piątek, 26 czerwca 2009

STAMBUŁ ATRAKCJI

Wyjazd do Stambułu udał się, choć właściwie nie powinien. Sporo szczęścia i akcja typu: „wrzutka na aferę”, zapewniła temu wyjazdowi powodzenie. Niemal rzutem na taśmę. I ocaliła pewnie moją głowę, bo Jacek Kmiecik „na łączach” przebąkiwał już: „Zychu, ty już lepiej zostań w tej Azji...”. A jednak. Ktoś kiedyś powiedział, że Zych jest jak gówno. I tak wypłynie na powierzchnię. There you go.

Prezydent Fenerbahce? Poważny facet, dobrze mówi po angielsku. Wydaje się gościem, który o piłce może wiedzieć wszystko. Gdyby nie pomoc towarzyszącego mi przy tej rozmowie tureckiego dziennikarza, musiałbym pewnie - zgodnie z życzeniem Jacka - starać się o azyl w Turcji (tak w ogóle, to na ulicach mówiono do mnie po kurdyjsku). Pomysł Rafała Lebiedzińskiego - w Stambule sprzedawałbym dziś kebaby.

"Zdemoralizowani Ligą Mistrzów"
("Magazyn Futbol", lipiec, 07/2009)

Były deweloper. Człowiek, który trzęsie najlepszym tureckim klubem od jedenastu lat. Piekielnie ambitny, despota, autokrata, który nie powstrzyma się od wyrzucania na zbity pysk członków zarządu, a niesprzyjających mu kibiców poza stadion. Rządy twardą ręką opłaciły się. Fenerbahce to dziś europejski klub, niedawny ćwierćfinalista Ligi Mistrzów o solidnych podstawach finansowych i z nowoczesnym stadionem Sukru Saracoglu. Aziz Yildirim jeszcze przez przynajmniej najbliższe trzy lata będzie zarządzać Fenerbahce Stambuł.

Pod koniec maja został pan wybrany na szóstą kadencję, jakie są jej największe sukcesy wcześniejszych dziesięciu lat u steru Fenerbahce? Jak zmieniło się Fenerbahce odkąd objął pan stery w klubie?

AZIZ YILDIRIM: Gdy zostałem wybrany prezydentem po raz pierwszy w 1997 roku, Fener było czołowym klubem tureckim, ale miało niewielką renomę w Europie. Ktoś słyszał wtedy o Fenerbahce? W dodatku było z klubem z małym stadionem na kilkanaście tysięcy miejsc. Start z tego pułapu nie był łatwy, a jednak zdołaliśmy pozyskać środki i wybudować stadion Sukru Saracoglu. Wychodziliśmy ten stadion, prosząc sponsorów i rząd o pieniądze. Choć obecny premier Turcji Recep Tayyip Erdogan i pół jego rządu kibicuje naszemu klubowi, to wtedy nie było nam tak łatwo. Dziś mamy 55 tysięcy pojemności i obiekt, który zalicza się do grona kilkunastu najnowocześniejszych w Europie. W dodatku należy do klubu, a nie państwa. Drugą istotną zmianą była struktura budżetu. Gdy przychodziłem zarząd był pełen ludzi, którzy nie odróżniali podstawowych pojęć ekonomicznych, a budżet w ponad siedemdziesięciu procent był finansowany poprzez umowy sponsorskie i prawa medialne. Odwróciliśmy proporcje, a trzecim ważnym elementem klubowych zasobów są kibice - sprzedaż biletów i gadżetów. Tak, jak w klubach pokroju Manchesteru United. Już dwa lata temu, przed naszym udziałem w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, dostaliśmy oficjalne zaproszenie do G-14, grupy zrzeszającej najmożniejszych w Europie. Teraz dajemy sobie dziesięć lat na to, by stać się klubem absolutnie topowym. Paradoksalnie nasz postęp zaczął się w momencie, gdy Galatasaray zdobyło Puchar UEFA, czyli w 2000 roku. Psioczę na nich i denerwuję się, że odbierają nam kibiców w Stambule, a więc i wpływy, jednak silna konkurencja jest gigantyczną motywacją do pracy. Tego potrzebuje każda liga.

Mistrz Polski Wisła Kraków, podobnie jak Fenerbahce, też miał stadion na 10 tysięcy. Teraz trwa budowa nowego ponad trzykrotnie większego obiektu. Czy zmobilizowanie ogromnych rzeszy fanów i sprzedanie im wszystkim oryginalnych koszulek jest wystarczające, by zbudować silny klub?

- Równie ważna jest pomoc otoczenia. Nam, mówię to w imieniu wszystkich klubów w Turcji, bardzo pomógł rząd, w połowie lat dziewięćdziesiątych oddłużając zadłużone kluby. Ale z drugiej strony część z nich oduczyło to myślenia, dziś na nowo się zadłużyły, nie wykorzystały szansy. Co do Wisły, to mogę się śmiać, bo znam ten klub chyba najlepiej dlatego, że co roku widzę ich w eliminacjach do Ligi Mistrzów. I nigdy w fazie grupowej. Ale każdy wielki klub zawsze odczuwa niezaspokojenie. Mnie na przykład codziennie boli to, że przez dziesięć lat nie udało się nam zdominować ligi, zdobyliśmy tylko cztery tytuły, ten sezon kończymy na odległych miejscu. Jesienią nie będzie nas w Lidze Mistrzów. To nasza wielka porażka, ale są i podstawy do optymizmu, wliczając w to bazę treningową, stadion, kibiców. Jeśli to zbudujesz, to na kilkanaście lat masz spokój. W sezonie 2006/07 sprzedaliśmy sto tysięcy kart członkowskich. Nie wszystko można mierzyć miarą sukcesów na boisku.

(Dużo więcej w lipcowym "Magazynie Futbol")

6 komentarzy:

zelazny pisze...

Zychu, ale w dziale "o sobie" to jednak żeś trochę na zbytniej fantazji pojechał. Ale w sumie, to i tak bardzo dobrze – keep diggin'

. pisze...

No wiadomo. Usiadłem, chlapnąłem i tak poszło. Ok, takie odwracanie się na pięcie trwało jakiś czas, nie było błyskawiczne, ani spektakularne. Ale tak już zostawie...

okazało się, że za minutę zaczyna się egzamin. fuck, myślałem, że jest w poniedziałek. 27 czerwca a 29. jak to różnica. dramat.

Marek pisze...

fajnie, że dotarłeś do tego gościa,kiedyś mam nadzieję również zrobić ten temat. Cholernie mnie grzeje.

pablo pisze...

Przemek, zarzuc jakies wspomnienia ze Stambulu :) Jacek chetnie poczyta.

. pisze...

Okazało się, że w piątek był zresztą 26 a nie 27 czerwca. Więc to żadna wymówka, że pomylił mi się piątek z poniedziałkiem. Jak to się stało, że zapomniałem, że studiuję.

@Warzyn
Ja z kolei chciałbym zrobić bardzo fajny, bałkański temat, który kiedyś wymyślił Łuko. Poczekam dwa lata. Jeśli Łuko go nie zacznie pisać, to ja go wezmę;) Dokładnie 28.06.2011;)

@Pablo
Stambuł akurat zostawię sobie na czołową pozycję w pamiętniku, który spiszę, gdy będę 80-letnim starcem;) No ale może coś wrzucę.

. pisze...

Btw. właśnie odkryłem żelaznego bloga albo bloga Żelaznego. W czas.