sobota, 23 października 2010

KIM JEST UGOCHUKWU UKAH?


(Ukah na prezentacji w Queens Park Rangers - po lewej)

"Z parku trafił do ekstraklasy"
("Przegląd Sportowy", 24.09.2010)

[to mój ulubiony tekst]

Gdy Ugochukwu Ukah wracał z parku, czuł, że nie ma dokąd jechać. Pomieszkiwał w wynajętym za kilka funtów skromnym pokoju w dzielnicy Enfield na obrzeżach północnego Londynu.
W pozostałych pokojach mieszkali obcy ludzie. Nigeryjczyk nie znał żadnego z lokatorów. W każdej wolnej chwili modlił się w pobliskim kościele. Pastorem był w nim wujek Done z Owerri, jedyna bratnia dusza Ukaha w 10-milionowym mieście.

Ugochukwu żył wcześniej w dzielnicy Ealing. Został jednak wyrzucony z mieszkania przez Queens Park Rangers. Dostał jedynie z klubu lapidarną informację: „Proszę wyprowadzić się z apartamentu. Lokum zajmuje inny zawodnik QPR". Wyniósł się więc, przestał pojawiać się w klubie i zaczął treningi w parku.

Szkoła przetrwania
- Z dnia na dzień znalazłem się na ulicy. Nie wiedziałem, co robić. Prezes powiedział mi, że mój kontrakt został rozwiązany. Mówiłem mu, że to chyba niemożliwe, w końcu kontrakt to kontrakt. Tylko wzruszył ramionami. Po prostu chciał się mnie pozbyć, nie byłem dobrze traktowany - wspomina. Ugochukwu był bliski załamania, ale na szczęście spotkał Jamiego Lawrence'a. Były jamajski gracz Leicester City i Bradford pomagał już grupie kilkunastu bezrobotnych piłkarzy. Część z nich była zawodnikami upadłego Wimbledonu, inni grali w niższych ligach.

- Tacy gracze mają problem z pewnością siebie. Trzeba ich słuchać i więcej z nimi rozmawiać. Musiałem być bardziej ich przyjacielem niż szkoleniowcem. Chętnie przyjąłem Ugo do swojej grupy i pokazałem mu miejsce, gdzie trenowaliśmy - mówi Lawrence.Nigeryjczykowi pożyczył też autobiografię, w której opisał swoje życie. W młodości brał udział w napadzie na bank, został skazany na kilka lat więzienia, ale jego talent piłkarski dostrzeżono, gdy grał w... drużynie więziennej. Kilka lat później trafił do Premiership! Dlatego sam chciał pomagać tym, którzy znaleźli się na zakręcie. Ukah w dwa dni przeczytał „Z więzienia do Premiership".

W pozostałych pokojach mieszkali obcy ludzie. Nigeryjczyk nie znał żadnego z lokatorów. W każdej wolnej chwili modlił się w pobliskim kościele. Pastorem był w nim wujek Done z Owerri, jedyna bratnia dusza Ukaha w 10-milionowym mieście.
Ugochukwu żył wcześniej w dzielnicy Ealing. Został jednak wyrzucony z mieszkania przez Queens Park Rangers. Dostał jedynie z klubu lapidarną informację: „Proszę wyprowadzić się z apartamentu. Lokum zajmuje inny zawodnik QPR". Wyniósł się więc, przestał pojawiać się w klubie i zaczął treningi w parku.

Szkoła przetrwania
- Z dnia na dzień znalazłem się na ulicy. Nie wiedziałem, co robić. Prezes powiedział mi, że mój kontrakt został rozwiązany. Mówiłem mu, że to chyba niemożliwe, w końcu kontrakt to kontrakt. Tylko wzruszył ramionami. Po prostu chciał się mnie pozbyć, nie byłem dobrze traktowany - wspomina. Ugochukwu był bliski załamania, ale na szczęście spotkał Jamiego Lawrence'
- Tą książką chciałem mu pokazać, że jak się chce, to można wrócić do futbolu - opowiada Lawrence.
Ukah zachęcony przez Jamajczyka zaczął codziennie trenować pod jego okiem. Metrem przemierzał Tamizę i wysiadał dopiero w Clapham - podróż do południowego Londynu trwała blisko półtorej godziny. Tam, w cieszącej się złą reputacją dzielnicy, na skraju parku z grupą mężczyzn ubranych w różnokolorowe ortaliony biegał za piłką. Surowa lekcja życia trwała pięć miesięcy.- Ugo wyróżniał się. Był strasznie mocny fizycznie. Widać było, że to profesjonalista, że grał w Championship - przypomina sobie Lawrence.

Nie wiedzieli o tym wypoczywający w parku ludzie, a zwykle pojawiało ich się tam bardzo dużo.- Trener ustawiał pachołki, rzucał piłkę. Było dużo miejsca. 50, 100 metrów z parku było nasze. Pamiętam pierwszy dzień. Wracałem strasznie ubrudzony, cały przemoczony. Obok mnie siedzieli w metrze urzędnicy i bankierzy wystrojeni w garnitury, pod krawatem. Wysiadali w „City", w prestiżowej dzielnicy finansistów. Ja miałem błoto na kolanach i jechałem na przedmieścia. Śmiałem się w duchu z tego kontrastu. Od tego czasu wiem, co to znaczy nagle znaleźć się w trudnym położeniu. Nauczyłem się, że człowiek musi być silny niezależnie od okoliczności.

Aż nastał cud
- Może pomógł mi Bóg? - zastanawia się dziś zawodnik, ubrany w czerwony dres Widzewa.
- Co dzień i noc modliłem się, by odmienił moją sytuację. Podtrzymywałem się na duchu, byle tylko nie przestać walczyć. Wiedziałem, że jeśli ugrzęznę w parku, moja kariera będzie skończona. Aż nastał cud - wyznaje.
Sytuacją Nigeryjczyka, który urodził się i wychowywał we włoskiej Parmie, zainteresował się angielski związek piłkarski. Pomógł mu w kwestiach prawnych, w końcu Ukah wygrał sprawę w sądzie i prosto z parku został przywrócony do zespołu Championship. Dzięki treningom u Lawrence'a fizycznie nie odstawał od kolegów z drużyny. Zarząd QPR zabronił jednak trenerowi Johnowi Gregory'emu wystawiać go w meczach. Mimo to Ukah cieszył się. Bo zwyciężył.

- Młodym graczom Widzewa mówię, że w piłkarskim życiu ma się 15 lat. W tym czasie doświadczą sytuacji, na które nie będą mieć wpływu. Niezależnie jednak od tego jak bardzo jest źle, muszą usiłować się podnieść. Mi się udało, robię to co lubię, a do każdego meczu podchodzę, jakby był ostatnim w życiu. Dziś bardziej szanuję to, co mam w Łodzi - opowiada 26-letni obrońca.

Piłkarz Widzewa nie wiedział, co stało się z innymi, którzy latem 2006 roku wraz z nim przechodzili obóz przetrwania kopiąc piłkę w parku w Clapham. Lawrence wskazuje na Robina Shroota, dziś piłkarza Birmingham City. Pojawią się kolejni. Jamajczyk cały czas pomaga w Londynie bezrobotnym. Zaczął też pracę menedżera. Na razie od Ashford Town FC, zespołu grającego w Southern Football League (ósma liga).

Każdej niedzieli w Londynie, tuż po mszy, Ugochukwu odwiedzał wujka pastora. Done przyjechał do Londynu na początku lat 90. Dużo wcześniej (w 1977) z rodzinnego Owerri w Nigerii wyjechał jego brat - Bertrand. Pochodzili z dobrej afrykańskiej rodziny, którą stać było na posłanie synów na studia do Europy - Bertrand trafił do Parmy, został doktorem ekonomii, rozkręcił biznes (sprzdaje w Nigerii włoski marmur), zapisał syna do szkółki piłkarskiej AC Parmy. Do pierwszego zespołu, w którym grał Lilian Thuram i Fabio Cannavaro, udało się jednak dostać tylko Alessandro Rosinie - najlepszemu chłopakowi w szkółce.

Nigeryjska Reggiana
Ugochukwu poszukał więc swojej szansy w Reggianie. Dołączył do siedmiu Nigeryjczyków. Razem wygrali prestiżowe rozgrywki młodzieżowe „Dante Berretti".
- Piłkarze Castel di Sangro Calcio, drużyny, z którą graliśmy w finale, śmiali się, że wygrywając półfinał, podbili już swoją włoską ligę, a teraz próbują z nami, Nigeryjczykami, w lidze światowej. Ograliśmy ich. W półfinale pokonaliśmy Milan, a w ćwierćfinale Juventus w składzie z Claudio Marchisio czy Antonio Nocerino- wspomina Ukah. Adewale Wahaba czy Benjamina Onwuachiego wyłapały Roma i Juventus (dziś grają tylko w Bellinzonie i Kavali). Ukah dostał propozycję z QPR. Gdy w końcu Anglicy wypłacili mu wszystkie pieniądze, wrócił do Włoch.

Na ostatnią chwilę

- Pojechałem do Mediolanu. Tam, w jednym z wielkich hoteli, Ata Hotel Executive, na kilka dni przed zamknięciem okienka transferowego zawsze spotykają się wszyscy dyrektorzy sportowi klubów, agenci i piłkarze. Zasada jest jedna - transfery dopinane są na ostatnią chwilę. We Włoszech mówimy: „Jeśli chcesz dobić interesu z Włochami, musisz udać się do Italii na koniec okienka, nie wcześniej". Zrobiłem tak samo. Przyjechałem rozmawiać. Biznes to kontakt - mówi piłkarz Widzewa.

Boniek i Calleri
Gdy Ugochukwu wszedł do hotelu, zobaczył kilkaset tłoczących się osób. W oczy od razu rzucały się znane twarze piłkarzy z Serie A. Otaczał ich wianuszek menedżerów. Ludzi, którzy mogli zrobić coś dla niego, było niewielu. W luksusowych boksach, odseparowanych od reszty, prężyły się grube ryby włoskiej piłki: Luciano Moggi czy Andrea Galliani. Reszta rozmawiała na korytarzu.

Nigeryjczyk wpadł na znajomego, Lukę Evangelisti, dyrektora Pro Vasto. Przedstawił mu swoją sytuację, a ten zwrócił się do prezesa 3-ligowej Giulianovy. „Potrzebuje szansy po powrocie z Anglii, jest głodny gry" - znajomy dyrektor reklamował Ukaha, który zgodził się grać za 1000 euro miesięcznie. - Oddali mi przysługę. Giulianova w połowie sezonu zgromadziła ledwie kilka punktów. Mimo to wzięli człowieka, który dawno nie grał w piłkę. Podpisałem umowę na sześć miesięcy. Tyle miało wystarczyć na moje nowe narodziny w futbolu. Pieniądze były nieistotne- mówi.

Determinacja się opłaciła. W trakcie gry w Serie C Ukaha dostrzegł rzymski agent Riccardo Calleri. Nie mógł trafić lepiej. Poza nim zauważono tylko napastnika Mirko Antenucciego (dziś strzela w Catanii, Serie A).- Calleri powiedział: „Boniek jest zainteresowany. Dobry kontrakt w Polsce czeka". Spytałem tylko, kiedy jest najbliższy lot? Wsiadłem, a z lotniska odebrał mnie pracownik Widzewa. I tak już jestem w Łodzi 3 lata - uśmiecha się obrońca.

Dobrą formę dostrzegli też w brytyjskiej stolicy. Latem mógł znów znaleźć się na przedmieściach Londynu, które kiedyś musiał przeklinać - przyszła oferta z Watfordu, a także z Bristolu. Było już jednak za późno. Ukah właśnie przedłużył umowę z Widzewem.

Tym razem w Londynie nie byłby samotny. Studia na Royal Holloway University of London zaczęła jego siostra, druga uczy się w Manchesterze. Za córkami do Londynu przeniosła się matka. Tylko ojciec pozostał w Parmie. Bertrand Ukah po blisko 40 latach na Starym Kontynencie chce wracać do Afryki.

Brak komentarzy: