MR KUPIĆ - SPRZEDAĆ
Valckx w trakcie prezentacji Balazsa Dzsudzsaka (transfer za 2 mln E do PSV)
Stan Valckx otwarcie przyznaje, że adrenalina związana z oknem transferowym, jest tym, co go nakręca. Wisła ściągając Stana Valckxa do Krakowa "kupiła" w pakiecie także jego rozległe kontakty.
Valckx, czyli człowiek, który Wiśle ma dać inną jakość.
"Mr Kupić - Sprzedać"
(Przegląd Sportowy, 21.02.2011)
CZYTAJ TEŻ:
Stan Valckx opowiada o swoim pobycie w Chinach
Wszystkie ucieczki Roberta Maaskanta...
Moje śledztwo: Ile lat ma Mouhamadou Traore?
Marek Pogorzelczyk najszybszy na sto metrów?
- Pamiętam jak powoli drukował się ten faks... - ożywia się Stan Valckx na wspomnienie ostatniego dnia okna transferowego PSV Eindhoven sprzed kilku lat. - Sprzedaliśmy dwóch piłkarzy, w tym kluczowego: napastnika Arounę Kone do Sevilli za 15 milionów euro. Za pomocą części tych pieniędzy jeszcze tego samego dnia ściągnęliśmy trzech zawodników. W sumie pięciu piłkarzy jednego dnia! Ostatni faks, który decydował o powodzeniu całej operacji, wydrukował się 30 sekund przed północą - Holender uśmiecha się szeroko.
Katastrofa była blisko, lecz jak co roku, udało się jej uniknąć. Valckx przez cztery lata w Eindhoven, handlował z europejskimi potęgami, w każdym oknie sprzedawał najlepszych piłkarzy, ale dalej grał w Lidze Mistrzów. Wydał 51 milionów euro, zarobił 85 milionów.
Gdyby nie porwanie
„Pokaż mi dyrektora sportowego, a powiem ci, co to za klub". Takie myślenie funkcjonuje w europejskiej piłce. Powoli dociera też do ekstraklasy, która zmaga się z brakiem specjalistów wysokiej klasy. Jak się robi piłkarski biznes - Holender zna go od podszewki.
Niczym bohater powieści szpiegowskiej tajemnicą owiewa swoją międzynarodową siatkę powiązań, na którą składają się agenci, pośrednicy i byli piłkarze. Otacza się aurą niedostępności, woli działać po cichu. Ale w Europie wszyscy wiedzą, że Valckx ma sukcesy - transfery Balazsa Dzsudzsaka, Carlosa Salcido, DaMarcusa Beasleya - wszystkie za 2 miliony euro, czy Heurelho Gomesa (za 1 mln), mówią same za siebie.
Wiele z jego kontaktów i wtyk wywodzi się z Ameryki Południowej... To dzięki znajomości z agentem Vlado Lemiciem do PSV Eindhoven trafili bramkarz Gomes (dziś Tottenham) i obrońca Alex (Chelsea). Valckx wraz z Guusem Hiddinkiem był też niegdyś bliski ściągnięcia Robinho z Santosu za 13 mln dolarów.
Transfer jednak nie wypalił, bo... bandyci uprowadzili matkę piłkarza. W jaki sposób Holender zbudował swoją siatkę? Niektórzy sądzą, że Valckx ujmuje ludzi osobistym podejściem i że to nie przypadek, iż prawie zawsze oddzwania na nieodebrane telefony. Ale to byłoby przecież za proste...
Valckx w Europie zna niemal każdego i zna go prawie każdy. Gdy zmarł Sir Bobby Robson, to on, jako były kapitan PSV, był specjalnym gościem ceremonii. Funkcję ambasadora klubu pełnił też krótko po tym, gdy w 2000 roku przestał grać w piłkę. Otrzymał wtedy dwie propozycje z PSV - nie tylko pracował, jako trener obrońców w zespole rezerw i drużyny U-15 (Holender w wieku 22 lat zrobił licencję trenerską), ale też prowadził rozmowy ze sponsorami, próbując przekonać ich do inwestycji. Bywał gospodarzem w trakcie meczów - to do niego należało wygłaszanie powitań gości. W końcu zdecydował się jednak na pracę w agencji menedżerskiej. Spędził w niej ważne trzy lata.
- Ciekawy okres. Poznawałem ludzi, prezydentów, piłkarzy, agentów, dyrektorów sportowych - wspomina dziś. W lutym 2004 roku w słuchawce telefonu odezwał się Guus Hiddink, trener PSV. Zaproponował mu stanowisko dyrektora sportowego. Do Tottenhamu właśnie odchodził Frank Arnesen...
Oddał Porsche
Wisła ściągając Valckxa do Krakowa „kupiła" jego wieloletnie kontakty. Niektórzy w Holandii ostrzegają, że można ich świetnie użyć tylko, gdy ma się dużą kasę na pokrycie rachunków.
Pieniędzy w PSV było przecież tyle, że gdy niewypał transferowy, stoper Alcides (ściągnięty tym samym kanałem, co Gomes i Alex) wyjeżdżał do Dnipro Dniepropietrowsk, po prostu oddał przechodniowi swoje Porsche Cayenne! - Proszę, jest twoje - powiedział i przekazał kluczyki. Tak dużo zarobił w Eindhoven. To jednak dzięki kontaktom, a nie ogromnym pieniądzom, Valckx ściągnął już do Wisły Kewa Jaliensa. Za darmo.
- Swoimi kanałami dowiedziałem się, że Kew zawarł ustne dżentelmeńskie porozumienie z klubem. Jeżeli znajdzie sobie pracodawcę, Alkmaar nie będzie chciał za niego żadnych pieniędzy. Ta informacja była rozstrzygająca. Dzięki niej, za nic trafił do nas dobry piłkarz - tłumaczy.
W Eindhoven środki na inwestycje często zapewniał sobie jednak sam, gdyż każdego roku sprzedawał czterech lub pięciu piłkarzy z podstawowego składu. - Tak działaliśmy. Zawsze mieliśmy jednego lub dwóch dogadanych piłkarzy w innych klubach. W przypadku odejścia któregoś z kluczowych graczy mieliśmy dublera. Zawsze. Przygotowaliśmy wszystko tak sprawnie, że rok po roku byliśmy w stanie znaleźć następców sprzedawanych piłkarzy - mówi z dumą w głosie, jak generał prawdziwego wywiadu.
Prawdopodobnie poza bramką Massimo Ambrosiniego z Milanu (zabrała PSV finał Ligi Mistrzów 2005), największe emocje w Eindhoven odczuwał, gdy udawało się zastąpić sprzedane gwiazdy.
W łóżku z telefonem
- Gdy nadchodził 1 września, mówiliśmy sobie w PSV: „Znów to zrobiliśmy!" - Valckx nabiera głębokiego oddechu. - To ekscytująca praca. Pociąga za sobą stres, emocje, różne myśli. Nigdy nie wiesz, co przyniesie jutro. Zwykle bowiem nieprzyjemne niespodzianki zdarzają się dopiero na samym końcu. Musisz być cały czas gotowy na reakcję. W trakcie tych gorących dni nawet spałem w innym pokoju niż żona, aby tylko jej nie obudzić. Zabierałem telefon do łóżka, żeby być gotowy na sygnał z Ameryki Południowej, gdzie rozstrzygał się transfer. Przez różnicę czasu telefon dzwonił całą noc! - wspomina.
Dlatego tak dobrze czuje się z zadaniem, które powierzono mu w Krakowie. Kibice histerycznie zareagowali na sprzedaż Pawła Brożka za ponad 2 miliony euro. Holender jednak wiedział, że nadszedł czas Brożka. Część pozyskanych pieniędzy zamienił na pięciu zawodników. Bo Valckx jest zwolennikiem ruchu w interesie. Mawia: "Trzeba wyczuć dobry moment i sprzedać. Na tym polega ten biznes. Klub musi sprzedawać, żeby znów inwestować pieniądze".
Przyznaje też, że kluczem do sukcesu jest otoczenie się właściwymi ludźmi. Może oglądać od 700 do 1000 meczów w ciągu roku, z każdego sporządzać wnikliwe raporty, ale nie jest w stanie całej pracy wykonać sam.
- Zanim zobaczyłem Jeffersona Farfana, byli tam na miejscu skauci. To ludzie, którzy bardziej go odkryli niż ja. Ludzie, na których możesz polegać - mówi.
Dziś, jak mówi "wie, co robić i jak do tego dojść", ale zrozumienie biznesu zajęło mu kilka lat.
Superagent
W Eindhoven i Krakowie dysponuje porównywalną liczbą skautów (pięciu) i mówi, że więcej nie potrzeba. Dzięki ich pracy każdy ze ściągniętych zimą piłkarzy został obejrzany 4-5 razy na żywo. Operacja nadzorowana przez Holendra zajęła trzy miesiące, choć zwykle pracuje z rocznym wyprzedzeniem.
W tym czasie skauci spędzili więcej czasu w podróży niż w Krakowie. Valckx zawsze ustala również numery 2 i 3 na liście życzeń i co jakiś czas kontaktuje się z nimi. Zdradza, że dobrze robi kontakt choćby, co trzy tygodnie, by podtrzymać zainteresowanie.
- Jeśli potrzebujesz zawodników na 5-6 pozycjach, to znaczy, że masz 3 opcje na każdej, czyli kontaktujesz się przynajmniej z 18 piłkarzami - wylicza.
Valckx w trakcie swojej pracy w Holandii miał o tyle łatwiejsze zadanie, że jednym z pięciu skautów był Piet de Visser, znany w świecie jako „superskaut", człowiek o renomie agenta 007 wśród wszystkich piłkarskich szpiegów. A to spora różnica. Połowę ciała 76-letniego staruszka stanowić może plastyk, mężczyzna wielokrotnie mógł walczyć z rakiem, ale wiadomo, że nic nie powstrzyma go przed odnalezieniem największych talentów w futbolowym świecie. Obecnie jest doradcą Romana Abramowicza w Chelsea.
Gdzie ja jestem?
Praca ze sławami, cztery mistrzostwa Holandii, półfinały i ćwierćfinały Ligi Mistrzów. Wielkie transfery, choćby sprzedaż Arjena Robbena do Chelsea Londyn (18 milionów euro), czy Ji-Sung Parka do Manchesteru United (4 miliony funtów). Sława i pieniądze. Valckx odszedł jednak z Eindhoven po ostrym konflikcie z prezydentem klubu, Janem Rekerem.
- Najdziwniejsze było to, że Jan był moim przyjacielem. Znałem go odkąd miałem 13 lat, był moim trenerem w zespole juniorów... - kiwa głową. Według holenderskich mediów, Reker miał skłonność do ingerowania w pracę Valckxa. Według samego Valckxa - nie podejmował decyzji dobrych dla przyszłości klubu.
- O jedną z nich się pokłóciliśmy. Chciałem 2-3 dobrych piłkarzy, a on 6-7 średnich za te same pieniądze. W dodatku bez mojej wiedzy ściągnął trenera. Powiedziałem „Nie mogę z tobą więcej pracować" - wspomina. Ale wkrótce po jego odejściu Reker zaczął rozpowszechniać plotki o defraudacji pieniędzy przez obecnego dyrektora Wisła, nieczystych kontaktach z menedżerami, w tym z Vlado Lemiciem (był szarą eminencją w klubie i nawet przebywał na treningach zespołu).
- Reker był pod presją, chciał ściągnąć na innych całą uwagę. To nie był łatwy czas dla mnie. Nie miałem pracy, a jeśli ktoś rozpowszechnia plotki, trudno z tym walczyć - przekonuje i wyjaśnia swoje relacje z Lemiciem.
- Jeśli masz kontakt z człowiekiem, który zna mnóstwo ludzi i ma wiele informacji, używasz tego, bo na tym poziomie to bardzo istotne. Zresztą, gdy jako dyrektor zacząłem pracować w PSV, ten człowiek od dawna był już przy klubie.
Holenderscy dziennikarze sugerują, że Valckx otrzymał w Krakowie lepszą ofertę niż mógłby w Eredivisie, czy innym miejscu na świecie, np. w Chinach, w których spędził rok pracując, jako doradca w Szanghaj Shensua. Od początku ostro zabrał się do pracy.
- Czasami budzę się w hotelu i zastanawiam się: „Gdzie teraz jestem? W jakim kraju?" - uśmiecha się Valckx. W trakcie ostatnich dwóch miesięcy rzadko bywał w klubie. Teraz ma szansę odpocząć, lecz codziennie przesuwa pionki na mapie świata i myśli już o kolejnym oknie transferowym. Co dalej? Gdzie teraz? Dobrze obserwujcie, dokąd lata. Generał wywiadu znów musi kogoś sprzedać, aby zainwestować!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz