piątek, 26 sierpnia 2011

VIERI, VAN PERSIE, BABEL, A DZIŚ ZAHORSKI, SIKORSKI I KORZYM...
Wychowanek Ajaksu Amsterdam w barwach PSV Eindhoven.

"Dziwna kariera Lameya"
("Przegląd Sportowy", 12.08.2011)

PIŁKA, WYSKOK, ŁOKIEĆ, TWARZ
To się zdarzyło kilka lat temu w PSV Eindhoven w meczu z AC Milan. Wygraliśmy 1:0. W naszych rezerwach grał pewien Włoch, z którym zawsze pod szatnią ucinałem sobie włoskie pogawędki. Na początku meczu fazy grupowej Ligi Mistrzów odebrałem piłkę Christianowi Vieriemu. Kipiał ze złości. Przypomniałem sobie te pogawędki i krzyknąłem do niego kilka włoskich słów. Rozwścieczył się na dobre, przestał patrzeć na piłkę. Każde wysokie podanie to była dla niego okazja do rewanżu. Piłka, wyskok, łokieć, twarz! A sędzia nie reagował. Straciłem koncentrację na meczu. Bałem się o zdrowie, więc postanowiłem, że już nigdy nie będę prowokował rywali.

NAZYWAŁ SIĘ VAN PERSIE
Grałem przeciw Gilardino, Kace, Szewczence czy Seedorfowi, ale wiele lat wcześniej w Holandii, gdy byłem prawym obrońcą w RKC Waalwijk, zmierzyłem się z takim jednym... On – lewoskrzydłowy w Feyenoordzie. Robin van Persie. Już po chwili gry pomyślałem: Jezu, jak on kręci!
Doskonale zapamiętałem też Ryana Babela. Grałem z PSV finał Pucharu Holandii przeciw Ajaksowi. Dochodziła 70 minuta. Patrzę, a tam przy linii gotowy do wejścia na boisko stoi świeży Babel. Wiesz, co w takich chwilach myśli sobie obrońca? Zmęczony narzekałem: „Co on teraz ze mną zrobi?”. I faktycznie – jak wystartował, przestało być łatwo.

GUUS HIDDINK
Kiedyś wykonywałem dużo ostrych wślizgów. Podszedł do mnie Hiddink i spytał: „Co ty do cholery wyrabiasz? Po prostu biegnij za nim". Od tego czasu zmieniłem styl, naciskam rywala, aż on sam popełni błąd.
Guus na początku mnie nie znał. Dopiero co przyjechał z Korei Południowej, więc musiałem się wykazać i wybrałem wypożyczenia do AZ Alkmaar i Utrechtu. Po powrocie długo walczyłem o miejsce w składzie, bo ze szkółki wyszedł bardzo utalentowany Kasper Boegelund. Ale nie przejmowałem się tym. Hiddink potrafił stworzyć tak przyjazną atmosferę, że nawet jako rezerwowy czułem się ważny.

3 RAZY NA ŁAWCE AJAKSU
W akademii Ajaksu spędziłem 7 lat. Razem z Andym van der Meyde. Efekt całego szkolenia był taki, że trzy raz trafiłem na ławkę pierwszego zespołu. Bez debiutu. Ale może to i dobrze? Przypominam sobie spotkanie ligowe z De Graafschap. Byłem rezerwowym, gdy nasz prawy obrońca doznał urazu. Pomyślałem: „O, nie!". Z perspektywy ławki wydawało mi się, że mecz jest strasznie szybki. Oglądał go stadion pełen ludzi. Nie chciałem wchodzić! Miałem 18 lat i nie czułem się gotowy. Ajax chyba też, bo w tamtych czasach trzeba było mieć trochę szczęścia, by otrzymać szansę. Co sześć miesięcy przychodził nowy trener. Morten Olsen, Jan Wouters, Hans Westerhoff. Przez zamieszanie w klubie nikt nie odważył się postawić na młodzieńca.

MARTIN JOL
Miałem 19 lat i dwuletni kontrakt z drugim zespołem Ajaksu, gdy pewnego dnia wypatrzył mnie Martin Jol, trener RKC Waalwijk. On wtedy dopiero zaczynał, podobnie jak ja. Okazał się świetnym taktykiem. Za każdym razem, gdy graliśmy przeciwko dużym klubom Eredivisie, potrafił wybrać jakiś ciekawy wariant, który zawsze działał. Wiedział, kiedy krzyknąć na piłkarza, a kiedy pogłaskać.

4 MILIONY EURO
Nabrałem pewności siebie, gdy zagrałem pierwszy sezon w Eredivisie i od razu w europejskich pucharach. Wypatrzyło mnie PSV Eindhoven, zgodę wyraził ich trener Eric Gerets i zostałem wykupiony za ponad 4 miliony euro. To dużo za 22-latka? Nie przesadzajmy. W tym czasie za tyle samo do Eindhoven trafił Arjen Robben. W ramach umowy jeszcze przez rok pozostałem w RKC i dopiero wtedy przeniosłem się do PSV.

Z PRZODU COCU, Z BOKU AFELLAY
Patrzę, a tam przede mną Philip Cocu. Rozglądam się dookoła – Jefferson Farfan i Ibrahim Afellay. Wskazówki daje mi Mark van Bommel. Tempo gry na treningach PSV było kosmiczne, szybsze niż w Eredivisie. To dlatego długo nie chciałem odchodzić z tego klubu. Przypominam sobie to niesamowite uczucie, gdy nagle czujesz, że to takie proste. Mecz ligowy to pestka. To PSV zrobiło ze mnie piłkarza. A to że jestem wychowankiem Ajaksu? W Holandii niemożliwe są tylko transfery na linii Ajax – Feyenoord.

NIGERIA POWOŁUJE
Byłem zdziwiony, bo wcześniej nie miałem kontaktu z federacją nigeryjską, a oni od razu powołali mnie na Puchar Narodów Afryki! Moja matka jest Nigeryjką, a ojciec Holendrem. Był 2006 rok. Pomyślałem tak: „Dopiero co wywalczyłem miejsce w składzie PSV, a teraz mam wyjechać na dwa miesiące do Afryki i wszystko stracić?". Podziękowałem. Moment nie był dobry. Szykowaliśmy się do meczów z Olympique Lyon w 1/8 finału Ligi Mistrzów. W prasie powiedziałem, że jeśli Nigeria awansuje do mistrzostw świata w Niemczech, chętnie się wybiorę. Ale nie awansowała, a z Nigerii już nigdy się nie odezwali. Ale gdyby teraz ktoś do mnie zadzwonił, raczej bym pojechał.

Z PSV DO DUISBURGA
Do PSV przyszedł Ronald Koeman. Pewnego dnia mówi: „Podpisz kontrakt na 2 lata". Odpowiedziałem, że może będę chciał wyjechać i zobaczyć coś więcej niż Holandię. Zwlekałem. Koeman wszędzie tworzy problemy. Miał kłopoty ze Sneijderem w Ajaksie, Barają w Valencii. Nadszedł 1 lipca i spanikowałem: „Muszę znaleźć klub!". I wybrałem Duisburg. Jak można było tam przejść z PSV? Doprawdy, nie wiem.

FUTBOL W NIEMCZECH
W Bundeslidze nigdy nie wychodziliśmy poza własną połowę, a przez cały mecz gra Duisburga polegała na wykopywaniu piłki do przodu. Myślałem: „Co to ma być?". Nie byłem szczęśliwy. Spadliśmy. Poszedłem do Bielefeld, a tam jeszcze gorzej. Nie było taktyki, ciągłe bieganie. No i chcieli, abym za każdym razem atakował. Absurd. Jak możesz sto razy wychodzić do ataku w ciągu połowy w takim zespole? Gra o utrzymanie była trudniejsza niż w Lidze Mistrzów.
Gdy prowadzisz 2:0 w Holandii, wiesz, że wygrałeś mecz. Tylko doprowadzasz go do końca. W Niemczech przekonywałem się, że może być inaczej. Ile to razy wygrywaliśmy 3:0 i w ostatnich minutach traciliśmy 4 gole. A oni nic, atakowali, atakowali! Znów spadliśmy.

KRÓTKA DRZEMKA W OBRONIE
Artur Wichniarek mówi, że przy spalonych ucinałem sobie drzemki w obronie Bielefeld? W Holandii nie gramy na spalone, bo to nie ma sensu. Tam łapiesz rywala na ofsajdzie, gdy naprawdę jesteś pewien, że to się uda. A w Niemczech? Gdy rywal zagrywa długą piłkę, środkowi obrońcy podnoszą ręce, wychodzą do przodu i czekają na spalonego. To niemożliwe, aby boczni obrońcy mogli się w tym połapać. Spytałem trenera, czemu nie możemy tego zmienić? Ale nie, to było wygodne dla stoperów. Wiedzieli, że są zbyt wolni, by ścigać napastników. Wichniarek powie, że przysypiałem, a ja mogę powiedzieć, że gdyby on zdobył bramkę w sytuacji sam na sam z bramkarzem w ostatniej minucie meczu, który kończył sezon, to byśmy nie spadli.

WISŁA – POWRÓT DO ŻYWYCH
Nie byłem ostatnio zadowolony. Wybór Leicester nie był za dobry. Po kilku tygodniach trenera Paulo Souse zwolnili. Przyszedł Sven-Göran Eriksson. W klubie pojawiła się presja, że mamy awansować. Zaczęły się wypożyczenia i transfery. Straciłem miejsce w składzie. Straciłem czas. Teraz chcę wrócić do Ligi Mistrzów.

Brak komentarzy: