dział skautingu Lecha, a polecony poznaniakom przez menedzera, który rok wcześniej ściągnął do klubu Stilicia. Tego w tekście jednak nie znaleźliście. Czy tak wygląda mityczny scouting w Lechu? Możliwe.
Tu każdy chce być jak "Libe"
(PRZEGLĄD SPORTOWY, 22.02.2010)
Zenica bardzo zmieniła się po wojnie. Z rodzinnego miasta bramkarza Lecha wyjechali Serbowie, na ich miejsce przyjechali rdzenni Bośniacy z innych regionów kraju. Było ciężko, ludzie tracili pracę, ale rodzice Jasmina mieli dużo szczęścia. Mirsada pracuje w firmie Arcelor Mittal, Enver Burić aż do zeszłego roku był kierowcą autokaru, którym na mecze wyjazdowe jeździli piłkarze Celika Zenica - klubu, w którym wychował się Jasmin. Enver jeźdżił również wtedy, gdy w zespole grał jego syn, już wtedy najmłodszy bramkarz w historii ligi bośniackiej (17 lat), najmłodszy kapitan (19 lat) oraz - obok Hasana Salihamidzicia - najmłodszy piłkarz powołany do reprezentacji Bośni i Hercegowiny. Enver przeszedł teraz na emeryturę.
Siedzieli w piwnicy
Do czasów wojny niechętnie wraca Lejla, o kilka lat starsza siostra Jasmina. O pięknej siostrze chętnie opowiada każdy kolega bramkarza.
- Żaden chłopak w szatni nawet nie próbował się jednak z nią umawiać. Lejlą zawsze była oczkiem w głowie Jasmina. Jest z nie bardzo związany emocjonalnie. Nikt nie chciał mu się narazić - tłumaczy Nermin Sabić, dyrektor sportowy NK Celik Zenica, jeszcze do niedawna kolega klubowy Buricia, a w połowie lat dziewięćdziesiątych jeden z pierwszych reprezentantów niepodległej Bośni. Lejla w zeszłym roku skończyła prawo w Sarajewie, dziś pracuje w dziale kadr jednej z firm w Zenicy. Stara się zapomnieć o wojnie.
- Jedynym pozytywem tego, że przeżyliśmy wojnę, jeśli w ogóle mogę użyć tego słowa, było to, że w ogóle nie rozumieliśmy tego, co dzieje się wokół nas. To było straszne przeżycie, bardzo trudne dla naszych rodziców, tym bardziej, że byliśmy dziećmi. Nie było jedzenia, nie było wody. Pamiętam bombardowania, ludzi umierających codziennie, to że z Jasminem w tym czasie siedzieliśmy w piwnicy - mówi Lejla.
Traumą ich dzieciństwa był jednak głód, który nawiedził Zenicę w 1993 i 1994 roku.
- Nikt nie mógł opuścić miasta, bo niedaleko stacjonowała armia serbska. Nikt też do nas nie przyjeżdżał. Miasto kompletnie zamarło. To był największy dramat mieszkańców. Nie bomby i
granaty, bo przez Zenicę nie przebiegał front - opisuje Sabić.
Niewiele z tych strasznych czasów pamięta też Jasmin. Niektórym wydaje się, że jego charakter ukształtowały właśnie przeżycia z dzieciństwa, że to dlatego dziś ma nerwy ze stali.
- Byłem mały i nie do końca świadomy tego, co się dzieje - wspomina Burić. - Ceny były bowiem kosmiczne. Dla przykładu worek mąki kosztował między 500 a 600 euro. Kto miał w tamtych czasach takie pieniądze? Albo czekolada. Nikogo nie było stać na całą. Można było mieć kawałek, najwyżej pół, nie więcej. Czasami w Lechu rozmawiamy o tym z innymi piłkarzami z Bałkanów, ale raczej na zasadzie przywoływanie scen. Ivana Djurdjevicia jednak nie było wtedy w kraju, podobnie Semira Stilicia.
Treningi w parku
Wielki wpływ na Jasmina miały tak naprawdę dopiero skutki wojny, życie w nowej rzeczywistości. Gdy Nermin Sabić, przyszły dyrektor Celika, jako 20-letni chłopak grał w Chorwacji, zastanawiając się, co dzieje się z jego rodziną w Zenicy, na pierwszy trening w Celiku szedł właśnie sześcioletni Jasmin. Właściwie to na tak zwane Kamberovica Polje, rozległe boiska, na których wolny czas spędzali mieszkańcy Zenicy. Grał na nich z Fenanem Salcinoviciem, który rok temu wraz z Jasminem wyjechał z Zenicy i został piłkarzem Lecha Poznań. Nie poszczęściło mu się jednak tak jak przyjacielowi z młodości - Salcinović został oddany na wypożyczenie do norweskiego Sandefjordu. Dziś w rodzinnej miejscowości czeka na telefon z Poznania:
- Większość naszego życia spędziliśmy na tych boiskach w Zenicy. Były w strasznym stanie, szatnie jeszcze gorsze - wspomina Salcinović. - Mieszkałem pięć minut od Jasmina, codziennie chodziliśmy na kawkę, na ciasto zapraszała nas jego mama. Praktycznie codziennie spotykaliśmy się po treningach, choć Jasmin nie zawsze mógł przyjść nawet na zajęcia. Często musiał iść do szkoły.
Samouk
Tuż po wojnie w Celiku brakowało pieniędzy nie tylko na porządne boiska, ale i na trenera bramkarzy. Przez długi czas Burić sam ustalał jak ma ćwiczyć.
- Nie było tam nic, nawet bramek. Braliśmy dwie gałęzie, które służyły, jako słupki. Była tylko jedna piłka, którą po prostu graliśmy między sobą na dwie bramki. Były to jednak oficjalne treningi klubowe. Nawet podczas wojny, choć o lidze nikt wtedy nie myślał, Celik jakoś utrzymywał się na powierzchni. Udawało się przeprowadzać zajęcia, choć najwyżej 2-3 razy w tygodniu - przypomina sobie zawodnik Lecha.
Sposób, w jaki Burić trenował w dzieciństwie wyjaśnia dlaczego na boisku nie zachowuje się jak kolejny bramkarz wytrenowany w szkółce. W wielu boiskowych sytuacjach wyczekuje do końca, nie kładzie się na boisku. Wszystkiego nauczył się sam i po swojemu. Jesienią jego gra zdumiała fachowców w Polsce. Od początku wyróżniał się również w Bośni. Najpierw kibice zauważyli jednak jego czuprynę w kolorze siana, a dopiero później umiejętności.
- Mieszkańcy Bośni zwykle są brunetami i mają ciemną karnację. Jasmin był z kolei jedynym blondynem w całej lidze bośniackiej, dlatego od początku cieszył się dużą uwagą mediów. Wkrótce dostrzeżono też jego unikalny styl na boisku - jak na bramkarza grał bardzo agresywnie i nowocześnie. Wychodził bardzo daleko poza pola karne, często grał jak libero. Takiego zawodnika wcześniej w Bośni nie było - mówi Miralem Jaganjac, menedżer, który ściągnął go do Lecha Poznań.
W lidze bośniackiej Burić rozegrał 76 meczów. Do Lecha polecił go Stilić.
- Pytali mnie o Jasmina, czy to dobry bramkarz, od ilu lat gra Celiku. Poleciłem go - przypomina sobie Stilić. - Pierwszy raz usłyszałem o Buriciu siedem czy osiem lat temu. On grał w juniorach Celika, ja w juniorach Żeljeznicaru. Spytaj się go czy pamięta gola, którego strzeliłem mu z karnego? Na pewno pamięta. Był piękny. Wygraliśmy 1:0, a mój Żeljeznicar drugie miejsce w tabeli, jego Celik - czwarte.
Niewiele jednak brakowało, a Burić trafiłby do izraelskiego FC Aszdod, zamiast Lecha. Gdy był testowany w Poznaniu odrzucił jednak ofertę z Izraela.
- W Lechu uznano, że Jasmin się tak szybko nie zaadaptuje - mówi Jaganjcac. Ściągnięto więc Ivana Turinę, a Burić do końca roku został w Bośni.
Z brakiem zaufania dla młodego bramkarza Burić musiał zmagać się już wcześniej. Gdy w 2008 roku do Celika przyszedł trener Ivo Isztuk, od razu chciał sprowadzić starszego bramkarza.
- Gdy Jasmin miał 17 czy 18 lat niektórzy mówili: "Nie dawajcie mu szansy. Nie wygłupiajcie się, jest za młody". I teraz co? Gdy znów do tego doszło po kilku latach, był to dla Jasmina sygnał, że musi odejść. Wszyscy w klubie poza nowym trenerem wiedzieli, że to bramkarz nadający się do reprezentacji Bośni, a on chciał sadzać go na ławce. Relacje Buricia z trenerem były coraz gorsze, chłopak był bardzo ambitny i rozczarowany - relacjonuje Sabić.
Jesienią 2008 roku, gdy już wiadomo było że Burić trafi do Lecha, bramkarz został odsunięty od składu. Zagrał tylko w pięciu meczach ligowych. Wystawiano go do składu akurat, gdy pojawiał się na meczach skaut Lecha Hubert Małowiejski.
- Pierwszy raz oglądałem go w październiku w meczu ze Zvijezdą, tydzień przed meczem Lecha z Nancy. Popełnił w tym meczu ze dwa poważne błędy, które mogły zakończyć się utratą bramki,ale inne pojedyncze interwencje pokazywały klasę. Dziś takich błędów już nie popełnia. Później oglądałem go na żywo jeszcze raz. To były już oficjalne wizyty, w loży VIP-ów, obok dyrektora sportowego Celika. Nie kryliśmy się z naszym zainteresowaniem, nie chowaliśmy się już na trybunach.
Szrot Smudy
Burić trafił do Poznania w styczniu 2009 roku, wraz z całym bałkańskim zaciągiem Jaganjaca Salcinoviciem, przyjacielem Jasmina z boisk Kamberovica Polje, Harisem Handziciem oraz Chorwatem Gordanem Golikiem, sprowadzonym przez Danko Dikicia. Handzić okazał się piłkarzem przereklamowanym, wokół którego zrobiono dużo szumu w mediach. Salcinović trafił do Norwegii, Golik do Młodej Ekstraklasy. Trener Lecha, Franciszek Smuda wszystkich wrzucił do jednego worka z napisem "szrot" i zesłał do rezerw.
- Rozmawiałem z nim, gdy znalazł się w drugim zespole Lecha. Powtarzałem mu: "Masz czas, pracuj, nie bądź głupi i nie strać tego, do czego doszedłeś. Czekaj na swoją szansę w Lechu, nie odchodź z Poznania". Sam grałem w wielu zagranicznych klubach poza Bośnią i wiem jak to wygląda. Niektórzy miejscowi piłkarze nie życzą sobie nieznajomych w zespole, obcokrajowców, którzy mogą namieszać w składzie - mówi Sabić.
- Był czas, że wielokrotnie mówił mi, że nie dostaje szans w Lechu, trochę narzekał, ale Dimitrije Injac powiedział mu, żeby się wziął w garść i nie odpuszczał na treningach - przypomina sobie Stilić.
Po sześciu miesiącach na trybunach, Burić przyjechał na letnią prezentację Lecha. Był trzecim, a może nawet czwartym bramkarzem. Wyszedł na scenę, wziął mikrofon i powiedział, że będzie pierwszym. Trochę się z niego śmiano, ale sytuacja zmieniła się błyskawicznie. Po dziesięciu miesiącach pobytu w Poznaniu w końcu wszedł do bramki w spotkaniu z Arką Gdynia, później zagrał kapitalny mecz z Wisłą Kraków. Miejsca nie oddał już do końca rundy.
Chodzący spokój
Burić mógł wyjechać z Zenicy już wcześniej. - Jeden z moich przyjaciół, menedżer piłkarski, kiedyś przyjechał do Zenicy i mówi mi: - Zabiorę go do włoskiego klubu! Nie wiem, o jaki klub chodziło. Ostatecznie nic z tego jednak nie wyszło, ale ludzie rozpoznawali talent Jasmina. W Celiku zagrał wiele świetnych spotkań, przez te trzy czy cztery lata wybronił nam wiele meczów. Ludzie powiedzą, że to tylko liga bośniacka, ale tu też są dobre spotkania - przekonuje Sabić.
Nastoletni Jasmin zmagał się w Zenicy z presją, która w Poznaniu nie jest dla niego niczym nowym. Celik to obok FK Sarajewo i Żeljeznicaru największy klub w Bośni. - Na mieście ciągle tu słychać tylko: Celik, Celik, Celik. Do Sarajewa na mecze potrafiło jeździć dziesięć tysięcy ludzi. Zresztą tu ciągle za dużo mówi się o kibicowaniu, a za mało o samej piłce - narzeka Sabić. Na głęboką wodę Buricia wrzucono w wieku 17 lat, gdy w jednym z meczów wszedł na ostatnie 10 minut. - Wiedziałem, że zrobi karierę, kiedy tylko wyjedzie z Zenicy. Był szybki, ambitny, generalnie dobrze było go mieć w szatni. Wprowadzał do niej spokój, był rozsądny, łatwy w obyciu - mówi nam 20-letni Adnan Zahirović, rozgrywający Celika.
To właśnie dzięki tym cechom charakteru - rozwadze i spokojowi - już w wieku 19 lat został kapitanem Celika. Małowiejski dodaje: - Mimo tego, że zdaje sobie sprawę ze swojego talentu jest pokorny, skromny, cichy.
Podobnie jest na boisku. Burić emanuje spokojem. - To jest taki mój styl, że zachowuję po prostu do końca zimną krew. Emocje gotują się we mnie, w środku, ale na zewnątrz jest spokój -mówi piłkarz.
Może to z powodu wojny, a może dlatego, że ojciec, którego wszyscy nazywają Eno, zawsze miał go pod kontrolą? Jako kierowca autokaru Celika zawsze był z młodym bramkarzem na wyjazdach.
- Znam dobrze rodzinę Jasmina, wiem, w jakiej atmosferze się wychował, że to dziś prawdziwy zawodowiec. Ma przed sobą wielką przyszłość. Może rok pogra w Lechu, czy dwa lata, i pójdzie dalej. Gra w Niemczech czy Holandii już teraz nie byłaby dla Jasmina żadnym problemem -uzupełnia Sabić.
Było ich tylko dwóch
Sławę Buricia w rodzinnym miasteczku w końcu wyjaśnia Salcinović: - Po wojnie tylko dwóch stąd wyjechało. On i ja. Poza nami w ostatnich kilkunastu latach żaden inny piłkarz z Zenicy nie wyjechał do zagranicznego klubu! Lokalne gazety pisały tylko o nas.
Sabić, który o Jasminie usłyszał dopiero wiele lat po wojnie, dziś często rozmawia z nim przez skype'a. I martwi się o Celik. - Powoli stajemy na nogi, wszystko próbujemy naprawić. Liczymy na wychowanie kolejnych Buriciów i Salcinoviciów - przekonuje, ale klub, któremu od dziecka kibicował Jasmin jest dziś w dramatycznej sytuacji. Broni się przed spadkiem.
- W Zenicy prowadzę również swoją prywatną szkółkę piłkarską. Ośmiolatkowie, którzy występują w niej na pozycji bramkarza podchodzą do mnie i ciągle mówią mi: - Chcę być tak dobry jak "Libe". Tak bowiem wszyscy tutaj go nazywamy. Nie pamiętam nawet dlaczego, ale tak już zostało - kończy Sabić.
PRZEMYSŁAW ZYCH
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz