poniedziałek, 24 listopada 2008

"Przypadek"

W Polsce szkoleniem juniorów rządzi przypadek. Wystarczy spojrzeć, jak niewiele istnieje w kraju ośrodków, mogących pochwalić się dziesięcioma wychowankami w gronie najlepszych polskich piłkarzy - ligowych i grających za granicą.

Właściwie istnieje taki zaledwie jeden. To ŁKS Łódź - wychowawca trzynastu piłkarzy z grona około dwustu dziewięćdziesięciu grających w ekstraklasie i siedemdziesięciu na niezłym poziomie za granicą (ełkaesiacy na Zachodzie to m.in. Przemysław Kaźmierczak, Łukasz Madej, Marek Saganowski, a z młodszych, grających w Polsce - Rafał Kujawa i Paweł Zawistowski). Sześciu solidnych wychowanków na poziomie ekstraklasy lub wyższym, wyszkolił w ciągu ostatnich kilkunastu lat Hutnik Kraków (Krzysztof Przytuła, Michał Pazdan, Piotr Madejski, Dariusz Kołodziej, Łukasz Sosin i Marcin Wasilewski). Przerosnąć lokalnego rywala mogłaby Wisła, gdyby jej czterej wychowankowie z kadry pierwszego zespołu, udowodnili, że na nazwanie prawdziwymi ligowcami, zasługują. To Marcin Juszczyk, Mateusz Kowalski, Krzysztof Mączyński i Grzegorz Kmiecik. Rzecz nie dotyczy coraz lepiej radzącego sobie w lidze Patryka Małeckiego, bo ten jest półproduktem Wigier Suwałki.

Faktem jest jednak, że każdy klub ekstraklasy ma problem ze szkoleniem. Czasami jego przyczyna leży w braku bazy treningowej dla najmłodszych, niewłaściwym dostosowaniu umiejętności szkoleniowców do kategorii wiekowych lub złym systemie rozgrywek. Skutek jest jednak taki, że nawet najlepszy polski klub ostatniej dekady, w ciągu tego czasu nie wypuścił ani jednego wychowanka, który zamieniłby się w solidnego ligowca! Bo, o tym, że takie nazwiska, jak Łatka, Weinar, Nowak, czy Skrzyński, są wychowankami klubu z Krakowa, kibice zapomnieli już mniej więcej wtedy, gdy Tele-Fonika przejmowała Wisłę. Z tego powodu jedynym wychowankiem Białej Gwiazdy ostatnich lat, grającym w ekstraklasie w innym klubie niż Wisła, jest bramkarz Śląska Wrocław - Wojciech Kaczmarek. Klub z Krakowa kimś jednak od biedy może się poszczycić, tymczasem Legia Warszawa, ani w ekstraklasie, ani poza granicami kraju - nie ma nikogo! To skutek lat zaniedbań, które być może dopiero wkrótce, dobrą pracą z tzw. Młodymi Wilkami, uda się częściowo zatrzeć.

Hutnik – 6, Wisła – 5. Przy polskich standardach nie są to jednak wyniki fatalne, bo trzeba się sporo natrudzić, by znaleźć kolejne takie kluby. W nich, z masy co roku kilkunastu „produkowanych” juniorów starszych, średnio zaledwie jeden na całe dwa lub trzy roczniki, sprawdza się w ekstraklasie. Dotyczy to szkolenia Polonii Warszawa (jedyne efekty to m.in. Piątek, Łukaszewicz, Kuś i Kieszek), Jagiellonii Białystok (m.in. Sobolewski, Wasiluk i Kulig), Lechii Gdańsk i Śląska Wrocław (m.in. Janukiewicz, Podstawek i T. Sosna). Z grona klubów, które pożegnały się z ekstraklasą, a wciąż są w niej reprezentowane przez choć kilka nazwisk, to jedynie Raków Częstochowa (m.in. Błaszczykowski, Bojarski, Piotr Malinowski i Mariusz Przybylski), Olimpia Poznań (m.in. Burkhardt, Rasiak i Stachowiak), GKS Katowice (Kowalczyk, Sznaucner, Szala, Gajkowski, Dziółka) i Pogoń Szczecin (m.in. Majdan, Celeban, Grosicki, Ława). To bardzo niewiele. Przykład z Holandii: Ajax Amsterdam wychował stu piłkarzy, grających obecnie w Eredivise. Rachunek w Amsterdamie jest, więc prosty – mniej więcej dziewięciu piłkarzy każdego rocznika juniorów, jest wystarczająco dobra, by potem zarabiać grając na najwyższym poziomie. Tam jednak rocznie na szkolenie przeznacza się 4,5 miliona euro.

Amsterdamski klub często również przejmuje od innych młodych graczy w wieku 10-12 lat. Takim wychowankiem amsterdamskiego klubu jest Rafael Van Der Vaart, w wieku 10 lat wyłuskany z rodzinnego De Kennemers. Podobną politykę prowadzą w Polsce Gwarek Zabrze, UKS SMS Łódź, Amica Wronki i MSP Szamotuły, w kraju bardzo chwalone ośrodki. Z tym, że z reguły trudnią się one doszlifowaniem talentów trochę starszych, bo ściągniętych w wieku około 16 lat, stąd nie mogą nazywać ich swoimi wychowankami. Mimo to, wpływ tych „fabryk” na poziom polskiej piłki jest niebagatelny i z pewnością, choć trochę wzbogaca ubogi wybór na rynku (efekty to m.in. Piszczek, Magiera, Danch, Feruga, Sobczak - doszlifowani w Gwarku, Wojtkowiak, Kucharski, Kikut – w Amice, czy Dawid Nowak – w SMS Łódź).

W CV wielu dobrych krajowych piłkarzy widnieją także inne Szkoły Mistrzostwa Sportowego, nie tylko tej z Łodzi, niestety jedynej, która przetrwała. Dlatego szkoda państwowych ośrodków m.in. w Krakowie, Wrocławiu, i dobrego pomysłu z końca lat 90. o ich powołaniu. Ciekawe, czy na inny sensowny, nie wpadnie czasem Zbigniew Drzymała, i czy nie zdecyduje się na przekształcenie wspaniałej bazy Grodziska Wielkopolskiego w fabrykę talentów? Nie oglądając się na innych, swoje natomiast próbują robić Roman Kosecki w Kosie Konstancin i Andrzej Nakielski w Nakach Olsztyn. Póki co, jedyne efekty to Jakub Kosecki w przypadku pierwszego i Adrian Mierzejewski – drugiego.

Juniorom w Polsce w drodze do osiągnięcia wysokiego poziomu, nie przeszkadzają tylko nierówne boiska. Fatalni, pokpiwający sprawę szkoleniowcy, to też raczej problem juniorów i trampkarzy trenujących w klubach amatorskich. Ci, którzy pewien poziom techniczny i taktyczny zdołają osiągnąć, zrzeszeni w grupach młodzieżowych wymienionych klubów ekstraklasy i kilku innych, jak Korona Kielce, Zagłębie Lubin, Górnik Łęczna i Zawisza Bydgoszcz, męczą się z czymś innym – brakiem konkurencji w lidze wojewódzkiej. To samo dotyczy juniorów Amiki w Wielkopolsce, na Śląsku – Gwarka, w łódzkim – UKS-u SMS-u.

Skutek braku wyobraźni i egalitaryzmu Wydziału Szkolenia PZPN jest dziś taki, że najlepsi juniorzy, rozgrywają w sezonie najwyżej 5-6 spotkań, w których muszą wspiąć się na wyżyny. Dla naprawdę ambitnych, zmorą jest więc system rozgrywek juniorskich. Może gdy go zmienimy, do ekstraklasy będzie trafiać więcej młodych piłkarzy?

Brak komentarzy: