"EMIGRACJĘ WYBIERAJĄ CORAZ MŁODSI"
(Przegląd Sportowy, 22.12.2008, poniedziałek)
Michał Janota, który z Feyenoordem Rotterdam przegrał rywalizację z poznańskim Lechem, mógł trafić do Poznania. - Dwa lata temu składaliśmy Janocie propozycję przejścia do Lecha - mówi Marian Kurowski, opiekun młodych piłkarzy w poznańskim klubie. - Trudno jednak oczekiwać, że taki chłopiec zdecyduje się zostać w Polsce i ćwiczyć na gorszych boiskach, jeśli Feyenoord proponuje rodzicom młodego zawodnika pracę, mieszkanie, a jemu pensję - dodaje. Tak polska liga traci kolejne talenty...
Zaniedbywani w Polsce, narzekający na nierówne boiska w klubach, znużeni poczynaniami związku, ale przede wszystkim odważni. Wszyscy oni w ostatnich latach wyjechali. - To znak czasu - mówi Michał Globisz. - Ci chłopcy są dziś obyci w świecie, poruszają się po Zachodzie, znają języki. To już nie są czasy, gdy na turnieju juniorów w Niemczech staliśmy w rozwalających się trampkach przed wejściem na boisko, a młodzi piłkarze Borussii Dortmund z pogardą patrzyli na nas jak na przybyszów z innej planety. Oni nie mają już kompleksów. Teraz jeśli ktoś dostał poważną możliwość wyjazdu i dokształcania się, powinien korzystać - mówi.
W listopadzie 2005 roku, w wieku 15 lat na testy do Girondins Bordeaux wyjechało dwóch Polaków - wypatrzony przez Andrzeja Zamilskiego w czasie meczu z Francją U-16, obrońca Mateusz Rajfur ze Stali Szczecin i pomocnik Grzegorz Krychowiak z Arki Gdynia. - Ci, którzy wyjeżdżają w młodszym wieku, mają większe szansę na przebicie się do pierwszego zespołu. Idealny wiek do wyjazdu to 15-16 lat - analizuje trener Globisz. I ma rację, bo lista tych, którzy wyjechali w późniejszym wieku i mieli kłopot z przebiciem się, jest znacznie dłuższa. - Wyjazd w młodym wieku to jednak nie wszystko. Nie wszystkim się udaje, a Rajfur po prostu przegrał rywalizację. Na Zachodzie zostają tylko najmocniejsi, jak właśnie Krychowiak. Ten został i niedawno zadebiutował w reprezentacji Polski. Rajfur wrócił i jesienią grał w Wiśle Kraków ME - kończy Globisz.
Myśl o powrocie chodzi po głowie także starszym zawodnikom. Jedni z pierwszych, którzy wyjechali - 21-letni Jarosław Fojut, obrońca Boltonu Wanderrers, oraz 20-letni Arkadiusz Ryś, piłkarz rezerw AJ Auxerre - coraz częściej spoglądają w kierunku Polski. - Jeśli ktoś ma 20 lub 21 lat, to powinien już wracać. Bo jeśli ma tam grzać ławę, lepiej będzie, gdyby grał w klubie ekstraklasy - mówi Globisz. - W Polsce wybrałbym raczej klub ze środka tabeli - powiedział Fojut. - Nie oglądałbym się na Lecha, Legię i Wisłę. Za długo już nie grałem, by wybrzydzać. PEZET.
W "PS" nie znalazł się puentujący sprawę fragment:
- Bo jeśli ma tam grzać ławę, lepiej będzie, gdyby grał w klubie ekstraklasy - mówi Globisz. Tak postąpili Kamil Król i Kamil Oziemczuk. Przed wyjazdem do Brescii i Auxerre sporo już grali w ekstraklasie, lecz po powrocie trafili o szczebel niżej, do pierwszoligowego Motoru Lublin. - Nikt jednak nie jest w stanie zagwarantować, że gdyby zostali w Polsce, to wciąż występowaliby w ekstraklasie - mówi Globisz. - Ale i tak sporo zyskali. Takie wyjazdy bowiem zawsze wzbogacają, o ile, oczywiście, nie trafi się do niemieckiego czwartoligowca. Jeśli piłkarzowi się nie powiedzie i po powrocie początkowo trafi o szczebel niżej, to nie ma co dramatyzować. Ryzyko, że oduczy się tam gry w piłkę nie istnieje, a praktycznie zawsze jest właśnie na odwrót, wraca lepszy - kończy. Tak było z zawodnikami ze szkółki WSP Wodzisław, którzy masowo wyjeżdżali do klubów partnerskich na półwyspie Iberyjskim - UD Horadada, Elche i Realu Madryt. Dziś kilku z nich gra w ekstraklasie - Szymon Matuszek, Krzysztof Król, Kamil Glik i od stycznia Kamil Wilczek. Niektórzy jednak wracając przeliczyli swoje siły. Błażej Augustyn nie dostał w Legii wielu szans gry. Czy tego obawia się Fojut i Ryś? - W Polsce wybrałbym raczej klub ze środka tabeli - powiedział Fojut. - Nie oglądałbym się na Lecha, Legię i Wisłę. Za długo już nie grałem, by wybrzydzać.
Co z tego ma polska piłka?
- Jeśli byśmy zaproponowali im lepszy standard w kraju, część z nich zastanowiłaby się dwa razy, nawet nad czasowym wyjazdem - mówi Globisz. Pożytek tego trendu dla polskiej piłki jest jednak widoczny. Gdy wracają, wnoszą do ligi nowe elementy gry jak Tomasz Bandrowski czy Patryk Rachwał, jeśli zostają zagranicą - są na tyle dobrzy, że ma z nich pożytek reprezentacja. - Jeśli jednak decydują się na pozostanie w Polsce, to muszą jeszcze uważniej niż w przypadku wyjazdu na Zachód wybrać klub. Popatrzeć, czy jest tam trener, który lubi młodzież, bo gdyby nie obecność Jana Urbana w Legii - Ariel Borysiuk i Maciej Rybus do dziś nie dostaliby szansy. Kto wie, czy dziś nie trenowaliby na Zachodzie - zamyśla się Globisz.
Młodzi polscy piłkarze za granicą:
(Rok urodzenia, pozycja, klub na Zachodzie, ostatni klub w Polsce, rok wyjazdu)
Bartosz Salamon (1991, P, Brescia Calcio, Lech Poznań, 2007)
Mateusz Szczepaniak (1991, N, AJ Auxerre, Zagłębie Lubin, 2008)
Sebastian Białas (1990, O, Reggina Calcio, Arka Gdynia, 2008)
Wojciech Szczęsny (1990, B, Arsenal Londyn, Agrykola, 2006)
Paweł Wojciechowski (1990, O, Heerenveen, UKP Zielona Góra,07)
Grzegorz Krychowiak (1990, P, Bordeaux, Arka Gdynia, 2005)
Tomasz Kupisz (1990, N, Wigan Athletic, KS Piaseczno, 2006)
Michał Janota (1990, N, 2006, Feyenoord, UKP Z. Góra, 2006)
Artur Krysiak (1989, B, Swansea, UKS SMS Łódź, 2006)
Michał Miśkiewicz (1989, B, AC Milan, Kmita Zabierzów, 2007)
Przemysław Kazimierczak (1988,B,Darlington, ŁKS Łódź, 2004)
Błażej Augustyn (1988, O, Bolton 06-08, Rimini, SMS Łódź, 2008)
Arkadiusz Ryś (1988, O, Auxerre, UKP Zielona Góra, 2005)
Maciej Wilusz (1988, O, Sparta Rotterdam, Śląsk Wrocław, 2005)
Łukasz Kanik (1988, O, Energie Cottbus, Górnik Zabrze, 2006)
Tomasz Cywka (1988, P, Wigan Athletic, Gwarek Zabrze, 2006)
Bartosz Białkowski (1987, B, Southampton, Górnik Zabrze, 2006)
Przemysław Tytoń (1987, B, Roda Kekrade, Górnik Łęczna, 2007)
Jarosław Fojut (1987, O, Bolton Wanderers, MSP Szamotuły, 2004)
Dawid Janczyk (1987, N, CSKA Moskwa, Legia Warszawa, 2007)
moje dłuższe artykuły z "Przeglądu Sportowego". krótsze na Twitterze: @PrzemZych
poniedziałek, 22 grudnia 2008
"SĄ JUŻ TYLKO O KROK OD WIELKIEJ LIGOWEJ PIŁKI"
(Przegląd Sportowy, poniedziałek, 22.12.2008)
Młoda Ekstraklasa - rozgrywki, które według słów opiekuna młodego Lecha Mariana Kurowskiego przypominają poziomem nową drugą ligę, co jakiś czas dostarczają ekstraklasie debiutantów. Czy jednak poza debiutami spotka ich w niej coś więcej? - Jak oglądam chłopców w innych zespołach, to widzę, że poziom niektórych z nich jest porównywalny do tych, którzy u nas już zadebiutowali w ekstraklasie. Dużo zależy jednak od szczęścia i tego, z jakim wyczuciem są prowadzeni przez klub. Te mądre, które prowadzą kluby satelickie, w odpowiednim momencie będą umiały wypożyczyć piłkarzy, którzy się nie łapią i miały odwagę, by postawić na brylanciki. Zanim jednak do tego dojdzie, młodzi piłkarze muszą być wciąż szlifowani w ME, nawet kosztem wyników.
20-letni Kamil Biliński w szesnastu meczach ME obecnego sezonu strzelił aż piętnaście bramek. Poza debiutem w ekstraklasie, dotychczas dostał szansę gry w zaledwie jednym meczu Pucharu Ekstraklasy i sześciu drugiej ligi sezonu 2006/2007. - Kamil, odkąd zadebiutował, został dołączony do pierwszego zespołu - powiedział Witold Gul, kierownik Śląska. - Na treningach prezentuje się bardzo dobrze. Chyba też zrozumiał, że trener Tarasiewicz wymaga od napastnika czegoś więcej niż tylko goli. Dojrzał i w ostatnich meczach pracował już bardzo mocno. A na co go stać? - Na pewno na grę w ekstraklasie, o ile będzie konsekwentny i ostatecznie postawi na futbol - kończy Gul.
O tym, że w ME można się nieźle wypromować, świadczy casus nie tylko Macieja Rybusa oraz Ariela Borysiuka, ale i 19-letniego Maciej Sadloka. W zeszłym sezonie po grach w ME przebił się na ławkę Ruchu, w obecnym - do pierwszego składu. Z kolei 21-letni Paweł Adamiec z GKS Bełchatów, który drugi rok z rzędu solidnie prezentuje się w rozgrywkach ME, dostał w obecnym sezonie szansę w pierwszym zespole. I na razie ją wykorzystuje, bo od wrześniowego debiutu Paweł Janas w niemal każdym meczu wprowadza go na boisko jako zmiennika. Tej jesieni zdobywał również bramki w meczach Pucharu Ekstraklasy z Arką Gdynia i Lechią Gdańsk. Dobrze radzi sobie w Górniku król strzelców ME sprzed roku Marcin Wodecki. Na ile rozgrywki Młodej Ekstraklasy pomagają mu w dostosowaniu się do wymogów ekstraklasy? - Przeskok jest spory, bo w ME gra się na trochę niższym poziomie, poza tym jest to piłka łagodniejsza niż w ekstraklasie, czy na jej zapleczu. Jednak stanowi dla nich kapitalne, pierwsze przetarcie w poważnych futbolu.
Ale że nie zawsze z umiejętnościami młodych graczy bywa różowo, i że wciąż wiele przed nimi pracy, świadczy postawa Franciszka Smudy. Kiedy zapytany o to, jak przydatne dla pierwszej drużyny mogą okazać się umiejętności graczy młodego Lecha - z których większość w zeszłym roku wywalczyła w barwach Amiki mistrzostwo Polski U-19 - tylko machnął ręką. Z podstawowym piłkarzem tamtej ekipy Michałem Kardelą po zaledwie kilkumiesięcznej współpracy rozczarowana nim Odra Wodzisław właśnie rozwiązała czteroletni kontrakt. - Są przygotowani do gry w ekstraklasie pod względem taktycznym, technicznym i fizycznym - broni swoich podopiecznych Kurowski. - Jedyny problemem to brak ogrania i wyrachowania. Wielu dzieli tylko rok od ekstraklasy.
DZIECI MŁODEJ EKSTRAKLASY:
ME - mecze/gole w Młodej Ekstraklasie
E - mecze/gole w ekstraklasie ogółem
Mateusz Cetnarski (20 lat, GKS Bełchatów, ME: 13/2; E: 25/1)
Maciej Rybus (19 lat, Legia Warszawa, ME: 5/3 gole ; E: 24/5)
Rafał Kujawa (20 lat, ŁKS Łódź, ME: 24/8; E: 23/3)
Maciej Sadlok (19 lat, Ruch Chorzów, ME: 16/1 ; E: 18/0)
Karol Kostrubała (20 lat, Cracovia Kraków, ME: 7/1; E: 18/0)
Ariel Borysiuk (17 lat, Legia Warszawa, ME: 13/0 ; E: 17/1)
Marcin Wodecki (20 lat, Górnik Zabrze, ME: 33/17 goli ; E: 13/0)
Marcin Sobczak (21 lat, Ruch Chorzów, ME: 10/4 gole; E: 11/3)
Paweł Adamiec (21 lat, GKS Bełchatów, ME: 28/1`; E: 9/0)
Kamil Bartosiewicz (20 lat, ŁKS Łódź, ME: 11/4; E: 7/2)
Jakub Kaszuba (20 lat, Cracovia Kraków, ME: 29/12; E: 7/1)
Artur Sobiech (18 lat, Ruch Chorzów, ME: 35/18 goli ; E: 7/1)
Jakub Snadny (18 lat, Cracovia Kraków, ME: 14/2; E: 7/0)
Mateusz Urbański (18 lat, Cracovia Kraków, ME: 28/0; E: 6/0)
Mateusz Klich (18 lat, Cracovia Kraków, ME: 11/0; E: 5/0)
Michał Fidziukiewicz (17 lat, Jagiellonia, ME: 11/7 goli; E: 2/0)
Kamil Biliński (20 lat, Śląsk Wrocław, ME: 17/15 ; E: 1/0)
Mateusz Machaj (19 lat, Lech Poznań, ME: 36/7 ; E: 1/0)
Michał Haftkowski (21 lat, Ruch Chorzów, ME: 23/8 goli; E: 1/0)
Łukasz Burliga (20 lat, Wisła Kraków, ME: 28/14 ; E: 0/0)
Przemysław Zych
(Przegląd Sportowy, poniedziałek, 22.12.2008)
Młoda Ekstraklasa - rozgrywki, które według słów opiekuna młodego Lecha Mariana Kurowskiego przypominają poziomem nową drugą ligę, co jakiś czas dostarczają ekstraklasie debiutantów. Czy jednak poza debiutami spotka ich w niej coś więcej? - Jak oglądam chłopców w innych zespołach, to widzę, że poziom niektórych z nich jest porównywalny do tych, którzy u nas już zadebiutowali w ekstraklasie. Dużo zależy jednak od szczęścia i tego, z jakim wyczuciem są prowadzeni przez klub. Te mądre, które prowadzą kluby satelickie, w odpowiednim momencie będą umiały wypożyczyć piłkarzy, którzy się nie łapią i miały odwagę, by postawić na brylanciki. Zanim jednak do tego dojdzie, młodzi piłkarze muszą być wciąż szlifowani w ME, nawet kosztem wyników.
20-letni Kamil Biliński w szesnastu meczach ME obecnego sezonu strzelił aż piętnaście bramek. Poza debiutem w ekstraklasie, dotychczas dostał szansę gry w zaledwie jednym meczu Pucharu Ekstraklasy i sześciu drugiej ligi sezonu 2006/2007. - Kamil, odkąd zadebiutował, został dołączony do pierwszego zespołu - powiedział Witold Gul, kierownik Śląska. - Na treningach prezentuje się bardzo dobrze. Chyba też zrozumiał, że trener Tarasiewicz wymaga od napastnika czegoś więcej niż tylko goli. Dojrzał i w ostatnich meczach pracował już bardzo mocno. A na co go stać? - Na pewno na grę w ekstraklasie, o ile będzie konsekwentny i ostatecznie postawi na futbol - kończy Gul.
O tym, że w ME można się nieźle wypromować, świadczy casus nie tylko Macieja Rybusa oraz Ariela Borysiuka, ale i 19-letniego Maciej Sadloka. W zeszłym sezonie po grach w ME przebił się na ławkę Ruchu, w obecnym - do pierwszego składu. Z kolei 21-letni Paweł Adamiec z GKS Bełchatów, który drugi rok z rzędu solidnie prezentuje się w rozgrywkach ME, dostał w obecnym sezonie szansę w pierwszym zespole. I na razie ją wykorzystuje, bo od wrześniowego debiutu Paweł Janas w niemal każdym meczu wprowadza go na boisko jako zmiennika. Tej jesieni zdobywał również bramki w meczach Pucharu Ekstraklasy z Arką Gdynia i Lechią Gdańsk. Dobrze radzi sobie w Górniku król strzelców ME sprzed roku Marcin Wodecki. Na ile rozgrywki Młodej Ekstraklasy pomagają mu w dostosowaniu się do wymogów ekstraklasy? - Przeskok jest spory, bo w ME gra się na trochę niższym poziomie, poza tym jest to piłka łagodniejsza niż w ekstraklasie, czy na jej zapleczu. Jednak stanowi dla nich kapitalne, pierwsze przetarcie w poważnych futbolu.
Ale że nie zawsze z umiejętnościami młodych graczy bywa różowo, i że wciąż wiele przed nimi pracy, świadczy postawa Franciszka Smudy. Kiedy zapytany o to, jak przydatne dla pierwszej drużyny mogą okazać się umiejętności graczy młodego Lecha - z których większość w zeszłym roku wywalczyła w barwach Amiki mistrzostwo Polski U-19 - tylko machnął ręką. Z podstawowym piłkarzem tamtej ekipy Michałem Kardelą po zaledwie kilkumiesięcznej współpracy rozczarowana nim Odra Wodzisław właśnie rozwiązała czteroletni kontrakt. - Są przygotowani do gry w ekstraklasie pod względem taktycznym, technicznym i fizycznym - broni swoich podopiecznych Kurowski. - Jedyny problemem to brak ogrania i wyrachowania. Wielu dzieli tylko rok od ekstraklasy.
DZIECI MŁODEJ EKSTRAKLASY:
ME - mecze/gole w Młodej Ekstraklasie
E - mecze/gole w ekstraklasie ogółem
Mateusz Cetnarski (20 lat, GKS Bełchatów, ME: 13/2; E: 25/1)
Maciej Rybus (19 lat, Legia Warszawa, ME: 5/3 gole ; E: 24/5)
Rafał Kujawa (20 lat, ŁKS Łódź, ME: 24/8; E: 23/3)
Maciej Sadlok (19 lat, Ruch Chorzów, ME: 16/1 ; E: 18/0)
Karol Kostrubała (20 lat, Cracovia Kraków, ME: 7/1; E: 18/0)
Ariel Borysiuk (17 lat, Legia Warszawa, ME: 13/0 ; E: 17/1)
Marcin Wodecki (20 lat, Górnik Zabrze, ME: 33/17 goli ; E: 13/0)
Marcin Sobczak (21 lat, Ruch Chorzów, ME: 10/4 gole; E: 11/3)
Paweł Adamiec (21 lat, GKS Bełchatów, ME: 28/1`; E: 9/0)
Kamil Bartosiewicz (20 lat, ŁKS Łódź, ME: 11/4; E: 7/2)
Jakub Kaszuba (20 lat, Cracovia Kraków, ME: 29/12; E: 7/1)
Artur Sobiech (18 lat, Ruch Chorzów, ME: 35/18 goli ; E: 7/1)
Jakub Snadny (18 lat, Cracovia Kraków, ME: 14/2; E: 7/0)
Mateusz Urbański (18 lat, Cracovia Kraków, ME: 28/0; E: 6/0)
Mateusz Klich (18 lat, Cracovia Kraków, ME: 11/0; E: 5/0)
Michał Fidziukiewicz (17 lat, Jagiellonia, ME: 11/7 goli; E: 2/0)
Kamil Biliński (20 lat, Śląsk Wrocław, ME: 17/15 ; E: 1/0)
Mateusz Machaj (19 lat, Lech Poznań, ME: 36/7 ; E: 1/0)
Michał Haftkowski (21 lat, Ruch Chorzów, ME: 23/8 goli; E: 1/0)
Łukasz Burliga (20 lat, Wisła Kraków, ME: 28/14 ; E: 0/0)
Przemysław Zych
piątek, 12 grudnia 2008
MÓJ WYWIAD DNIA
(wypowiedzi Jeffa Bookmana znalazły miejsce na łamach Dziennika z 22.12.2008, poniedziałek)
Jeff Bookman (trener 13 latków w Chelsea Londyn, przez jego ręce przeszedł m.in. John Terry)
Jefta Besser (koordynator treningów technicznych wszystkich grup młodzieżowych w PSV Eindhoven, od 7 roku życia do 21, odbywa dwa treningi tygodniowo ze wszystkimi grupami, przez jego ręce przeszedł Arjen Robben)
Z Waszych dzisiejszych obserwacji, jaka jest różnica między młodzieżą Legii Warszawa, którą dziś trenowaliście, w porównaniu z tą, którą macie na co dzień w Chelsea Londyn i PSV?
Bookman: Nie widzę wielkiej różnicy. Mają bardzo podobne umiejętności, są podobnie wyszkoleni technicznie. Powiedziałbym więcej, 1-2 najlepszych z przyjemnością wziąłbym do Chelsea.
Besser: Zauważyłem, że wasze dzieci bardzo szybko łapią rzeczy, które im powiedzieliśmy, mimo bariery komunikacyjnej.
Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle i gubimy dzieci powyżej 16 roku życia?
Bookman: A jaką macie infrastrukturę, ile boisk mają do dyspozycji młodzi piłkarze Legii Warszawa, których trenowałem?
Zaledwie dwa, w tym tylko jedno dla juniorów. W poszukiwaniu innych muszą jeździć po całej Warszawie.
Bookman: No właśnie, dlatego najpierw spróbujcie pomyśleć o tym zanim zgubicie kolejne roczniki. I stwórzcie plan we współpracy z federacją.
A kto jest odpowiedzialny za rozwijanie futbolu, federacja, rząd, czymoże kluby? U nas W Polsce wciąż toczy się dyskusja, kto powinien za to odpowiadać, i w jaki sposób finansować futbol dla młodych?
Bookman: To związek jest odpowiedzialny. Zdecydowanie. To on powinien tworzyć pewną strukturę, narzucać pewne rozwiązania dla klubów.
Besser: W Holandii ważną sprawą jest finansowanie budowy kilku boisk w każdej gminie przez samorządy lokalne. Dlatego mogę powiedzieć, że to właściwie one utrzymują te malutkie klubiki, od których zaczyna się całą piramida holenderskiej piłki. Wtedy powinny wejść kluby i umieć skorzystać z tego, jakoś się organizując. W PSV na szkolenie przeznaczamy około 3 milionów euro, w Ajaksie półtora miliona więcej- nikt nie oczekuje od Polski na razie tak wielkich inwestycji, ale musi się coś z tego wykluć. Samorządy na początku, potem kluby, a im pewien schemat, zawierający nawet najmniejsze detale, powinien zostać narzucony przez federacje. Inaczej daleko nie zajedziecie. Podpatrzcie to, co robią Rosjanie. Ale nawet u nas istnieją pewne tarcia, dyskusje. Też spieramy się ze związkiem, bo uważamy go i tak za zbyt krótkowzroczny, głównie są to sprawy podejścia do techniki. W PSV uważamy, że federacja powinna pójść jeszcze dalej i w schemacie narzucanym klubom powinna proponować trochę inny trening techniczny dla dzieciaków.
Wiem, że w Anglii macie problem z postawieniem zbyt wielkiej presji na dzieci, z rozwrzeszczanymi rodzicami na meczach lig trampkarzy (tzw Sunday league) i rozgrywaniem meczów już w wieku ośmiu lat na boiskach o normalnym rozmiarze?
Bookman: Tak, ale w tej chwili staramy się z tym sobie radzić. To w dzieciakach zabijało kreatywność, stąd tylko Gerrard, Lampard i Joe Cole z angielskich graczy są piłkarzami technicznymi. Przeprowadzamy rozmowy wychowawcze z rodzicami i zmniejszamy natężenie meczowe dla dzieci. W końcu też zwróciliśmy uwagę sposoby szlifowania techniki. Po latach zaniedbań.
Jakie było wasze motto w dzisiejszych zajęciach, filozofia?
Bookman: Moja to taka, że to młody piłkarz powinien podejmować swoje własne decyzje, umieć myśleć na boisku i znać zasób opcji otwartych przed nim. My tylko pomagamy im uruchomić tą wyobraźnie odpowiednim zestawem ćwiczeń.
Besser: Przede wszystkim zabawa z piłką. Tak nauczyliśmy grać Arjena Robbena. Podstawą mojego treningu ma być ciągłe myślenia o tym, by strzelić bramkę.
Jak doszło do waszego przyjazdu do Warszawy? Czy to w ramach pomocy Chelsea i PSV dla innych państw, klubów?
Bookman: Nie, po prostu ktoś z waszej federacji zadzwonił do nas i spytał, czy ktoś mógłby przyjechać. Podniosłem rękę pierwszy i nie żałuję. Szkoda tylko, że nie mam czasu zobaczyć miasta. Przyleciałem o 10, wylatuję o 17.
Besser: Zawsze z przyjemnością dzielę się wiedzą z innymi. Gorzej kiedy obróci się to przeciw nam i kiedyś nas pokonacie (śmiech).
Rozmawiał: Przemysław Zych
(wypowiedzi Jeffa Bookmana znalazły miejsce na łamach Dziennika z 22.12.2008, poniedziałek)
Jeff Bookman (trener 13 latków w Chelsea Londyn, przez jego ręce przeszedł m.in. John Terry)
Jefta Besser (koordynator treningów technicznych wszystkich grup młodzieżowych w PSV Eindhoven, od 7 roku życia do 21, odbywa dwa treningi tygodniowo ze wszystkimi grupami, przez jego ręce przeszedł Arjen Robben)
Z Waszych dzisiejszych obserwacji, jaka jest różnica między młodzieżą Legii Warszawa, którą dziś trenowaliście, w porównaniu z tą, którą macie na co dzień w Chelsea Londyn i PSV?
Bookman: Nie widzę wielkiej różnicy. Mają bardzo podobne umiejętności, są podobnie wyszkoleni technicznie. Powiedziałbym więcej, 1-2 najlepszych z przyjemnością wziąłbym do Chelsea.
Besser: Zauważyłem, że wasze dzieci bardzo szybko łapią rzeczy, które im powiedzieliśmy, mimo bariery komunikacyjnej.
Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle i gubimy dzieci powyżej 16 roku życia?
Bookman: A jaką macie infrastrukturę, ile boisk mają do dyspozycji młodzi piłkarze Legii Warszawa, których trenowałem?
Zaledwie dwa, w tym tylko jedno dla juniorów. W poszukiwaniu innych muszą jeździć po całej Warszawie.
Bookman: No właśnie, dlatego najpierw spróbujcie pomyśleć o tym zanim zgubicie kolejne roczniki. I stwórzcie plan we współpracy z federacją.
A kto jest odpowiedzialny za rozwijanie futbolu, federacja, rząd, czymoże kluby? U nas W Polsce wciąż toczy się dyskusja, kto powinien za to odpowiadać, i w jaki sposób finansować futbol dla młodych?
Bookman: To związek jest odpowiedzialny. Zdecydowanie. To on powinien tworzyć pewną strukturę, narzucać pewne rozwiązania dla klubów.
Besser: W Holandii ważną sprawą jest finansowanie budowy kilku boisk w każdej gminie przez samorządy lokalne. Dlatego mogę powiedzieć, że to właściwie one utrzymują te malutkie klubiki, od których zaczyna się całą piramida holenderskiej piłki. Wtedy powinny wejść kluby i umieć skorzystać z tego, jakoś się organizując. W PSV na szkolenie przeznaczamy około 3 milionów euro, w Ajaksie półtora miliona więcej- nikt nie oczekuje od Polski na razie tak wielkich inwestycji, ale musi się coś z tego wykluć. Samorządy na początku, potem kluby, a im pewien schemat, zawierający nawet najmniejsze detale, powinien zostać narzucony przez federacje. Inaczej daleko nie zajedziecie. Podpatrzcie to, co robią Rosjanie. Ale nawet u nas istnieją pewne tarcia, dyskusje. Też spieramy się ze związkiem, bo uważamy go i tak za zbyt krótkowzroczny, głównie są to sprawy podejścia do techniki. W PSV uważamy, że federacja powinna pójść jeszcze dalej i w schemacie narzucanym klubom powinna proponować trochę inny trening techniczny dla dzieciaków.
Wiem, że w Anglii macie problem z postawieniem zbyt wielkiej presji na dzieci, z rozwrzeszczanymi rodzicami na meczach lig trampkarzy (tzw Sunday league) i rozgrywaniem meczów już w wieku ośmiu lat na boiskach o normalnym rozmiarze?
Bookman: Tak, ale w tej chwili staramy się z tym sobie radzić. To w dzieciakach zabijało kreatywność, stąd tylko Gerrard, Lampard i Joe Cole z angielskich graczy są piłkarzami technicznymi. Przeprowadzamy rozmowy wychowawcze z rodzicami i zmniejszamy natężenie meczowe dla dzieci. W końcu też zwróciliśmy uwagę sposoby szlifowania techniki. Po latach zaniedbań.
Jakie było wasze motto w dzisiejszych zajęciach, filozofia?
Bookman: Moja to taka, że to młody piłkarz powinien podejmować swoje własne decyzje, umieć myśleć na boisku i znać zasób opcji otwartych przed nim. My tylko pomagamy im uruchomić tą wyobraźnie odpowiednim zestawem ćwiczeń.
Besser: Przede wszystkim zabawa z piłką. Tak nauczyliśmy grać Arjena Robbena. Podstawą mojego treningu ma być ciągłe myślenia o tym, by strzelić bramkę.
Jak doszło do waszego przyjazdu do Warszawy? Czy to w ramach pomocy Chelsea i PSV dla innych państw, klubów?
Bookman: Nie, po prostu ktoś z waszej federacji zadzwonił do nas i spytał, czy ktoś mógłby przyjechać. Podniosłem rękę pierwszy i nie żałuję. Szkoda tylko, że nie mam czasu zobaczyć miasta. Przyleciałem o 10, wylatuję o 17.
Besser: Zawsze z przyjemnością dzielę się wiedzą z innymi. Gorzej kiedy obróci się to przeciw nam i kiedyś nas pokonacie (śmiech).
Rozmawiał: Przemysław Zych
"Gdzie był Antoni Piechniczek?"
Szkolenie to skomplikowany i długi proces, którego efekty lub ich brak widzimy dopiero oglądając mecz polskiego klubu w europejskich pucharach. Zagadnień wewnątrz tego szkolenia jest jednak tyle, że trzeba nie lada fachowca by to wszystko ogarnąć i umieć sensownie wdrożyć w życie. Bo tych małych, ale arcyważnych logistycznie aspektów są setki, i nie sądzę, by w kraju znalazło się więcej niż kilka osób, które z prawidłowym zrozumieniem i przekuciem ich na ziemię polską, potrafiłyby sobie poradzić bez pomocy ludzi z zewnątrz. Uczucia tego doświadczam tym mocniej, kiedy na konferencji pt. „Podobieństwa oraz różnice szkolenia dzieci i młodzieży w Polsce i Europie” rozglądam się po sali, a szefa ds. szkolenia PZPN – Antoniego Piechniczka, co smutne, na niej nie dostrzegam.
W głębi czułem, że w tym miejscu oprócz kilkuset młodych trenerów grup młodzieżowych z całej Polski – większość była około trzydziestki – powinni siedzieć zaciągnięci za uszy przymusem dotkliwej sankcji polscy prezesi klubów ekstraklasy, pierwszej i drugiej ligi. Do tego nieliczni właściciele, chociażby dlatego, że gdy zdecydowali się w ten biznes pieniądze władować, powinni wiedzieć, jakie są sposoby, by je stamtąd wyciągnąć. Powinni więc oni przez osiem godzin siedzieć w ławce i mimo potrzeby wyjścia być tam aż do końca trzymani pod kluczem. Tak by od wszystkich dyskusji, czasem wchodzących w niezrozumiałe dla laika szczegóły trenowania (ważna byłaby jednak dla nich chociaż wiedza, że ów zagadnienia istnieją) lub ogólnych przedstawiających tylko strukturę i organizację informacji, aż więdły im uszy. Tak by zaczęli robić w klubach cokolwiek, byleby nie musieli na takie konferencję więcej wracać, znów siedzieć w szkolnej ławce i godzinami słuchać.
Problemów moc
Symptomatyczne, że problemów w polskim szkoleniu jest taki ogrom, że jeden dzień teorii nie wystarczył, by zaspokoić ciekawość wszystkich młodych trenerów, którym aż świerzbiły stopy, by wyrwać się do zadania pytań. Ludzie z regionu po prostu nie wiedzą, jak sobie radzić z wieloma sprawami. Pytają więc o dosłownie wszystko - począwszy od organizacji szkolenia poprzez sposoby jego finansowania, kończąc na pytaniach, jaki system powinni stosować w jakim wieku, jak często trenować i jak to robić. To skutek zaniedbań PZPN i braku opracowanej linii, do której generalnie (przy pewnych dopuszczalnych odchyłach) powinni się zastosować. Wiele celnych spostrzeżeń polskim szkoleniowcom przekazał w wykładzie Jose Antonio Vicuana „Kibu”, kiedyś jeden z ważnych elementów szkolenia w Osasunie Pampeluna, dziś asystent Jana Urbana w stołecznej Legii. I tak zgłębiał mniejsze lub większe sekrety liczącego sobie 15 lat pampeluńskiego ośrodka Tajonar. To co przybliżyło słuchaczy do Kibu najbardziej, było stwierdzenie, że w Pampelunie nie dysponują już najnowocześniejszym sprzętem, że często jest on stary, nie wszystko błyszczy i się świeci – najważniejszy tam jest jednak pomysł i zatrudnienie odpowiednich ludzi. A że posiadanie dziesięciu boisk, w tym pięciu sztucznych, nie przeszkadza, to już Kibu nie wspomniał.
W gruncie rzeczy systemy szkolenia są podobne wszędzie. Federacje europejskie z pierwszej linii narzucają klubom pewien schemat, w którym muszą one działać, i to wszystko. Ale chociaż granice są wytyczone. Każdy klub jednak jest inny, nawet w granicach tego co np. w Polsce nazywamy „systemem hiszpańskim”. W Osasunie jest tak, gdzie indziej mogą wymyślić, że będzie inaczej – kto ma rację dowiemy się tego po wynikach. W Polsce tymczasem wciąż trwa cicha, nigdzie nie zmierzająca (bo nie nagłaśniania) debata, czy za szkolenie powinien odpowiadać związek, kluby czy samorządy i kto powinien je finansować, ewentualnie współfinansować.
Francuski przykład
Francuzi proponują ciekawy model dla dzieciaków zaczynających przygodę z piłką w małych klubikach. Żeby go zrozumieć trzeba jednak ten proces uogólnić, bo są od niego i różne, gmatwające sprawę wyjątki. Do mniej więcej 11-13 roku życia dzieciak niemal zawsze pozostaje w swoim małym klubiku w miejscu, w którym trenował od dziecka. Ów klubik utrzymywany jest częściowo ze składek płaconych przez rodziców, częściowo za pomocą dotacji z gmin (w Polsce praktycznie całkowicie przez rodziców). Potem część z tych chłopców zostaje wyławiana przez lepsze kluby (każdy ma jakiś swój sposób na wyłapywanie talentów, klub klubowi nie równy, tu nie wchodźmy w szczegóły), część oczywiście również zostaje w swoim małym klubiku, reszta rezygnuje z treningów. Wielu z tych chłopców ma dobre warunki (szczególnie jeśli trafią do klubu), ale i tak od 13 roku życia to związek roztacza szeroką opiekę nad kilkuset najbardziej utalentowanymi aspirantami do miana piłkarza z danego rocznika. Trafiają wtedy do jednego z ośmiu zbudowanych za związkowe pieniądze ośrodków (jak bardzo nie chciałby w to wierzyć prezes Grzegorz Lato). Z nich najsłynniejszy jest oczywiście położone na obszarze 40 ha podparyskie Clairefontaine. W nich chłopcy trenują od poniedziałku do piątku , by na weekend wracać do domu i grać dla klubików/klubów. Tym sposobem ze swej roli wywiązuje się zarówno państwo (dotacje gminne dla klubików na samym początku drabinki szkolenia), kluby (trenują i kontrolują rozwój) i związek (opiekuje się najzdolniejszymi w ramach tego samego ustalonego projektu). Wydaje mi się, że w środowisku piłkarskim wszyscy chcą, jak już budować, to budować dwieście ośrodków, każdy z dziesięcioma boiskami. – Dobrze, żeby powstał chociaż jeden, przynajmniej dla zgrupowań reprezentacji w różnych kategoriach wiekowych – mówi Michał Globisz. To tylko kilka dni treningów w miesiącu dla dwudziestu piłkarzy z jednego rocznika, nie dwustu przez niemal cały miesiąc, jak we Francji, ale zawsze. PZPN nie ma pieniędzy? W to akurat po podpisaniu umowy z Nike nie uwierzę.
A bałagan totalny trwa. Nawet ludzie zajmujący się trenerką młodzieżową nie do końca wiedzą, jaka np. jest zależność między utworzonymi w latach 90. Szkołami Mistrzostwa Sportowego (do dziś wiele z nich istnieje, w zmienionej formule), Uczniowskimi Klasami Sportowymi (dostaje dotacje od państwa, stąd SMS Łódź przybrał nazwę UKS, by je również pobierać), a rolą Okręgowych Związków Piłkarskich. W nich samych istnieje również pogmatwanie wielkie, tak że - podobnie jak federacja i same kluby - także i one organizują rozgrywki młodzieżowe we wszystkich kategoriach wiekowych, same dla siebie!
Przemysław Zych
Szkolenie to skomplikowany i długi proces, którego efekty lub ich brak widzimy dopiero oglądając mecz polskiego klubu w europejskich pucharach. Zagadnień wewnątrz tego szkolenia jest jednak tyle, że trzeba nie lada fachowca by to wszystko ogarnąć i umieć sensownie wdrożyć w życie. Bo tych małych, ale arcyważnych logistycznie aspektów są setki, i nie sądzę, by w kraju znalazło się więcej niż kilka osób, które z prawidłowym zrozumieniem i przekuciem ich na ziemię polską, potrafiłyby sobie poradzić bez pomocy ludzi z zewnątrz. Uczucia tego doświadczam tym mocniej, kiedy na konferencji pt. „Podobieństwa oraz różnice szkolenia dzieci i młodzieży w Polsce i Europie” rozglądam się po sali, a szefa ds. szkolenia PZPN – Antoniego Piechniczka, co smutne, na niej nie dostrzegam.
W głębi czułem, że w tym miejscu oprócz kilkuset młodych trenerów grup młodzieżowych z całej Polski – większość była około trzydziestki – powinni siedzieć zaciągnięci za uszy przymusem dotkliwej sankcji polscy prezesi klubów ekstraklasy, pierwszej i drugiej ligi. Do tego nieliczni właściciele, chociażby dlatego, że gdy zdecydowali się w ten biznes pieniądze władować, powinni wiedzieć, jakie są sposoby, by je stamtąd wyciągnąć. Powinni więc oni przez osiem godzin siedzieć w ławce i mimo potrzeby wyjścia być tam aż do końca trzymani pod kluczem. Tak by od wszystkich dyskusji, czasem wchodzących w niezrozumiałe dla laika szczegóły trenowania (ważna byłaby jednak dla nich chociaż wiedza, że ów zagadnienia istnieją) lub ogólnych przedstawiających tylko strukturę i organizację informacji, aż więdły im uszy. Tak by zaczęli robić w klubach cokolwiek, byleby nie musieli na takie konferencję więcej wracać, znów siedzieć w szkolnej ławce i godzinami słuchać.
Problemów moc
Symptomatyczne, że problemów w polskim szkoleniu jest taki ogrom, że jeden dzień teorii nie wystarczył, by zaspokoić ciekawość wszystkich młodych trenerów, którym aż świerzbiły stopy, by wyrwać się do zadania pytań. Ludzie z regionu po prostu nie wiedzą, jak sobie radzić z wieloma sprawami. Pytają więc o dosłownie wszystko - począwszy od organizacji szkolenia poprzez sposoby jego finansowania, kończąc na pytaniach, jaki system powinni stosować w jakim wieku, jak często trenować i jak to robić. To skutek zaniedbań PZPN i braku opracowanej linii, do której generalnie (przy pewnych dopuszczalnych odchyłach) powinni się zastosować. Wiele celnych spostrzeżeń polskim szkoleniowcom przekazał w wykładzie Jose Antonio Vicuana „Kibu”, kiedyś jeden z ważnych elementów szkolenia w Osasunie Pampeluna, dziś asystent Jana Urbana w stołecznej Legii. I tak zgłębiał mniejsze lub większe sekrety liczącego sobie 15 lat pampeluńskiego ośrodka Tajonar. To co przybliżyło słuchaczy do Kibu najbardziej, było stwierdzenie, że w Pampelunie nie dysponują już najnowocześniejszym sprzętem, że często jest on stary, nie wszystko błyszczy i się świeci – najważniejszy tam jest jednak pomysł i zatrudnienie odpowiednich ludzi. A że posiadanie dziesięciu boisk, w tym pięciu sztucznych, nie przeszkadza, to już Kibu nie wspomniał.
W gruncie rzeczy systemy szkolenia są podobne wszędzie. Federacje europejskie z pierwszej linii narzucają klubom pewien schemat, w którym muszą one działać, i to wszystko. Ale chociaż granice są wytyczone. Każdy klub jednak jest inny, nawet w granicach tego co np. w Polsce nazywamy „systemem hiszpańskim”. W Osasunie jest tak, gdzie indziej mogą wymyślić, że będzie inaczej – kto ma rację dowiemy się tego po wynikach. W Polsce tymczasem wciąż trwa cicha, nigdzie nie zmierzająca (bo nie nagłaśniania) debata, czy za szkolenie powinien odpowiadać związek, kluby czy samorządy i kto powinien je finansować, ewentualnie współfinansować.
Francuski przykład
Francuzi proponują ciekawy model dla dzieciaków zaczynających przygodę z piłką w małych klubikach. Żeby go zrozumieć trzeba jednak ten proces uogólnić, bo są od niego i różne, gmatwające sprawę wyjątki. Do mniej więcej 11-13 roku życia dzieciak niemal zawsze pozostaje w swoim małym klubiku w miejscu, w którym trenował od dziecka. Ów klubik utrzymywany jest częściowo ze składek płaconych przez rodziców, częściowo za pomocą dotacji z gmin (w Polsce praktycznie całkowicie przez rodziców). Potem część z tych chłopców zostaje wyławiana przez lepsze kluby (każdy ma jakiś swój sposób na wyłapywanie talentów, klub klubowi nie równy, tu nie wchodźmy w szczegóły), część oczywiście również zostaje w swoim małym klubiku, reszta rezygnuje z treningów. Wielu z tych chłopców ma dobre warunki (szczególnie jeśli trafią do klubu), ale i tak od 13 roku życia to związek roztacza szeroką opiekę nad kilkuset najbardziej utalentowanymi aspirantami do miana piłkarza z danego rocznika. Trafiają wtedy do jednego z ośmiu zbudowanych za związkowe pieniądze ośrodków (jak bardzo nie chciałby w to wierzyć prezes Grzegorz Lato). Z nich najsłynniejszy jest oczywiście położone na obszarze 40 ha podparyskie Clairefontaine. W nich chłopcy trenują od poniedziałku do piątku , by na weekend wracać do domu i grać dla klubików/klubów. Tym sposobem ze swej roli wywiązuje się zarówno państwo (dotacje gminne dla klubików na samym początku drabinki szkolenia), kluby (trenują i kontrolują rozwój) i związek (opiekuje się najzdolniejszymi w ramach tego samego ustalonego projektu). Wydaje mi się, że w środowisku piłkarskim wszyscy chcą, jak już budować, to budować dwieście ośrodków, każdy z dziesięcioma boiskami. – Dobrze, żeby powstał chociaż jeden, przynajmniej dla zgrupowań reprezentacji w różnych kategoriach wiekowych – mówi Michał Globisz. To tylko kilka dni treningów w miesiącu dla dwudziestu piłkarzy z jednego rocznika, nie dwustu przez niemal cały miesiąc, jak we Francji, ale zawsze. PZPN nie ma pieniędzy? W to akurat po podpisaniu umowy z Nike nie uwierzę.
A bałagan totalny trwa. Nawet ludzie zajmujący się trenerką młodzieżową nie do końca wiedzą, jaka np. jest zależność między utworzonymi w latach 90. Szkołami Mistrzostwa Sportowego (do dziś wiele z nich istnieje, w zmienionej formule), Uczniowskimi Klasami Sportowymi (dostaje dotacje od państwa, stąd SMS Łódź przybrał nazwę UKS, by je również pobierać), a rolą Okręgowych Związków Piłkarskich. W nich samych istnieje również pogmatwanie wielkie, tak że - podobnie jak federacja i same kluby - także i one organizują rozgrywki młodzieżowe we wszystkich kategoriach wiekowych, same dla siebie!
Przemysław Zych
środa, 10 grudnia 2008
"BRAKUJE WYCHOWANKÓW"
(Przegląd Sportowy, 11 grudnia 2008, czwartek)
znalazło się w nim sporo idei z tekstu "Przypadek"
Najlepszym klubem w Polsce jest ŁKS. Może tabela ekstraklasy tego nie pokazuje, ale to jedyny klub, który w liczbie wychowanków w ekstraklasie jest bliski dziesięciu. Geograficznie, najwięcej piłkarzy w ekstraklasie pochodzi jednak ze Śląska - prawie co piąty (56 na 302). Tam po prostu najłatwiej o promocję, bo klubów z tego regionu grywa w ekstraklasie nawet pięć. Skupienie śląskich miast, jedno koło drugiego, również pomaga w przenikaniu talentów i współpracy między klubami. Jednak gdyby uwzględnić piłkarzy występujących poza granicami kraju, to właśnie Łódź objęłaby zdecydowanie palmę pierwszeństwa. Przemysław Kaźmierczak, Łukasz Madej i Marek Saganowski wychowali się w ŁKS, a Rafał Grzelak w młodości krążył między klubem z alei Unii i alei Piłsudskiego.
Europa ucieka
W skali Europy to jednak niewiele. W Holandii sam Ajax Amsterdam wychował 100 piłkarzy grających obecnie w Eredivise. Rachunek w Amsterdamie jest więc prosty -- mniej więcej dziewięciu piłkarzy każdego rocznika juniorów jest wystarczająco dobra, by potem grać na najwyższym poziomie. Tam jednak rocznie na szkolenie przeznacza się aż 4,5 miliona euro. Ajax, zanim zacznie szkolić, często przejmuje od mniejszych klubów utalentowanych trampkarzy. Takim "wychowankiem" amsterdamskiego klubu jest np. Rafael Van Der Vaart, w wieku 10 lat wyłuskany z rodzinnego De Kennemers. Podobną politykę próbują prowadzić w Polsce Gwarek Zabrze, UKS SMS Łódź, Amica Wronki i MSP Szamotuły. Z tym, że z reguły trudnią się one doszlifowaniem talentów starszych, bo ściągniętych w wieku 16 lat. Dlatego nie można nazwać ich wychowankami. Ich wpływ na poziom polskiej piłki jest jednak niebagatelny i choć trochę wzbogaca ubogi wybór na rynku (efekty tego "doszlifowania" to m.in. Piszczek, Magiera, Danch, Feruga, Sobczak w Gwarku, Wojtkowiak, Kucharski, Kikut w Amice, czy Dawid Nowak w SMS Łódź). Nie oglądając się na innych, swoje także próbują robić m.in. Roman Kosecki w Kosie Konstancin i Andrzej Nakielski w Nakach Olsztyn. Na razie efekty to Jakub Kosecki (Legia Warszawa ME) w przypadku pierwszego i Adrian Mierzejewski (Wisła Płock) - drugiego.
Brak rywalizacji
Juniorom w Polsce przeszkadzają nie tylko nierówne boiska i pokpiwający sprawę szkoleniowcy, w co gorzej zorganizowanych klubach. Ci, którzy pewien poziom techniczny i taktyczny zdołają osiągnąć, męczą się z czymś innym - brakiem konkurencji w lidze wojewódzkiej. W sezonie rozgrywają najwyżej 5-6 spotkań, w których muszą się wspiąć na wyżyny. To samo dotyczy juniorów Lecha/Amiki w Wielkopolsce, na Śląsku - Gwarka, w łódzkim - UKS SMS. - Dla naprawdę ambitnych zmorą jest system rozgrywek juniorskich - mówi Marian Kurowski, szkoleniowiec Lecha Poznań ME. - To duży problem, cały czas mówi się o zmianach, ale wciąż nic w tym kierunku się nie robi. Pamiętam, że gdy w latach 90. trenowałem juniorów Sokoła Pniewy w rozgrywkach złożonych z pięciu ówczesnych województw, poziom był wyższy. Dlatego dziś trzeba znów powrócić do tego pomysłu i zamiast szesnastu międzywojewódzkich lig juniorskich, utworzyć osiem, a docelowo tylko cztery. Jeśli do tego nie dojdzie, polscy nastolatkowie dalej będą zmuszeni wyjeżdżać po naukę do AJ Auxerre i Feyenoordu Rotterdam - dodaje.
Prośba o pomoc
Dlatego PZPN zdecydował się na zorganizowanie specjalnej konferencji. Zaprosił na nią ponad 300 trenerów drużyn młodzieżowych z całej Polski. Będą mogli przekonać się, jak szkoli się w dwóch czołowych polskich klubach - Lechu Poznań i Legii Warszawa. - Będą również mieli możliwość porównania tego ze strukturą szkolenia w FC Nantes i Osasunie Pampeluna - mówi Tomasz Zabielski, jeden z organizatorów konferencji, pełnomocnik PZPN ds. UKS. - O Hiszpanii opowie Jose Antonio Vicuana "Kibu", asystent Jana Urbana w Legii. Szkolenie we Francji przybliży dyrektor sportowy Nantes Christian Lariepe. Innymi gośćmi konferencji będą m.in. Mirosław Trzeciak, Michał Globisz, Andrzej Juskowiak, Jacek Magiera, Waldemar Kita, Tadeusz Fogiel i Jerzy Engel, a także gość specjalny, człowiek zajmujący się młodzieżą w Chelsea Londyn.
Przemysław Zych
PODZIAŁ NA WOJEWÓDZTWA:
1. Ślaskie 56
2. Małopolskie 32
3-5. Wielkopolskie 27, Pomorskie 27, Łódzkie 27
6. Dolnoślaskie 26
7. Mazowieckie 22
8. Zachodnio-pomorskie 15
9-10. Podkarpackie 13, Lubelskie 13
11. Podlaskie 11
12. Warmińsko-mazurskie 9
13. Lubuskie 7
14-15. Świętokrzyskie 6, Opolskie 6
16. Kujawsko-pomorskie 4
PODZIAŁ NA KLUBY:
1. ŁKS Łódź - 9
2. Wisła Kraków - 8
3-4. Lech Poznań, Lechia Gdańsk - 6
5-6. Jagiellonia Białystok, GKS Katowice - 5
7 - 12. Pogoń Szczecin, Polonia Warszawa, Śląsk Wrocław, Hutnik Kraków,
MOSiR Jastrzębie Zdrój, Górnik Zabrze - 4,
13. Promień Zary, Olimpia Poznań, Celuloza Kostrzyn, Wisła Płock, Widzew
Łódź, Raków Częstochowa, Sandecja Nowy Sącz, Energetyk ROW Rybnik, Bałtyk Gdynia - 3
(Przegląd Sportowy, 11 grudnia 2008, czwartek)
znalazło się w nim sporo idei z tekstu "Przypadek"
Najlepszym klubem w Polsce jest ŁKS. Może tabela ekstraklasy tego nie pokazuje, ale to jedyny klub, który w liczbie wychowanków w ekstraklasie jest bliski dziesięciu. Geograficznie, najwięcej piłkarzy w ekstraklasie pochodzi jednak ze Śląska - prawie co piąty (56 na 302). Tam po prostu najłatwiej o promocję, bo klubów z tego regionu grywa w ekstraklasie nawet pięć. Skupienie śląskich miast, jedno koło drugiego, również pomaga w przenikaniu talentów i współpracy między klubami. Jednak gdyby uwzględnić piłkarzy występujących poza granicami kraju, to właśnie Łódź objęłaby zdecydowanie palmę pierwszeństwa. Przemysław Kaźmierczak, Łukasz Madej i Marek Saganowski wychowali się w ŁKS, a Rafał Grzelak w młodości krążył między klubem z alei Unii i alei Piłsudskiego.
Europa ucieka
W skali Europy to jednak niewiele. W Holandii sam Ajax Amsterdam wychował 100 piłkarzy grających obecnie w Eredivise. Rachunek w Amsterdamie jest więc prosty -- mniej więcej dziewięciu piłkarzy każdego rocznika juniorów jest wystarczająco dobra, by potem grać na najwyższym poziomie. Tam jednak rocznie na szkolenie przeznacza się aż 4,5 miliona euro. Ajax, zanim zacznie szkolić, często przejmuje od mniejszych klubów utalentowanych trampkarzy. Takim "wychowankiem" amsterdamskiego klubu jest np. Rafael Van Der Vaart, w wieku 10 lat wyłuskany z rodzinnego De Kennemers. Podobną politykę próbują prowadzić w Polsce Gwarek Zabrze, UKS SMS Łódź, Amica Wronki i MSP Szamotuły. Z tym, że z reguły trudnią się one doszlifowaniem talentów starszych, bo ściągniętych w wieku 16 lat. Dlatego nie można nazwać ich wychowankami. Ich wpływ na poziom polskiej piłki jest jednak niebagatelny i choć trochę wzbogaca ubogi wybór na rynku (efekty tego "doszlifowania" to m.in. Piszczek, Magiera, Danch, Feruga, Sobczak w Gwarku, Wojtkowiak, Kucharski, Kikut w Amice, czy Dawid Nowak w SMS Łódź). Nie oglądając się na innych, swoje także próbują robić m.in. Roman Kosecki w Kosie Konstancin i Andrzej Nakielski w Nakach Olsztyn. Na razie efekty to Jakub Kosecki (Legia Warszawa ME) w przypadku pierwszego i Adrian Mierzejewski (Wisła Płock) - drugiego.
Brak rywalizacji
Juniorom w Polsce przeszkadzają nie tylko nierówne boiska i pokpiwający sprawę szkoleniowcy, w co gorzej zorganizowanych klubach. Ci, którzy pewien poziom techniczny i taktyczny zdołają osiągnąć, męczą się z czymś innym - brakiem konkurencji w lidze wojewódzkiej. W sezonie rozgrywają najwyżej 5-6 spotkań, w których muszą się wspiąć na wyżyny. To samo dotyczy juniorów Lecha/Amiki w Wielkopolsce, na Śląsku - Gwarka, w łódzkim - UKS SMS. - Dla naprawdę ambitnych zmorą jest system rozgrywek juniorskich - mówi Marian Kurowski, szkoleniowiec Lecha Poznań ME. - To duży problem, cały czas mówi się o zmianach, ale wciąż nic w tym kierunku się nie robi. Pamiętam, że gdy w latach 90. trenowałem juniorów Sokoła Pniewy w rozgrywkach złożonych z pięciu ówczesnych województw, poziom był wyższy. Dlatego dziś trzeba znów powrócić do tego pomysłu i zamiast szesnastu międzywojewódzkich lig juniorskich, utworzyć osiem, a docelowo tylko cztery. Jeśli do tego nie dojdzie, polscy nastolatkowie dalej będą zmuszeni wyjeżdżać po naukę do AJ Auxerre i Feyenoordu Rotterdam - dodaje.
Prośba o pomoc
Dlatego PZPN zdecydował się na zorganizowanie specjalnej konferencji. Zaprosił na nią ponad 300 trenerów drużyn młodzieżowych z całej Polski. Będą mogli przekonać się, jak szkoli się w dwóch czołowych polskich klubach - Lechu Poznań i Legii Warszawa. - Będą również mieli możliwość porównania tego ze strukturą szkolenia w FC Nantes i Osasunie Pampeluna - mówi Tomasz Zabielski, jeden z organizatorów konferencji, pełnomocnik PZPN ds. UKS. - O Hiszpanii opowie Jose Antonio Vicuana "Kibu", asystent Jana Urbana w Legii. Szkolenie we Francji przybliży dyrektor sportowy Nantes Christian Lariepe. Innymi gośćmi konferencji będą m.in. Mirosław Trzeciak, Michał Globisz, Andrzej Juskowiak, Jacek Magiera, Waldemar Kita, Tadeusz Fogiel i Jerzy Engel, a także gość specjalny, człowiek zajmujący się młodzieżą w Chelsea Londyn.
Przemysław Zych
PODZIAŁ NA WOJEWÓDZTWA:
1. Ślaskie 56
2. Małopolskie 32
3-5. Wielkopolskie 27, Pomorskie 27, Łódzkie 27
6. Dolnoślaskie 26
7. Mazowieckie 22
8. Zachodnio-pomorskie 15
9-10. Podkarpackie 13, Lubelskie 13
11. Podlaskie 11
12. Warmińsko-mazurskie 9
13. Lubuskie 7
14-15. Świętokrzyskie 6, Opolskie 6
16. Kujawsko-pomorskie 4
PODZIAŁ NA KLUBY:
1. ŁKS Łódź - 9
2. Wisła Kraków - 8
3-4. Lech Poznań, Lechia Gdańsk - 6
5-6. Jagiellonia Białystok, GKS Katowice - 5
7 - 12. Pogoń Szczecin, Polonia Warszawa, Śląsk Wrocław, Hutnik Kraków,
MOSiR Jastrzębie Zdrój, Górnik Zabrze - 4,
13. Promień Zary, Olimpia Poznań, Celuloza Kostrzyn, Wisła Płock, Widzew
Łódź, Raków Częstochowa, Sandecja Nowy Sącz, Energetyk ROW Rybnik, Bałtyk Gdynia - 3
środa, 3 grudnia 2008
"Mistrz jesieni był nagi" czyli wrażenia z Konwiktorskiej.
O ile Józef Wojciechowski nie zrozumie piłki nożnej i nie poniesie na Konwiktorskiej kosztów, które w Grodzisku Wielkopolskim w infrastrukturę zainwestował Zbigniew Drzymała, Polonię Warszawa - zaskakująco dobrze radzącą sobie jesienią efemerydę dwóch, kompletnie różnych klubów - czeka zjazd w dół. Jeśli nie na wiosnę, to jesienią przyszłego roku.
Mecz szesnastej kolejki z Arką Gdynia był doskonałą okazją, by przyglądnąć się temu, na ile profesjonalnie - po półrocznym okresie przejściowym - pracuje dziś lider ekstraklasy rundy jesiennej. Okazało się, że na stadionie przy Konwiktorskiej najważniejszym człowiekiem jest steward pod trybuną dla VIP-ów. W czasie meczów urzęduje tam niczym pan na zagrodzie. Dlatego z przemieszczaniem się po trybunie problem ma nie tylko Michał Listkiewicz, Edward Klejndinst, ale i Krzysztof Chrobak. Steward mięknie tylko wówczas, gdy w zasięgu wzroku dostrzeże właściciela Polonii. Najczęściej zresztą w towarzystwie samego Leo Beenhakkera (o VIP-y tego rodzaju na meczach chodziło JW). Niestety, taki poziom stewardowania to wciąż standard, któremu bliżej do nowej drugiej ligi, a nie faktycznych wymagań ekstraklasy. Nie przystoi wizytom selekcjonera, czemukolwiek jego wizyty mają służyć.
Selekcjoner reprezentacji ma z Polonią tyle wspólnego, że za skinieniem jego głowy pracę w niej dostali Bogusław Kaczmarek i Holender Anthony Bruins Slot. Ktoś JW podpowiedział, że tak będzie dobrze, i tak jest. Ot kaprys bogatego właściciela. Pierwszy jest jedynym pracownikiem skromnie rozbudowanego pionu scoutingu. Jego praca już wkrótce może skończyć się tragiczną posuchą w czasie zimowego okienka transferowego. Jak profesjonalnie wykonuje się tą pracę u choćby nowego lidera ekstraklasy – Lecha Poznań, wszyscy już wiedzą. Drugi na Konwiktorską przyjeżdża jedynie raz na jakiś czas. Ogląda mecz i sporządza Wojciechowskiemu raporty ze spotkań. Tylko po to, by właściciel wiedział, jak boiskowe wydarzenia powinien ocenić. Bo o piłce niewiele wie. (...). Czarne Koszule, by osiągnąć ambicje Wojciechowskiego - ten po oglądnięciu Ligi Mistrzów środku tygodnia, marzy o grze na poziomie Realu Madryt - musi zagwarantować klubowi stabilizację i wielkie inwestycje w infrastrukturę.
W Polonii dzieje się natomiast na odwrót – inwestycji nie ma. Drużyna musi często trenować w hali. W takiej sytuacji wypracowanie u zawodników odpowiedniego wyczucia piłki jest dla trenerów nieosiągalne. Co gorsza – w perspektywie walki o tytuł – wszyscy piłkarze Czarnych Koszul, poza Radosławem Majewskim, są od piłkarzy Lecha, Legii i Wisły gorzej przygotowani technicznie do zawodu. To także było widać w meczu z Arką. Dlatego Polonii znacznie trudniej o gole. Właściciel JW. Construction chyba nie wiedział, w co wchodzi, gdy w lipcu przejmował klub piłkarski, i jak wiele włożonego w niego wysiłku skutkuje dopiero sukcesem. Tym większa istnieje teraz obawa, że któregoś dnia zabawkę porzuci.
W meczu z Arką najlepiej sprawa wyglądała na trybunach, na których trwał w najlepsze rytmiczny doping wyznaczany uderzeniami bębna. Mimo zimna i kiepskiej reputacji Polonii określanej drużyną, która ani nie umie strzelać goli, ani tracić, na meczu zebrało się sporo kibiców. Sprawę popsuło jednak w 60 minucie meczu przerwanie prowadzenia kulturalnego dopingu, który udawało się tak długo bez przekleństw zachować. Wcześniej kibice Czarnych Koszul byli nagradzani za kulturalny doping podstawieniem darmowych autobusów na mecze wyjazdowe. – Autokaru nie będzie – trafnie podsumowali kibice Polonii natychmiast po zdarzeniu. A że nie wszystko w Polonii śmierdzi, niech świadczą czyste ubikacje. Co z tego, że to zaledwie Toi-toie, do korzystania, z których zmuszone są nawet VIP-y.
Polonia jest niedoinwestowana. Jej organizacja i infrastruktura boiskowa nie zasługują nawet na ekstraklasę. Piłkarze i stadion zasługują w niej na górną połówkę tabeli, ale nie na pozycję lidera. Personalnie nie gorzej bowiem prezentuje się GKS Bełchatów, a i nawet zamykający tabelę Górnik Zabrze. Brak dalszych inwestycji miasta w stadion na meczu z Arką zdążyli też oprotestować już kibice. Kiedy oprotestują brak boiska treningowego i właściciela, który rozumie piłkę nożną?
Przemysław Zych
O ile Józef Wojciechowski nie zrozumie piłki nożnej i nie poniesie na Konwiktorskiej kosztów, które w Grodzisku Wielkopolskim w infrastrukturę zainwestował Zbigniew Drzymała, Polonię Warszawa - zaskakująco dobrze radzącą sobie jesienią efemerydę dwóch, kompletnie różnych klubów - czeka zjazd w dół. Jeśli nie na wiosnę, to jesienią przyszłego roku.
Mecz szesnastej kolejki z Arką Gdynia był doskonałą okazją, by przyglądnąć się temu, na ile profesjonalnie - po półrocznym okresie przejściowym - pracuje dziś lider ekstraklasy rundy jesiennej. Okazało się, że na stadionie przy Konwiktorskiej najważniejszym człowiekiem jest steward pod trybuną dla VIP-ów. W czasie meczów urzęduje tam niczym pan na zagrodzie. Dlatego z przemieszczaniem się po trybunie problem ma nie tylko Michał Listkiewicz, Edward Klejndinst, ale i Krzysztof Chrobak. Steward mięknie tylko wówczas, gdy w zasięgu wzroku dostrzeże właściciela Polonii. Najczęściej zresztą w towarzystwie samego Leo Beenhakkera (o VIP-y tego rodzaju na meczach chodziło JW). Niestety, taki poziom stewardowania to wciąż standard, któremu bliżej do nowej drugiej ligi, a nie faktycznych wymagań ekstraklasy. Nie przystoi wizytom selekcjonera, czemukolwiek jego wizyty mają służyć.
Selekcjoner reprezentacji ma z Polonią tyle wspólnego, że za skinieniem jego głowy pracę w niej dostali Bogusław Kaczmarek i Holender Anthony Bruins Slot. Ktoś JW podpowiedział, że tak będzie dobrze, i tak jest. Ot kaprys bogatego właściciela. Pierwszy jest jedynym pracownikiem skromnie rozbudowanego pionu scoutingu. Jego praca już wkrótce może skończyć się tragiczną posuchą w czasie zimowego okienka transferowego. Jak profesjonalnie wykonuje się tą pracę u choćby nowego lidera ekstraklasy – Lecha Poznań, wszyscy już wiedzą. Drugi na Konwiktorską przyjeżdża jedynie raz na jakiś czas. Ogląda mecz i sporządza Wojciechowskiemu raporty ze spotkań. Tylko po to, by właściciel wiedział, jak boiskowe wydarzenia powinien ocenić. Bo o piłce niewiele wie. (...). Czarne Koszule, by osiągnąć ambicje Wojciechowskiego - ten po oglądnięciu Ligi Mistrzów środku tygodnia, marzy o grze na poziomie Realu Madryt - musi zagwarantować klubowi stabilizację i wielkie inwestycje w infrastrukturę.
W Polonii dzieje się natomiast na odwrót – inwestycji nie ma. Drużyna musi często trenować w hali. W takiej sytuacji wypracowanie u zawodników odpowiedniego wyczucia piłki jest dla trenerów nieosiągalne. Co gorsza – w perspektywie walki o tytuł – wszyscy piłkarze Czarnych Koszul, poza Radosławem Majewskim, są od piłkarzy Lecha, Legii i Wisły gorzej przygotowani technicznie do zawodu. To także było widać w meczu z Arką. Dlatego Polonii znacznie trudniej o gole. Właściciel JW. Construction chyba nie wiedział, w co wchodzi, gdy w lipcu przejmował klub piłkarski, i jak wiele włożonego w niego wysiłku skutkuje dopiero sukcesem. Tym większa istnieje teraz obawa, że któregoś dnia zabawkę porzuci.
W meczu z Arką najlepiej sprawa wyglądała na trybunach, na których trwał w najlepsze rytmiczny doping wyznaczany uderzeniami bębna. Mimo zimna i kiepskiej reputacji Polonii określanej drużyną, która ani nie umie strzelać goli, ani tracić, na meczu zebrało się sporo kibiców. Sprawę popsuło jednak w 60 minucie meczu przerwanie prowadzenia kulturalnego dopingu, który udawało się tak długo bez przekleństw zachować. Wcześniej kibice Czarnych Koszul byli nagradzani za kulturalny doping podstawieniem darmowych autobusów na mecze wyjazdowe. – Autokaru nie będzie – trafnie podsumowali kibice Polonii natychmiast po zdarzeniu. A że nie wszystko w Polonii śmierdzi, niech świadczą czyste ubikacje. Co z tego, że to zaledwie Toi-toie, do korzystania, z których zmuszone są nawet VIP-y.
Polonia jest niedoinwestowana. Jej organizacja i infrastruktura boiskowa nie zasługują nawet na ekstraklasę. Piłkarze i stadion zasługują w niej na górną połówkę tabeli, ale nie na pozycję lidera. Personalnie nie gorzej bowiem prezentuje się GKS Bełchatów, a i nawet zamykający tabelę Górnik Zabrze. Brak dalszych inwestycji miasta w stadion na meczu z Arką zdążyli też oprotestować już kibice. Kiedy oprotestują brak boiska treningowego i właściciela, który rozumie piłkę nożną?
Przemysław Zych
Subskrybuj:
Posty (Atom)