sobota, 3 września 2011

TO ZWYKŁY PRZECIĘTNY KOPACZ?

Przed Patrykiem Małeckim jeszcze dużo pracy...

Media wołały o powołanie Patryka Małeckiego do kadry. Teraz piłka jest po jego stronie - niech udowodni, że w tym zbiorowym krzyku nie było nieuzasadnionej histerii.

CZYTAJ TEŻ:
"Nie wpierdalaj się, jak maszyna pracuje!" - Radosław Sobolewski.
Vieri, Van Persie, Babel, a dziś Zahorski, Sikorski i Korzym - wspominki Lameya
Powinien grać w Ajaksie lub PSV, wylądował w... Wiśle - Maor Melikson!
Nie ma piłkarzy? Nie ma też specjalistów! Dyrektor sportowy w Polsce...

"Powrót syna marnotrawnego"
("Przegląd Sportowy", 02.09.2011)

- Widzisz to jedzenie na talerzu? To zachowuj się tak, żebyś i ty mógł takie jeść – Franciszek Smuda jak syna pouczał Patryka Małeckiego w trakcie zgrupowania w warszawskim hotelu Sheraton. Był czerwiec 2010 roku. W Małeckim buzowały hormony, Smudzie puszczały nerwy.
Selekcjoner uznał jednak, że wiślak na jedzenie z Sheratona nie zasłużył. Przez długie 14 miesięcy ani razu go nie powołał. W końcu się przełamał. Teraz okaże się czy włączając go do kadry Franz popłynął na fali społecznych nastrojów czy jednak ma jakiś pomysł na Małeckiego w kadrze.

Paradoksalnie na całym tym konflikcie między zawodnikiem a selekcjonerem, w którym obie strony cały czas wzajemnie się nakręcały, zyskał Małecki. Przez ciągnącą się dyskusję urósł w oczach opinii publicznej do roli zbawcy kadry. Tak często przywoływano jego nazwisko, że niektórzy mogli uznać, że naprawdę jest w stanie rozwiązać jej problemy. Zupełnie niesłusznie, przynajmniej na razie.
Konkurenci do miejsca w składzie – Jakub Błaszczykowski, czy Sławomir Peszko grali już, i to dobrze, w meczach i na stadionach, które Małecki dotychczas mógł zobaczyć tylko w telewizji. I to jeśli akurat nie wyskoczył na spotkanie z podejrzanymi kumplami z miasta.

A że to jego sprawa? Pewnie. Ale nie dziwmy się, że dyskusja o Patryku Małecki w pewnym momencie zeszła z torów merytorycznych na plotkarskie, bo to sam Małecki swoim zachowaniem popchnął ją w tym kierunku.
Istotne zaczęło być to, czy naprawdę już dorósł, na pewno kupił mieszkanie, czy to prawda, że zaczął zastanawiać się nad inwestowaniem swoich pieniędzy i mniej imprezować. Słowem: czy dojrzał. Dlatego dziś – w trakcie zgrupowania kadry – ciągle zamęczany jest przez dziennikarzy pytaniami o swój charakter i dociekanami czy nad nim panuje. Potulny jak baranek opowiada przed kamerami – „Nie ma ze mną żadnych problemów i nie będzie".

– Przylgnęła do niego łatka łobuza, a wypowiada się o nim wielu takich, którzy wcale nie są lepsi. Widzieliśmy ostatnio piłkarzy Legii, którzy bawili się w mało elegancki sposób po zwycięstwie w Moskwie i jakoś nie słyszę słów potępienia. Natomiast w sprawie Małeckiego takie na pewno by się pojawiły. A ja naprawdę nie widzę w nim nic, co różniłoby go tak bardzo od innych piłkarzy – broni go Jacek Bednarz, który był dyrektorem sportowym Wisły, gdy Małecki przebijał się do podstawowoego składu.

Obrażone legendy
Wiadomo jednak, że lista mniej lub bardziej zatrważających występków pozaboiskowych piłkarza jest długa i niestety ma znaczenie. Zresztą początkowo selekcjoner argumentował przełomowe zaproszenie dla zawodnika słowami, które o tym świadczą: – Nie powołałem go tylko na podstawie efektownego gola, ani tym bardziej przez presję kibiców. Grał ostatnio dobrze, trzymał formę, ale najbardziej podoba mi się zmiana w jego mentalności – mówił Smuda.

Niestety selekcjoner wypowiedział te słowa w przededniu jednego z najsłabszych meczów Małeckiego w karierze – przeciw APOEL-owi Nikozja. Co gorsza kilka dni później piłkarz błysnął głupawą wypowiedzią – o wysyłaniu części kibiców Białej Gwiazdy na stadion Cracovii. Nikt nie będzie zajmować się tym, że Małecki w trakcie mistrzowskiej fety szybko zostawia drużynę i pędzi świętować sukces z chłopakami z miasta, ale obrażenie kibiców i legend Wisły to duże przewinienie. Chwilę przed wypowiedzią o wypędzaniu kibiców, na łamach „PS" sugerował, że byli piłkarze Wisły odwodzili Smudę od jego powołania. "Posłuchał byle kogo (...) dawnych trenerów i działaczy, panów po pięćdziesiątce, którzy codziennie siedzą w Krakowie na Rynku i czekają, aż ktoś im postawi kawę, a oni w podzięce sprzedadzą mu plotki".

– Byliśmy tym zbulwersowani. To był policzek dla nas, byłych piłkarzy Wisły. Kmiecik, Kusto, Iwan... – wylicza Marek Motyka.
– Bywa że dosiada się do nas Franek Smuda, ale zawsze mówiliśmy mu o Małeckim same pozytywy, nawet jeśli sobie na to nie zasłużył. A teraz czytam, że czekamy aż nam ktoś kawę postawi... Kim on jest żeby pozwalać sobie na takie złośliwości? Małecki nigdy mi kawy nie stawiał i niech nigdy tego nie robi. Nie wypiłbym. Nie chcę mieć z nim bliższych kontaktów. To zwykły, przeciętny kopacz, bo do piłkarza na razie mu daleko. Daj Boże, żebyś Patryku kiedyś tak siedział jak my na tym rynku i był tak życzliwie witany przez wszystkich krakowian. Pamiętaj: ty też kiedyś będziesz miał pięćdziesiąt lat, a to ludzka pamięć jest właśnie zapłata za całą karierę – denerwuje się Motyka.

Gra swój mecz
Wcześniej Małecki wielokrotnie dawał znać, że ze Smudą nie przepadają za sobą.
– Franek i Patryk stali się ofiarami medialnego szumu. Media ciągle pytały obie strony o brak powołania dla Małeckiego. Raz czy dwa można odpowiedzieć normalnie, ale jak to się zaczyna ciągnąć i cały czas trzeba się z tego tłumaczyć, to samemu tworzysz sobie w głowie jakiś problem. Patryk miał w końcu kłopot, co odpowiedzieć i padły jakieś niepotrzebne słowa – tłumaczy Bednarz.

W ciągu roku bez powołań banita rzekomo poprawił strzał lewą nogą. Podobno gol w pierwszym spotkaniu przeciw Cypryjczykom nie był przypadkiem, a po prostu skutkiem pracy nad sobą. Wielu obserwatorów jednak wątpi, czy Małecki jest w stanie wspiąć się na wyższy, reprezentacyjny, poziom. Ironicznie pytają: „A grę głową też poprawił?". Bywają przecież piłkarze... mało roztropni poza boiskiem, ale wśród nich można też znaleźć takich, którzy mimo to myślą na nim. Niestety powtarzający się wciąż obrazek z meczów Wisły, to widok Małeckiego, który długo holuje piłkę przy nodze, a wokół stoi trzech kolegów.

– To zawsze będzie człowiek, który trochę będzie sprawiał wrażenie, że gra swój mecz, a drużyna swój. Ale widzę, że stał się bardziej odpowiedzialny. Musi poprawić procent celnych podań i lepiej umieć ocenić, kiedy zaryzykować akcję indywidualną, a kiedy podać. Może czasem irytować, ale stać go na dużo – ocenia Bednarz.

Gdzie jest szczyt
Tylko że w kadrze nie miał dotychczas okazji, by pokazać, że jest czymś więcej niż piłkarzem, który nieco wystaje ponad poziom 23. ligi w Europie. Dość powiedzieć, że dla Małeckiego mecze fazy grupowej Ligi Europejskiej, to już będzie wyzwanie, bo na takim poziomie jeszcze nigdy nie grał. Spotkania z Liteksem i APOEL-em, czy 20 minut w kadrze z Rumunią, to na dobrą sprawę jedyne spotkania o nieco większą, aczkolwiek wciąż relatywnie niską, stawkę. Możliwe, że dalszym impulsem do rozwoju mógłby być tylko transfer zagraniczny, odcięcie się od krakowskiego środowiska.

Pytanie, czy znajdą się odważni na piłkarza, który w najpoważniejszym meczu swojej kariery rozgrywa najgorsze spotkanie? Małecki w Nikozji nie był sobą. Podejmował decyzje, które kazały myśleć, że nie radzi sobie ze stresem i przez to ma zawężone pole widzenia. Pierwszy raz okazało się, że „Mały" wcale nie jest takim "kozakiem", na jakiego pozuje.

Po stronie argumentów niedowiarków należy też umieścić ledwie jeden zwód, na który ligowi rywale w Polsce i tak cały czas dają się nabierać. Ostre ścięcie do środka za pomocą lewej lub prawej nogi. Innych nie ma. Czy więc przypadkiem nie jest tak, że cały ekwipunek Małeckiego to tylko ogromna wiara w siebie oparta na prostackiej pogardzie dla rywala i straceńczych szarżach. Na ciągłym podejmowaniu ryzyka bez względu na dobro drużyny? Gdzie leży szczyt możliwości Małeckiego i czy czasem już go właśnie nie oglądamy?

– Chcę go oceniać tylko, jako piłkarza i nie sądzę, by w ostatnim rok rozwinął się w odpowiednim kierunku. Jest tym samym zawodnikiem, co rok temu. Jak ma podać, to strzeli. Jak strzelać, to podaje – mówi Kazimierz Węgrzyn, który w ogóle nie za bardzo chce rozmawiać o zawodniku Wisły. W przeszłości zwracał uwagę na jego boiskowe błędy, ale Małecki krytykę rozumiał opacznie i później dużo energii marnował na oddawanie razów.

– To mu nie służy, a ja przestałem traktować go poważnie. Jak najmniej mówić, to proponuję Patrykowi – ironizuje Motyka. – Tak naprawdę Małecki na razie jest tylko jednym z wielu. Naubliżał już wielu ludziom. Ma coraz więcej wrogów. Zagubił się totalnie, a wypowiedzią o kibicach strzelił sobie w kolano. Wysoko buja w obłokach, a dwa ostatnie mecze w Wiśle powinny sprowadzić go na ziemię. Oby dwa najbliższe spotkania kadry nie sprowadziły go jeszcze niżej. Jeśli zawiedzie, to mogą być jego ostatnie podrygi w reprezentacji – przestrzega Marek Motyka.

Małecki w kadrze:
14.11.2009 Polska – Rumunia 0:1 (20 minut)
18.11.2009 Polska – Kanada 1:0 (2 minuty)
17.01.2010 Polska – Dania 1:3 (5 minut)
20.01.2010 Tajlandia – Polska 1:3 (69 minut i gol)
23.01.2010 Polska – Singapur 6:1 (27 minut i gol)
03.03.2010 Polska – Bułgaria 2:0 (12 minut)
29.05.2010 Polska – Finlandia 0:0 (1 minuta)

W meczu z Meksykiem rozegrał 45 minut.

Brak komentarzy: