sobota, 23 października 2010

W B-KLASIE JAK W RIO?

(Komarex Komarowo - Pogoń Szczecin Nowa, B-klasa, 2006 rok)

"Pogoń Nowa - reaktywacja"
(22-23.05.2010 Przegląd Sportowy, wydanie szczecińskie)

- Zaczęliśmy od malowania. Nie było mebli, budynek stał pusty. Zostały tylko wtyczki w ścianach. Tak jak to gniazdko – Dariusz Adamczuk wskazuje na ścianę, z której nad szafą wystaje kabel.
– Przyjechały dwa tiry Antoniego Ptaka i zabrały wszystko: meble, biurka, sprzęty. Sam w domu trzymałem sprzęt juniorów, żeby nie przyjechał nikt ze Rzgowa i go nie za brał – opisuje wydarzenia z czerwca 2007 roku Robert Dymkowski, dyrektor klubu i szczeciński radny, były piłkarz Pogoni.

Do opuszczonego budynku latem tamtego roku wprowadziła się Pogoń SA. Spółka powstała na bazie Pogoni Nowej, czyli inicjatywy kibiców. Pogoń Nową zawiązano już w 2003 roku, gdy z finansowania szczecińskiej drużyny wycofał się Szwed Les Gondor. Jednak tak naprawdę przydała się dopiero trzy lata później. Grająca w ekstraklasie Pogoń Antoniego Ptaka przechodziła swoją kolejną, niebezpieczną metamorfozę. Tym razem zespół zapełnił się Brazylijczykami.
Wściekli kibice w opozycji do Ptaka powołali zespół seniorów Pogoni Nowej (wcześniej prowadziła tylko drużyny młodzieżowe). Tak zaczęła się wielka odbudowa finalisty Pucharu Polski.

Na bocznym boisku
– Czuliśmy poparcie ludzi, którzy nie chcieli Pogoni Ptaka. To była czarna rozpacz; na bramce stał brazylijski sprzedawca krawatów, w obronie grali murarz z lodziarzem. Wtedy ktoś rzucił, że by Pogoń Nowa samodzielnie wystartowała, mimo że zespół Ptaka grał w ekstraklasie. Zgłosiliśmy się do B-klasy – wspomina Rafał Chlasta, jeden z założycieli Pogoni Nowej, dziś członek zarządu Pogoni Szczecin SA.
Zaczynali od zera. – Mieliśmy tylko kartkę i długopis. Z Rafałem Chlastą, Markiem Pawlakiem, Grześkiem Kozakiem i Darkiem Adamczukiem spotkaliśmy się w hotelu przy stadionie. Zaczęliśmy się organizować. W 2-3 tygodnie zebraliśmy piłkarzy, młodych chłopaków, związanych z regionem. Część pochodziła z biednych rodzin, a byli tacy, którzy wychowali się w domach dziecka. W końcu byli na ustach Szczecina. Na stałe grałem ja i Darek Adamczuk – opowiada Grzegorz Matlak.
Od pewnego momentu zaczęły się pojawiać inne znane postaci związane z dawną Pogonią, choć by Adam Kensy, Mariusz Kuras, Andrzej Rycak.
- Zenon Kasztelan zagrał u nas, choć miał już 60 lat! Jeździłem z nim po lekarzach, bo każdy musiał mieć badania. Miał też przyjechać Marek Leśniak, ale nie pozwalały mu na to obowiązki – dodaje Matlak.
Kadra była spora – liczyła około 30 piłkarzy. Pogoń Nowa ponosiła tylko koszty ich rejestracji, a na boisku padały wyniki dwucyfrowe. Piłkarze grali za darmo, liczyła się idea.
– Ale jak któryś miał kłopoty finansowe, pomagaliśmy mu w znalezieniu pracy w zaprzyjaźnionych firmach – dodaje Chlasta.
Boczne boisko numer 2, gdzie mecze rozgrywała B-klasowa Pogoń Nowa, tuż obok płyty głównej, stało się miejscem kultu. Na stadion przy chodziło po 2 tysiące kibiców. Często tylu nie stawiało się na mecze drużyny ekstraklasowej. Brazylijczycy z drużyny Ptaka nie byli w komfortowej sytuacji. Widzieli, że coś jest nie tak. Na ich występach nie było dopingu, a dzień później na bocznym boisku trwał prawdziwy karnawał, jak w Rio. Były bębny, trąbki, konfetti.
Jeszcze ciekawiej było na wyjazdach. Zdarzało się, że Adamczuk, Matlak i reszta przebierali się w przyczepie od tira.
– Graliśmy z Zorzą Tychowo. Gospodarze nie mieli szatni, więc jakoś musieli sobie radzić – śmieje się Chlasta.
Na pierwszy mecz do pobliskiego Komarowa przybyło ponad tysiąc kibiców Pogoni Nowej. Większość przypłynęła statkiem, bo wieś położona jest nad Zalewem Szczecińskim. Niektórzy dojeżdżali rowerami.
– Przyjazdy do takich miejscowości wywoływały wielkie poruszenie miejscowych – wspomina Adamczuk.
– Zdarzało się, że ksiądz przekładał mszę, żeby ludzie mogli przyjść na mecz z Pogonią. W takich miejscowościach często był tylko jeden czynny sklep. Przy okazji spotkań z Pogonią robił chyba największy utarg w roku. Wielu z tych ludzi, których wtedy poznaliśmy, jeździ teraz na Pogoń. Tak zaczęliśmy odbudowywać wizerunek klubu w regionie – opowiada Matlak.
Nowi ludzie Pogoni zaczęli działać marketingowo: na Dzień Dziecka rozdawano dzieciom maskotki, a Matlak jako kucharz rozlewał fanom barszcz.

Powstał nowy klub
Nowa Pogoń grająca w siódmej lidze była zorganizowana lepiej niż wiele drużyn drugoligowych. Na mecze dojeżdżali wynajętym autobusem. Mieli garnitury z klubowymi emblematami, dwa komplety dresów, promowali się na billboardach.
– Nie myśleliśmy kategoriami B-klasy. Patrzyliśmy szerzej – mówi Adamczuk.
Przed rozpoczęciem sezonu klub zorganizował konferencję prasową. Za prezentowano koszulki, w jakich miała grać drużyna. Wszystkie uszyte na specjalne zamówienie.
– Konferencja prasowa Pogoni pana Ptaka? Na stole paluszki. Konferencja B-klasowej drużyny? Piwo i kanapki. Dziennikarze lubili do nas przychodzić – śmieje się Adamczuk.
Dzięki pomocy sponsorów, siedzibę klubu zlokalizowano w hotelu Radisson, w najbardziej prestiżowym miejscu Szczecina. Co wtorek był „zarząd” – wszyscy założyciele zbierali się w podziemiach klubu Tiger. Przygotowywano plan na każdy tydzień. Matlak i Adamczuk szukając sponsorów rzadko odbijali się od drzwi. W ciągu kilku miesięcy zebrali 150 tysięcy złotych. Widać było, że Pogoń Nowa powoli wypiera Pogoń „brazylijską”, która w 2007 roku spadła zresztą do drugiej ligi.
- Miasto w końcu powiedziało stop. Nie zgodziło się na dalsze wynajmowanie stadionu. Chciano wykurzyć Ptaka ze Szczecina – tłumaczy Adamczuk.
Biznesmen spod Łodzi się poddał, a miasto zastanawiało się nad przejęciem od niego licencji na drugą ligę. Były właściciel nie chciał jednak dać gwarancji o nie karalności klubu w latach, gdy Pogoń należała do niego (jeden z głównych założycieli Pogoni Nowej Grzegorz Matlak, otrzymał zarzut korupcyjny właśnie za... okres gry w Pogoni Ptaka. – To jeszcze nie wyrok. Swoich praw będę dochodził w sądzie – przekonuje Matlak).
Latem 2007 roku urzędnicy zdecydowali, że trzeba powołać do życia nową spółkę, Pogoń Szczecin SA, w której 25 proc. udziałów przypadło Pogoni Nowej. Nowy klub rozpoczął rozgrywki od IV ligi. Na skompletowanie składu mieli miesiąc. A przecież chcieli od razu awansować wyżej! I po roku to powtórzyć. Za telefon złapał były dyrektor klubu Mariusz Kotkowski i trener Marcin Kaczmarek. Z Włoch wrócił Radosław Biliński, przyszli Tomasz Parzy czy Paweł Skrzypek. Jak na czwartą ligę piłkarze zarabiali całkiem sporo.
– Średnio 3 tysiące na głowę, plus premie i mieszkanie – mówi Robert Dymkowski.Pogoń miała gigantyczny budżet, rzędu 2,5 miliona złotych.
Inne kluby radziły sobie mając do dyspozycji 200–300 tysięcy. Mieszkańcy z miast, do których przyjeżdżała nowa Pogoń, modlili się, by szczecinianie jak najszybciej awansowali. Mniejsze kluby nie da wały rady przyjmować najazdów kilkuset kibiców ze Szczecina.
Często odmawiały organizacji meczów. Pogoń mogła zdobywać punkty walkowerami. - Nie godziliśmy się, zapraszaliśmy te drużyny na mecz do siebie – opowiada Adamczuk.

Z łuku na prostą
Prawdziwa próba charakteru nastąpiła rok później, po awansie do III ligi (nowej drugiej).Do Szczecina zawitał kolejny biznesmen, tym razem z Wielkopolski. Zbigniew Drzymała chciał przenieść swój klub (Groclin) do Szczecina i grać w ekstraklasie pod nazwą Pogoni. Ta sprawa elektryzowała cały region.
– Większość chciała od razu wejść do ekstraklasy. Krótszą drogą – opowiada Leszek Siwecki, do radca prezydenta miasta ds. sportu. Pomysłowi sprzeciwili się ludzie od początku związani z Pogonią Nową. I z miejsca stali się wrogami publicznymi. Dylemat był ogromny: gra w ekstraklasie od razu, czy wspinanie się po kolejnych szczeblach. Wybrano drugą opcję. Obecnie Stowarzyszenie Pogoń Nowa ma 1,2 proc. udziałów w spółce.
- Nie kwestia procentów jest najważniejsza, a zapisów w umowie. Dzięki nim jesteśmy gwarantem, że nic złego się nie stanie – mówi Chlasta. W umowie z 2007 zawarto szereg punktów, które bronią interesu klubu. Bez zgody Stowarzyszenia nie można podejmować kluczowych decyzji.
– Dziś te wszystkie ruchy ocenia my jako sukces. Jest finał Pucharu Polski, czołówka ligi. Gdyby nie to, nastroje byłyby inne – uważa Siwecki.
Na stadionie Pogoni najbardziej zagorzali kibice siedzą pod zegarem, na łuku. To oni założyli Stowarzyszenie Pogoń Nowa i to od nich zaczęła się odbudowa klubu. – Żartujemy sobie, że zaczęliśmy na łuku, ale w końcu wychodzimy na prostą – kończy Chlasta.
PRZEMYSŁAW ZYCH, MARIUSZ MELKA

Brak komentarzy: