wtorek, 8 września 2009

CZYTADŁO FOOTBALL FICTION NAPISANE W ARGELES



Mój blog – jak każdy widzi – co jakiś czas zamiera na około 10-14 dni. Tak już mam. Żeby trochę to rozruszać, wrzucam dziś tekst, który poszedł w sierpniowym Futbolu z odstrzelonym Niedzielanem na okładce. Pomysł, myślę że fajny i oryginalny, trochę z pogranicza literatury science-fiction i futbolu, trochę dla tych, którym co jakiś czas towarzyszy (których męczy) refleksja: co by było gdyby.

Ten tekst to o tyle niecodzienna rzecz, że powstawał również w dziwnych okolicznościach - częściowo na wakacjach. Na lotnisku w Poznaniu dzwoniłem więc do Jacka Masioty, w budce telefonicznej we francuskim Ceret prowadziłem rozmowy z Mirosławem Szymkowiakiem.

A żeby było śmieszniej - gdy już powstał, to w niewytłumaczalnych okolicznościach w całości się skasował i trzeba było go pisać od początku. Jak możecie się domyślić - to były wspaniałe wakacje, a wokół szum morza na plaży w Argeles... Za rok, na kilka dni przed wakacjami, nie zgłaszam żadnych tematów.

PS. Pozdrawiam tych z 1106 wiernych (unikalnych, codziennie) czytelników tego bloga, którzy w poszukiwaniu tego, co myśli i pisze ich ulubiony autor, dalej wchodzą na przemyslaw-zych.blogspot.com.

Potrzebujemy ikon i idoli tłumu - jak… za komuny!

LIGA ZZA ŻELAZNEJ KURTYNY

Nic bardziej nie drażni piłkarskich kibiców, niż zaskakująca sprzedaż czołowego piłkarza. Gdy któryś z polskich ligowców zaczyna ujawniać możliwości gry na choćby przyzwoitym, europejskim poziomie, to od razu wsiąka w wir obietnic i transferowych spekulacji. I w końcu odchodzi.

Sierpień 2009. Weekend ligowych ikon. Na stadionach łącznie rekordowe 90 tysięcy ludzi. Ireneusz Jeleń w barwach Wisły Kraków właśnie strzela swojego 90. gola w lidze, Marek Saganowski zdobywając 140. bramkę wyrównuje osiągnięcie Teodora Anioły. Grzegorz Rasiak dwukrotnie celnie główkuje dla Lecha Poznań, obie bramki strzelając po dośrodkowaniach Macieja Żurawskiego.

Jak wyglądałaby ekstraklasa z piłkarzami, których oddajemy innym europejskim ligom? By znaleźć odpowiedź, wyobraźmy sobie, że w kraju nie zmieniło się nic. Polska wciąż tkwi w surowym komunizmie i przeraźliwym zapomnieniu, a od reszty Europy odłączona jest „żelazną kurtyną”. Coś nie tak? Dla tych pozbawionych wyobraźni mamy inny wariant: jeden kontrowersyjny przepis, który - dajmy na to - ostał się z czasów PRL: w przypadku transferów polskich piłkarzy na Zachód o wszystkim decyduje państwo, a PZPN mnoży problemy. Inaczej mówiąc - trzeba wysłać tysiące listów, próśb, zapytań, a i tak wyjeżdżają tylko ci piłkarze, którzy ukończyli 30 lat.

Świetną interwencją popisał się 29-letni Artur Boruc, odbijając strzał Adriana Sikory. Choć bramkarz Legii przebiera nogami, bo chce wyjechać na upragniony Zachód, wciąż gra na tyle dobrze, że jego nazwisko przyciąga na stadiony kibiców. W meczu ze Śląskiem na ławce Legii usiadł Łukasz Fabiański, który - choć na razie grał niewiele - według tych, którzy znają skalę jego talentu, w każdym momencie może zastąpić Boruca. Dobre spotkanie rozegrał również 30-letni Mariusz Lewandowski. Po zdobyciu na wiosnę Pucharu Polski w pierwszej kolejce nowego sezonu poszedł za ciosem i strzałem z dystansu zapewnił Legii trzy punkty. Bramkarz Śląska Wrocław Tomasz Kuszczak ze wściekłości aż cisnął o ziemię rękawicą.

Generalnym sponsorem ligi jest Pewex, tytularnym - Społem, mecz od wielkiego dzwonu pokazuje telewizja państwowa. - Liga na pewno sportowo byłaby lepsza i atrakcyjniejsza. Oglądalibyśmy więcej dobrych spotkań, bardziej zacięte widowiska, choć pewnie w kwestiach marketingowych liga byłaby osadzona w innym wymiarze. Na pewno nie byłaby pokazywana tak jak dziś – próbuje się wczuć w tę sytuacje Andrzej Juskowiak. – Przede wszystkim byłoby co oglądać. Gdybyśmy przeanalizowali nazwiska piłkarzy, którzy w ostatnich latach odeszli z ekstraklasy, to wielu zapaliłaby się lampka z napisem „Champions League”. Popatrzmy choćby na napastników. Straciliśmy wielu takich, którzy swoją obecnością na boisku mogliby przesądzić o awansie do elitarnych rozgrywek – mówi Engel, który gdy w 2005 roku trenował Wisłę Kraków, stracił Macieja Żurawskiego. – Zastąpił go Marek Penksa. To oczywisty skok jakościowy, ale w złą stronę. Gdy patrzę na inne tuzy, które radziły sobie na scenie reprezentacyjnej, a opuściły Wisłę, to oczywiste staje się, że gdyby przedstawiono im konkurencyjne warunki rozwoju w Polsce, Wisła Kraków powinna dziś osiągać sukcesy w Europie – dodaje.

Beneficjentami byliby kibice
Kontuzjowany jest Marcin Baszczyński, ale jego miejsce zajął Paweł Golański, który nie miał wyjścia – w tak młodym wieku mógł zmienić klub tylko w obrębie ligi. Golański, wraz z 24-letnim Jakubem Błaszczykowskim, szarżują dziś po skrzydle Białej Gwiazdy. I prawdopodobnie nie zmieni tego nic. Błaszczykowski, choć narzeka na przepis PZPN, będzie musiał spędzić w polskiej lidze jeszcze sześć lat. Po przeciwległym skrzydle w pocie czoła zasuwa 32-letni Kamil Kosowski, który - choć dwa lata temu miał ofertę z zagranicy - w końcu nie odważył się wyjechać na Zachód. W środku pola Wisły biega Dariusz Dudka. W bramce stoi Jerzy Dudek, przed nim gra 37-letnia legenda, Tomasz Wałdoch, któremu nigdy nie udało mu wyjechać na Zachód. W 1999 roku miał ofertę życia z Juventusu Turyn...

Gdyby w Polsce wciąż obowiązywał komunizm największe zmiany dotyczyłyby personaliów w składach ligowej czołówki. Choć nie tylko, bo i słabsze zespoły mogłyby liczyć na kilku ponad przeciętnych grajków. – Największym beneficjentami pozostania w kraju kilkudziesięciu dobrych piłkarzy, którzy dziś zarabiają zagranicą, byliby jednak kibice. To oni odczuliby najlepiej zmianę tej tendencji. Bo to nie trenerzy, nie działacze są w tym biznesie najważniejsi, a właśnie fani. Dziś mogą czuć się oszukani, bo w budowie klubów właścicielami rzadko kiedy kieruje troska o rozwój sportowy drużyny. Wymaga to zmiany w mentalności. To często decyzja właścicieli klubów. Potrzebujemy odpowiednich ludzi do zarządzania klubami, którzy będą pamiętać o fanach. W przeciwnym razie zabraknie gwiazd. Gdyby były, stadiony odwiedzałoby dziś dwa razy więcej kibiców niż obecnie – ocenia Engel.

Problem w podobnym stopniu dotyczy wszystkich naszych sąsiadów, którzy do Unii Europejskiej weszli w 2004 roku. Najlepsi z nich, Czesi, mimo świetnego szkolenia właśnie obudzili się z ręką w nocniku. Dostrzegli dno studni i deficyt lokalnych gwiazd, bo – uwaga! – nawet najlepsze zapasy kiedyś się kończą. – Doszliśmy do punktu, w którym kilkudziesięciu graczy na poziomie Ligi Mistrzów gra na Zachodzie, a ostatnie roczniki z jakiś względów nie są tak dobre – opowiada Jan Balicik z gazety „Dnes”. Polska piłka zapasy ma nieciekawe, a wyjazd każdego Murawskiego oznacza stratę nie tylko sportową, ale co istotne również marketingowa. – Nie zrozumieliśmy jeszcze w Polsce tego jak ważną rolę w społeczeństwie może pełnić klub piłkarski, jak istotne dla więzi społecznych i utożsamiania się z regionem może być odpowiednie jego prowadzenie. To da się zapewnić tylko poprzez zatrzymywanie w klubie najlepszych i najbardziej rozpoznawalnych graczy. Bo to, czego ta liga w tej chwili najbardziej potrzebuje by się rozwijać, to po prostu obecność w niej wypromowanych już lokalnych ikon i ogólnopolskich idoli tłumu – przekonuje Engel.

W ostatnich latach wyjeżdżają jednak nie tylko ikony, bo wyjeżdża byle kto i byle gdzie. Częsty powód? W Polsce zawód piłkarza nie jest szanowany. Dlatego rozglądanie się za transferem zagranicznym to kwestia nie tylko pieniędzy, potrzeby rozwoju, ale i poszukiwania lepszej otoczki. - Niektórzy jednak powinni się bardziej szanować. Nie wiem po co przechodzą do jakiegoś kabaretowego klubu na Zachodzie za 15 czy 20 tysięcy. Kiedyś transfer zagraniczny był bardzo trudny, dziś przypomina łapankę. Pojęcie „transferu zagranicznego” w ostatnich latach bardzo straciło na znaczeniu – mówi Boniek. – Wielu decyduje się na śmierć zawodową i z góry brak regularnej gry. Może z Polski nie zawsze wyjeżdżają piłkarze, którzy później podbijają Europę, ale sam fakt, że w ekstraklasie grali świetnie, świadczy o osłabieniu. Dlatego gdyby złożyć ich jeden do drugiego, to efekt mógłby zaskoczyć wielu. Także w pucharach – opowiada Engel.

Asystentem Jacka Zielińskiego w Lechu Poznań został Andrzej Juskowiak. Niespełniony talent, król strzelców Igrzysk Olimpijskich w 1992 roku, któremu w wieku 22 lat nie pozwolono skorzystać z oferty Sportingu Lizbona. Ponieważ długo grał w Polsce za niskie stawki, dziś żyje z dnia na dzień. Za granicę wyjechał, ale dopiero w wieku 32 lat, bo królem strzelców z Barcelony wtedy zainteresowany był już tylko chiński Jiangsu. W ten sposób kolejarski klub nawiązał współpracę z komunistycznymi Chinami. Władze państwowe przyklasnęły rękami.

Czy tak wyglądałoby życie Andrzeja Juskowiaka? - Na pewno gdybym nie wyjechał, to nie byłbym dziś tym samym człowiekiem. Nie umiałbym języka niemieckiego i portugalskiego, a z tymi atutami jest mi dziś w życiu dużo łatwiej. Do tego spotykałem ludzi wielkiego, światowego formatu jak choćby Jose Mourinho czy Luisa Figo. To mój olbrzymi kapitał, który procentuje. Kto wie co by było gdyby został w Polsce? Może nie byłoby tak źle, bo wydaje mi się, że z dwa-trzy razy byłbym królem strzelców. Mój ostatni klub przed wyjazdem czyli Lech, to była dobra, rozwijająca się drużyna, więc prawdopodobne jest, że gdybym został, to grając corocznie w pucharach na tyle byśmy się otrzaskali, że w końcu osiągnęlibyśmy w nich jakiś znaczący sukces. Na sławę i szacunek zarówno pozostanie w Polsce, jak i wyjazd dają chyba podobne szanse… – zastanawia się Juskowiak.

Na listę strzelców wpisali się Łukasz Madej, Rafał Grzelak, Radosław Matusiak i Przemysław Kaźmierczak. ŁKS Łódź koncertowo ograł Pogoń Szczecin 4:0. – Szkoda, że ich pokolenie zmarnuje komunizm. Mają już 27 lat i praktycznie żadnej motywacji do gry. Są świetni, ale widzą, że wystają ponad poziom ligi, że nie muszą dawać od siebie ekstra. W takich warunkach nie będą już lepsi. Chyba, że lepsza byłaby cała liga – opowiadał anonimowo jeden z działaczy ŁKS-u. – Takie czasy – dodał.

Czy dla szczytnej idei podniesienia poziomu ligi powinniśmy w jakiś sposób próbować ograniczyć wylew talentu poza Polskę? - To nie na miejscu. Jeden chory przepis nie powinien decydować o rozwoju jednostki i jej decyzjach. Wprowadzenie takich zasad byłoby niezgodne z prawami człowieka, bo każdy ma prawo jechać i robić co chce, gdzie chce. W dodatku, zatrzymywanie kogoś na siłę, to działanie hamujące rozwój piłkarza – oponuje Boniek, który był jednym z niewielu piłkarzy, któremu udało się z podobnych zasad wyplątać. - UEFA ostatnio próbuje ograniczyć przepływ piłkarzy, ale tych najmłodszych, do lat 18, całkowicie próbując zakazać tego procederu. To by ochroniło najmłodsze roczniki – sugeruje Engel. – A co z rozwojem piłkarzy? Czy nie powinni się rozwijać? A jeśli wyjazd im to umożliwia, czy nie zasługują na szansę? Wszystko reguluje rynek i niech tak zostanie – przekonuje Jacek Masiota, z zarządu Lecha Poznań i rady nadzorczej Ekstraklasy SA. Gdyby w Polsce nadal obowiązywał zakaz wyjazdów zagranicznych, wielu piłkarzy prawdopodobnie nie dostałoby swojej szansy. – Jacek Krzynówek pewnie grałby dziś w pierwszej lidze polskiej, ale kto wie, czy potrafiłby się w Polsce zmotywować tak bardzo, że osiągnąłby ten poziom piłkarski, który prezentował w Bundeslidze. Wielu by utknęło w Polsce. Skoro w bramce Legii stał Boruc, to jakie szanse na rozwój talentu miałby Fabiański? Raczej niewielkie – mówi Mirosław Szymkowiak, który z Polski wyjechał dopiero w wieku 29 lat.

Przed pierwszym gwizdkiem flagę z napisem „Chcemy wolności” zarekwirowały brutalnie działające oddziały milicji. Na stadionie Lechii Gdańsk siedziało już dwadzieścia tysięcy kibiców. Połamane ławki, słabe jupitery oświetlające boisko, zardzewiałe barierki, rozsypujące się wejście główne. W takich warunkach przyszło kibicom oglądać ten mecz. W drugiej połowie nad stadionem szalała burza, dlatego zmokli wszyscy bez wyjątku kibice.

Atrakcyjniejsza liga sportowo, ale brzydsza na trybunach? - To nie byłoby możliwe, bo popatrzmy UEFA nawet komunistycznej Białorusi narzuca pewne wymogi licencyjne. Nawet gdybyśmy w Polsce wciąż mieli komunizm, stadiony nie byłyby dużo gorsze niż obecne – twierdzi Engel. Trudno za to ocenić jak wyglądałaby reprezentacja, bo z jednej strony w tym wieku trzykrotnie awansowaliśmy do ważnych imprez głównie dzięki piłkarzom ukształtowanym za granicą, a z drugiej - gdyby w lidze nie grali obcokrajowcy, więcej szans otrzymywaliby w niej Polacy… – Wszystko i tak rozbijałoby się o szkolenie, które kiedyś dzięki pomocy zakładów państwowych było na poziomie Bayernu Monachium. Nie wykorzystaliśmy jednak dawnych sukcesów, żeby zbudować jakieś ramy i podstawy ku rozwojowi kolejnych pokoleń. Podobnie jak zginęła szkoła bokserska, tenisowa, zginęła też szkoła Kazimierza Górskiego. Dlatego tak długo jak nie zorganizujemy tego szkolenia, to ekstraklasie nie pomogą nawet piłkarze, którzy wyjechali w ostatnich dwóch dekadach. Bo co to za piłkarze? – lekceważy swoich następców Jan Tomaszewski. – Powrót Marka Saganowski? Nie sądzę, by tacy piłkarze byli w stanie w aż tak znaczący sposób podnieść poziom ligi. Czy on w jakimkolwiek zagranicznym klubie był aż tak wyróżniającym się piłkarzem? – narzeka Boniek.

Mimo to dobrze, że coraz częściej nasi wracają. Bo skoro wyjechali do lepszych lig, to znaczy, że ktoś ich w lepszych ekstraklasach chciał. Wyższe umiejętności od naszych ligowych „szarych myszek” na pewno więc posiadają. Casus Jacka Bąka, Arkadiusz Radomskiego i Marcina Mięciela świadczy jednak również o tym, że warunki, którymi możemy skusić wciąż nie wystarczają. Nasi piłkarze chcą wracać z Zachodu, ale dopiero w momencie, w którym ligom zagranicznym oddali już wszystko to, co mieli najlepsze. Tym samym pozbawili nas oglądania setek pięknych bramek, tysięcy wślizgów i podań. Dlatego trzymajmy Roberta Lewandowskiego tak długo jak to możliwe, a młodym zdolnym pozwalajmy odchodzić, ale tylko do dobrych klubów. Bo inaczej to my tu drugiej Japonii długo nie zbudujemy. PRZEMYSŁAW ZYCH

PS. Oczywiście chyba nikt nie zamierza uwierzyć, że wchodzi tu 1106 osób.

3 komentarze:

Unknown pisze...

myslalem, ze chodzi o 11,06 osoby. i tak byłbym w szoku:)

. pisze...

swego czasu zdarzało się, że wchodziło tu 150-200 dziennie. kilkakrotnie nawet 600:)

a Ty jak tam, 5,5?:>

Unknown pisze...

5,75:) te 0,75 to mój pies:) czasem surfuje wieczorami i przez przypadek zdarza mu się kliknięcie łapką na bloga