poniedziałek, 24 maja 2010

WYWIAD Z ANDRIEJEM ARSZAWINEM


Z rosyjskiem pomocnikiem Arsenalu spotkałem się w Londynie w czasie grudniowej imprezy, którą zorganizował Nike. Prawdopodobnie nikogo nie zainteresowałoby... odsłonięcie sznurówek, ze sprzedaży których cały dochód miał być przekazywany na walkę z AIDS w Afryce, gdyby nie pojawienie się kilku gwiazd światowej piłki. I możliwość przeprowadzenia 15-minutowego wywiadu.

Polska na rozmowę z Didierem Drogbą i Bono (ambasador akcji ) według obliczeń marketingowych speców nie zasługiwała. Z puli Javier Mascherano (Liverpool), Marco Materazzi (Inter), Andriej Arszawin, Denilson (obaj Arsenal) nasz wybór padł więc na Arszawina. Przede mną gwiazdora Euro 2008 i Arsenalu przepytywał dziennikarz „Daily Mail”, po mnie Włoch z „La Gazzeta dello Sport”. Takie życie. Na prywatną rozmowę nie ma szans.

W kolejce znalazł się też dziennikarz rosyjski, z którym Andriej ochoty rozmawiać nie miał. Kilka tygodni wcześniej Rosja przegrała walkę o mundial ze Słoweńcami, a krajowe media oskarżały swoich piłkarzy o sprzedanie spotkania. Andriej przewrócił oczami, ale zgodził się porozmawiać. A co, zobowiązania wobec sponsorów są najważniejsze. Kasa nie śmierdzi.

W czasie rozmowy potwierdziło się wszystko co wcześniej mówili i pisali o nim angielscy i rosyjscy dziennikarze. Kręcił oczami znudzony pytaniami o piłkę, ale gdy trzeba było, potrafił zmusić się do szczerej odpowiedzi. Zaczęliśmy od rosyjskiego, skończyliśmy na angielskim. Na szczęście wiedział coś o polskiej piłce, przy okazji obalając plotkę jakoby w 2004 roku miał trafić do Legii Warszawa.

Wywiad ukazał się w styczniowym "Magazynie Futbol".

Jak bardzo przeżyłeś odpadnięcie Rosji w eliminacjach do mistrzostw świata w RPA? Zrobiliście świetny wynik na Euro 2008, a tu taka wpadka.

ARSZAWIN: Nie potrafię na tyle dobrze wyrazić swoich uczuć, by opisać to, co czuję. Najlepiej w ogóle mnie o to nie pytajcie… Na pewno – ogromne rozczarowanie. Najbardziej jednak boli mnie, że w prasie rosyjskiej to ja zostałem uznany za kozła ofiarnego porażki ze Słowenią. Przyzwyczaiłem się jednak do tego… To na mnie wylewają dziś swoje żale, to ode mnie wymagają najwięcej. Rozumiem, że w żadnym z obu meczów barażowych nie zagrałem dobrze, że w kraju oczekiwania były wielkie, ale reakcje były przesadzone. Teraz na mundialu będę kibicował Brazylii albo Włochom.

Pomimo braku awansu, nie można jednak powiedzieć, że piłka rosyjska stoi w miejscu. Za kilka lat wasza reprezentacja może stale grać w ćwierćfinałach i półfinałach mistrzostw świata i Europy.

W lidze rosyjskiej jest teraz mnóstwo pieniędzy. Żeby jednak co dwa lata grać tak wysoko, pozytywne efekty muszą przynieść inwestycje, które dopiero poczyniono. Zbudowano boiska, szkoły piłkarskie dla dzieci. Być może da to rezultaty za dziesięć lat, ale nie teraz. Kiedyś w Rosji bardziej liczyło się to, by młodzieżowe zespoły wygrywały turnieje, niż wychowywały gwiazdy. Dziś coraz częściej jest inaczej. W Zenicie miałem trochę szczęścia, bo nigdy nie zabroniono mi dryblować. Dzięki temu moje umiejętności techniczne są dzisiaj tak wysokie, że pozwalają mi grać w Anglii. Problem polega też na tym, że liga rosyjska nie jest postrzegana jako dobry produkt, wciąż nie mamy takich stadionów jak na Zachodzie, boiska nie są w najlepszym stanie. Również z tego powodu chciałem już wyjechać z Sankt-Petersburga. W Rosji grywałem na w połowie zniszczonych stadionach, często na sztucznych boiskach. Nie lubiłem tego.

Czego nauczył was Guus Hiddink? W Polsce sami mieliśmy holenderskiego selekcjonera, Leo Beenhakkera.

Guus przede wszystkim dał nam wolność, ale taką poza boiskową… To wyrozumiały człowiek. Dzięki niemu teraz w Rosji nastała moda na holenderskich trenerów. Sam przecież w Zenicie pracowałem z Dickiem Advocaatem. Teraz, gdybym miał wybór, to w reprezentacji dalej wolałbym pracować z trenerem zagranicznym, a nie rosyjskim.

Praktycznie każdy polski piłkarz, gdy wyjeżdża za granicę, narzeka na zmęczenie, tempo meczów. Podobnie jest, jeśli chodzi o spotkania reprezentacji. Paweł Brożek, napastnik naszej reprezentacji, powiedział nawet, że jeden mecz w pucharach czy kadrze, to jak dwa mecze ligowe w Polsce. Jak było z Tobą. Trudno było się zaaklimatyzować do gry na Wyspach?

Znam to uczucie. Ja na przykład zawsze jestem zmęczony, szybko się męczę. Nigdy nie lubiłem zbyt dużo trenować… Na samym początku w Anglii było mi bardzo ciężko, przyjechałem z ligi, w której poziom nie jest jakiś niesamowicie wysoki. Musisz być bardziej skupiony, bo podaje i strzela się szybciej, niż gdzie indziej. Ale jak się już rozegrasz, wchodzi ci to w krew. Zaadoptowanie się w nowym kraju przychodzi znacznie łatwiej, jeśli jest się młodym piłkarzem, nie ma się dzieci, gdy nie ściąga się ze sobą całej rodziny. Teraz mogę powiedzieć, że właśnie się przyzwyczaiłem, zadomowiłem się. A przecież życie w Europie i w Rosji, szczególnie gdy jedzie się do Anglii, to dwie naprawdę inne sprawy. Wiele aspektów powodowało, że było mi ciężko. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale czasem było i śmiesznie, i strasznie. Życie zmieniło mi się kompletnie.

W Arsenalu kontrakty ma dwóch polskich bramkarzy, Łukasz Fabiański i Wojciech Szczęsny. Szczęsny jest bardzo pewny swoich umiejętności, udziela śmiałych wywiadów, Fabiański wydaje się inny. Co o nich myślisz?

Szczęsnego nie widywałem za często w klubie, jest młodym bramkarzem, który przebiera się jeszcze w innej szatni, z zespołem młodzieżowym. Zresztą został wypożyczony. Nie mogę powiedzieć wiele o nim, zagrał na razie tylko kilka spotkań. Łukasz z kolei faktycznie jest cichym człowiekiem, spokojnym. Nosi bluzę numer 21, ja mam numer 23, dlatego w szatni siedzimy blisko siebie. Podoba mi się to, bo Łukasz mówi trochę po rosyjsku i wspólnie możemy się porozumiewać. W Arsenalu panuje świetna atmosfera, jesteśmy sobie bliscy. Nie jest tak, jak gdzie indziej i po prostu kilka razy w tygodniu wychodzimy razem na miasto. Dlatego Łukasza poznałem całkiem nieźle. Wydaje mi się, że atmosfera jest nawet lepsza niż w Zenicie. Zagraniczny piłkarz przychodzący do mojego byłego klubu, miałby zdecydowanie trudniej niż ja miałem na początku w Arsenalu. Sam w Sankt Petersburgu nie miałem kłopotów, było mi o tyle łatwiej, bo to po prostu moje rodzinne miasto.

W United jest jeszcze jeden polski bramkarz, Tomasz Kuszczak. Co w ogóle myślisz o polskiej piłce? Spotykasz wszędzie tylko polskich bramkarzy, a nie piłkarzy…

Kuszczaka oglądam czasami w telewizji, kiedy akurat zagra. Nie potrafię jednak ocenić ich umiejętności. Moja robota to atak, ofensywa, dlatego nie powinienem oceniać piłkarzy na pozycji tak odmiennej od mojej. Znam też jeszcze innego… polskiego bramkarza, Wojciecha Kowalewskiego. Nie jakoś świetnie, ale gdy grał w Moskwie zdarzało się, że jedliśmy kolację w tej samej restauracji.

Teraz gra w Grecji.

Naprawdę? Oj, nie śledzę co się dzieje. Czasami tylko słyszę co słychać u niego od Władimira Bystrowa, mojego kumpla z czasów gry w Zenicie. Bystrow świetnie poznał Kowalewskiego, gdy razem grali w Spartaku Moskwa. Osobiście bardzo Kowalewskiego szanuję. Jeśli chodzi o sam polski futbol, to oczywiście znam takie kluby jak Legia, czy Lech, nie jestem ignorantem. Pamiętam też, gdy w meczu towarzyskim w Moskwie graliśmy z waszą reprezentacją i zremisowaliśmy 2:2. To, z czym kojarzy mi się polski futbol, to jednak nie tylko bramkarze. Zwykle polskie drużyny prezentują defensywny styl gry. To zapamiętałem.

Po tym, gdy zostałeś bohaterem Euro 2008 w Polsce pojawiła się pogłoską, jakoby w 2004 roku miałeś trafić do Legii Warszawa. Siedziałeś wtedy na ławce w Zenicie. Tak mówił Twój agent.

W 2004 roku? Bzdura. Na pewno nie mogło to być wtedy. Może w 2002 albo 2001 roku, bo w 2004 roku miałem za sobą świetny sezon, grałem już w reprezentacji Rosji.

W Zenicie wciąż gra Chorwat Ivica Kriżanac, który wcześniej występował w polskiej lidze, w Groclinie Grodzisk Wielkopolski i Górniku Zabrze. Trafi w końcu do porządnej ligi, na przykład angielskiej?


Oj nie, nie. On nigdy nie wyjedzie z Petersburga. Dostaje tam tak dobre pieniądze, że wątpię, by opłacało mu się kiedykolwiek stamtąd wyjechać. Jeśli taki Juventus miałby więcej pieniędzy niż Zenit, to pewnie by wyjechał, ale nie ma (śmiech). Ja też gdybym został w Zenicie, to zarabiałbym więcej niż teraz w Arsenalu... Mnie nie chodziło jednak o to. A Ivica lubi wszystko w Zenicie, bardzo mu się tam podoba. Dlatego nie ma powodu, by cokolwiek zmieniać. Myślę, że jeśli kiedykolwiek opuści Zenit, to po to, by wrócić do Chorwacji i zagrać w Hajduku Split. Bardzo go lubię, bo to dobry chłopak, cenię sobie jego charakter. Razem zdobyliśmy Puchar UEFA. Wspomnienia pozostaną nam na zawsze.

Jakiemu klubowi kibicowałeś w dzieciństwie?

Barcelonie! Od małego, ale właściwie tylko dlatego, że większość dzieciaków w Sankt-Petersburgu kibicowała Realowi Madryt. Nie mogłem tego znieść, a więc, by zrobić coś zupełnie odwrotnego, zacząłem kibicować Barcelonie. Podziwiałem grę Stoiczkowa, Romario. Dziś w Barcelonie też gra najlepszy piłkarz świata, czyli Leo Messi. On po prostu robi wszystko lepiej, niż reszta. Sam przyznałbym mu nagrodę FIFA.

Kiedyś dałeś się jednak sfotografować w koszulce Barcy!

Tak, ale tylko dlatego, że ten dziennikarz z Hiszpanii mnie o to prosił! Na pewno dziś nie żałuję, że jestem w Arsenalu. Kiedyś myślałem o graniu w lidze hiszpańskiej, wiadomo - słońce, pogoda...

Kiedyś w młodości, miewałeś napady złości w szkole. Gwiazdy takie jak Zinedine Zidane czy Diego Maradona zmagały się z podobnymi problemami. Skąd się to bierze?

Może stąd, że staramy się być zauważeni także poza boiskiem. Chcemy być pierwsi, odróżniać się gdziekolwiek jesteśmy?

Co dziś denerwuje Cię w piłce?

Niewidomi sędziowie. To jednak motywuję mnie jeszcze bardziej do gry, gram jeszcze lepiej, bo gdy się mylą muszę dać z siebie jeszcze więcej.

Co oznacza dla Ciebie akcja Nike’a z organizacją charytatywną Red przeciw AIDS? Zamierzasz w związku z tym zrobić coś w Rosji?

(w tym miejscu Andriej przewrócił oczami, popatrzył na rosyjską tłumaczkę, Anę, i powiedział: Что я могу сделать? („Co ja mogę zrobić?”). Uśmiech Any nakazał mu znów odpowiadać dyplomatycznie, grzecznie, tak jak nakazuje marka Nike, organizator imprezy i sponsor, amerykański producent obuwia...)

Jestem tu, na miejscu w Londynie, tu mogę pomagać. Ale chcę to robić, bo to, co dostałem od życia, teraz próbuję oddać z powrotem. Różnie bywało w moim dzieciństwie, więc to jest jakiś wkład.

Arsenal, jak co roku, znajduje się gdzieś blisko pierwszego czy drugiego miejsca, ale ostatecznie przegrywa. Chyba najważniejszy mecz pierwszej części sezonu, z Chelsea, łatwo przegraliście 0:3…

Nie poddaję się tak łatwo. Wciąż wierzę, że Arsenal wygra. Najtrudniejszym rywalem będzie Chelsea. Wyglądają bardzo groźnie, grają twardo. Bardziej zależałoby mi jednak na zwycięstwie w Lidze Mistrzów, niż w lidze angielskiej. Być może potrzebujemy wzmocnień. To jednak Arsene Wenger jest szefem, on o nich zadecyduje. Zapytajcie jego... Musimy jednak patrzeć na kluby typu Chelsea, Real Madryt i Manchester United. Oni mają dłuższą ławkę rezerwowych niż my. Dlatego powinniśmy kupować. Klub powinien być wzmacniany piłkarzami najwyższej klasy, bez względu na wiek. Takimi, którzy mogą poprawić poziom naszej gry. Indywidualnościami, które mogą zaskoczyć rywala w taktycznej układance. Podobnymi do mnie. Sam gdybym miał szansę trzymać piłkę u nogi przez 90 minut, to po prostu tak bym robił!

Rozmawiał w Londynie Przemysław Zych

Brak komentarzy: