PRINT SCREEN Z FOOTBALL MANAGERA?
Czy za 10 lat dzieci uznają ten obrazek za "print screen" z Football Managera?
Kolejorz przestał być ekspresem, zwolnił, jedzie teraz z prędkością pociągu towarowego, ale przecież mogło być jeszcze gorzej – mógł praktycznie całkowicie wyhamować, gdyby wiosną 2012 nie awansował do Ligi Europy. Ten tekst jest właśnie o tym. W lutym wraz z Maćkiem Henszel nakreśliliśmy różne scenariusze. Na koniec
rundy wiosennej Lech ostatecznie wdrapał się na miejsce, dające start w
eliminacjach Ligi Europy (dopiero po zwolnieniu Jose Mari Bakero, o co
dopominałem się w komentarzu obok tekstu). Ale artykuł jest uniwersalny – warto do niego zajrzeć za każdym razem, gdy rozstrzyga się sezon.
Lech Poznań miał zdobyć mistrzostwo, a potem przedrzeć się do Ligi Mistrzów. Dziś wokół projektu zapanowała cisza. Klub zadowoliłby się Pucharem Polski, który pozwoliłby odetchnąć... księgowemu.
"Obrona przed zapaścią"
("Przegląd Sportowy", 17.02.2012)
– Idziemy na Championa! – takie hasło padło latem zeszłego roku w trakcie prezentacji drużyny. Dziś zamiast mocarstwowych planów jest tylko 5. pozycja w ekstraklasie i wymiana listów między zaniepokojonymi kibicami a właścicielem Jackiem Rutkowskim. Zamiast 15 tysięcy sprzedanych karnetów na rundę wiosenną poprzedniego sezonu jest ledwie 7 tysięcy. Zamiast lidera na polskim rynku jest prekursor metod oszczędzania. Dlatego tak trudno sobie wyobrazić, co jeszcze mogłoby nastąpić, gdyby po rundzie wiosennej Lech drugi rok z rzędu nie awansował do europejskich pucharów.
– To będzie absolutny zawód, jaki sprawimy kibicom i sobie. W efekcie nie będziemy się tak dynamicznie rozwijać jak do tej pory. Ale na pewno nie stanie się tragedia w tym sensie, że zgasimy światło i zamkniemy stadion – zapewnia prezes Lecha Karol Klimczak. Andrzej Juskowiak, były reprezentant Polski, w przeszłości związany z klubem, zauważa jednak:
– Jeden rok bez europejskich pucharów może się przytrafić. Przy drugim powstaje już spory problem.
Przegapiona szansa
Ten problem to ponowny spadek budżetu (wcześniej do 45 milionów złotych, a teraz być może nawet do 35 mln, czyli pułapu Śląska Wrocław). Pustawy stadion. Nowy, słabszy zespół w kolejnym sezonie. Koniec z kontraktami na poziomie 300 tysięcy euro. Lech jako ośrodek szkolący młodzież wchodzący na podium tylko z doskoku, raz na jakiś czas. Sportowa, wizerunkowa i finansowa klapa w wyścigu z Legią i Wisłą. Dla kibiców Lecha, jeszcze przed chwilą marzących o monopolu w ekstraklasie, taki stan rzeczy to byłby dramat.
Przyczyn zapaści można jednak szukać w działaniach sprzed roku. Albo nawet jeszcze wcześniej. Błędy popełniono po największych sukcesach.
– Półtora roku temu widziałem olbrzymią szansę, aby Lech odjechał reszcie ligi na kilka lat. Zespół był gotowy, ale kilka transferów dałoby drużynie inną jakość. Ta szansa została przegapiona. Przed eliminacjami Ligi Mistrzów zabrakło decyzji – mówi Juskowiak. 13 milionów złotych znalazło się dopiero po pół roku.
– Było już za późno. Sytuacja w tabeli była zła (Lech tracił 8 pkt do podium – red.). Mimo to zdecydowano się na bardzo ryzykowny wariant, hurraoptymistyczny, którego zabrakło pół roku wcześniej, gdy odpowiednio zaplanowane transfery mogły wynieść Lecha na wyższy poziom – dodaje.
Grozi przebudowa
Zimą 2011 podpisano zbyt wysokie kontrakty. Lech poczuł się krezusem, którym jeszcze nie był. Przeinwestował. Ściągnięto m.in. Rafała Murawskiego (30-latka) za 1 mln euro, Vojo Ubiparipa i Huberta Wołąkiewicza. Manuel Arboleda dostał kontrakt w wysokości 420 tys. euro rocznie.
– A to tylko spowodowało, że każdy kolejny zawodnik, który przy Bułgarskiej rozmawia o przedłużeniu kontraktu, ma żądania finansowe na podobnym poziomie – mówi jeden z menedżerów piłkarskich.
Budżet klubu bez gotówki z europejskich pucharów nie będzie w stanie unieść ewentualnego ciężaru tak wysokich umów. Lech nie będzie mógł nawet marzyć, by zagwarantować zarobki 300–350 tys. euro. Stąd właśnie trwa wyczekiwanie w przypadku takich graczy, jak kapitan zespołu Grzegorz Wojtkowiak czy Dimitrije Injac. A przecież Semir Stilić podczas pierwszej rozmowy mówił szefom klubu, że jest skłonny zostać w Poznaniu, ale oczekuje zarobków na poziomie... pół miliona euro.
To więc oczywiste – brak awansu doprowadzi do przebudowy zespołu. Świadczą o tym słowa Rutkowskiego z listu: „Chcemy jeszcze raz dać szansę trenerowi Bakero, żeby przekonał nas do swoich koncepcji. (...) Jeżeli zespół nie osiągnie szybko dobrych wyników, będziemy musieli się przyznać do błędów, dokonać zmian i rozpocząć budowę drużyny od początku".
Rudniew polisą
Będzie musiał powstać niemal nowy zespół. Bez Artjoma Rudniewa, polisy ubezpieczeniowej klubu, którą przy Bułgarskiej wycenia się na 5 mln euro (bardzo wysoko, być może dlatego że 20 procent praw do kwoty transferu posiada węgierski Zalaegerszeg). W praktyce więc brak awansu oznacza cofnięcie się do lata 2008, kiedy przychodzili Arboleda, Lewandowski, Peszko i Stilić. Wtedy tworzył się zespół, który w 2010 r. wywalczył mistrzostwo Polski. Różnica jest jedna: teraz Lecha nie będzie już stać na zainwestowanie 2 mln euro. Jakość nowej drużyny znacząco się obniży. To już nie będzie Lech-faworyt.
– Gra przez kilka lat w jednym składzie to świetna sprawa. Ale jeśli znów zawiodą, trzeba będzie wpuścić trochę świeżej krwi. Dotychczas obecny zespół nie wykorzystywał potencjału z powodu niektórych wyborów, ustawienia i uprzedzeń trenera Bakero – analizuje Juskowiak.
Najbardziej boli świadomość, że realia mogłyby wyglądać wręcz kolorowo, gdyby tylko Lech wygrał serię rzutów karnych w finale PP 2011. Przecież latem Kolejorz zostałby... po raz pierwszy w historii rozstawiony wśród najlepszych ekip w fazie kwalifikacyjnej Ligi Europy! Dwumecz ze słabszym rywalem mógłby otworzyć drzwi do kilku milionów euro. Ten przywilej Kolejorz będzie miał jeszcze przez dwa lata, a potem – jeśli nie dorzuci punktów – utraci go.
Jeśli więc wiosną zawiedzie, będzie miał już tylko jedną szansę, aby skonsumować dwa awanse do 1/16 finału na przestrzeni pięciu lat. Te sukcesy ustawiły Lecha w dobrym położeniu wśród europejskiej drugiej ligi i – co najciekawsze – aż do 2013 roku pozwala poznaniakom również na... rozstawienie w ostatniej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów!
Zaufanie kibiców
W tak dobrej sytuacji nie był jeszcze żaden polski klub. Wprawdzie Wisła 2003–2007 miała jeszcze wyższy wskaźnik, ale aby sięgnąć po minimum 8–10 mln euro, musiała bić się z Realem Madryt. Z kolei gdyby to Lech został mistrzem 2011, 2012 lub 2013, trafiłby na mistrza Szwecji lub Austrii!
– Trzeba w końcu wykorzystać reformę Platiniego, bo nie wiadomo, jak długo ona będzie funkcjonować. Szkoda byłoby, gdyby Lech nie skorzystał z mozolnie wypracowanego dorobku. Łatwo się zapomina, ile drużyna musiała przejść, żeby zdobyć te punkty. Co równie istotne, brak europejskich pucharów nadszarpnie też zaufanie kibiców. Niektórzy z nich mogą nie wrócić na stadion przez 2–3 lata. To byłoby olbrzymim ciosem dla ludzi, którzy od lat budują ten klub – przyznaje Juskowiak.
Fitness lub market
Czy w przypadku porażki w tunelu będzie tlić się jeszcze światło? W tym roku klubowe finanse mogłaby uratować tylko sprzedaż Rudniewa, a w przyszłym pieniądze związane z rolą Lecha jako operatora stadionu. Na razie klub ponosi koszty inwestycji w stadion, m.in. musi za 11 mln zł wyposażyć kioski gastronomiczne, które zbuduje miasto, więc w budżecie na ten rok w ogóle nie zakłada przychodów wynikających z działalności operatora. Te mają się pojawić w następnym. Również za sprawą sprzedaży prawa do nazwy obiektu.
– Tę kwestię chcemy sfinalizować do EURO 2012 – analizuje prezes Klimczak. – Znamy wartość nazwy stadionu przy Bułgarskiej. To 1,5 mln euro rocznie – przekonuje.
Klub dopiero w 2013 roku planuje też czerpać zyski z wynajmu powierzchni komercyjnej, która znajduje się pod III trybuną. Jest tam do zagospodarowania ponad 10 tys. mkw., na których ma powstać fitness club, ale – co ciekawe – prowadzone są również rozmowy z jedną z sieci spożywczych, by zbudować market.
Nie odciąć gałęzi
A co, jeśli jednak Lech awansuje do europejskich pucharów? Kibice mogą liczyć na sporą aktywność na rynku transferowym. Być może nawet podobną do lata 2008, gdy wydano 2 mln euro.
– Nie dopuszczam myśli, że mielibyśmy się nie zakwalifikować i jasno to wyartykułowałem trenerowi Bakero oraz radzie drużyny. Można powiedzieć, że dostali polecenie zdobycia mistrzostwa – przekonuje prezes Klimczak. Ale tak naprawdę wiosną Lech powalczy przede wszystkim o to, aby na dobre nie odciąć gałęzi, na której siedzi.
PRZEMYSŁAW ZYCH, MACIEJ HENSZEL