sobota, 23 października 2010

ANTOLOVIĆ: LEGIA ZAROBI NA MNIE MILIONY!
(pamiętny wywiad)


PS: Legia wysłała pierwszą ofertę w połowie maja. Do Warszawy trafił pan jednak ponad miesiąc później. Czemu trwało to tak długo?

MARIJAN ANTOLOVIĆ: Kłopot nie był ze mną, bo podjąłem decyzję o odejściu, gdy tylko przyszła oferta z Warszawy. Zaangażowaliśmy w negocjacje nawet burmistrza miasta, bo mój były klub Cibalia w połowie jest własnością Vinkovci. "Musicie go puścić, to kupa pieniędzy" - powtarzał. No i w końcu przekonał działaczy.
PS: Wiemy, że w końcowej fazie negocjacji mocno namieszało Monaco i Rennes.
Monaco wysłało oficjalne pismo o zainteresowaniu. Napisali: „Jeśli sprzedamy bramkarza Stephane Ruffiera, złożymy ofertę kupna Marijana Antolovicia". Ruffier miał otrzymać ofertę z Anglii, bardzo na to liczyłem, miało to być kwestią dziesięciu dni. Pismo o zainteresowaniu przysłało też Rennes, ale Cibalia potrzebowała pieniędzy, konkretnych ofert i liczb, a nie kolejnych dokumentów. A przecież koledzy w szatni od kilku miesięcy prosili mnie bym odszedł. „Będą jakieś pieniądze" - mówili. Cibalia miała wobec nich pół miliona euro długów. Klub musiał mnie sprzedać, by przetrwać i zagrać w Lidze Europejskiej.

PS: Skąd wzięło się zainteresowanie Francuzów?
Do Rennes polecił mnie Christophe Lollichone, obecny trener bramkarzy Chelsea Londyn. Kiedyś w Rennes oszlifował talent choćby Andreasa Isakssona czy Petra Czecha, który z Francji zabrał swego trenera do Londynu. Lollichone obejrzał mnie w meczu młodzieżówki Chorwacji, skontaktował mnie z Rennes i kazał im mnie kupić. Później miałbym trafić do Londynu tak jak Czech. Nie miałbym nic przeciwko. Nie wiem jednak na co czekały te kluby, ale w połowie czerwca Cibalia miała na stole tylko oficjalną i konkretną ofertę Legii oraz Dinama Zagrzeb, a także oficjalne pisma o zainteresowaniu z Monaco i Rennes. Kogo mieliśmy wybrać?

PS: Nie wolał pan poczekać kilka dni?
Czasami w tym biznesie wszystko to pochodna łańcucha wydarzeń. Nie wiadomo, czy za chwilę nie wycofa się też Legia. Ale nie ma co żałować. Ja do tych klubów jeszcze trafię. Na razie mam 21 lat. Jeszcze w czwartek menedżer z Francji dzwonił do mnie i prosił: „Poczekaj, nie jedź do Warszawy, oferta to kwestia kilku dni". Gdy wiedział już, że jesteśmy dogadani z Legią wykrzykiwał: „Nie podpisuj czteroletniego kontraktu, podpisz chociaż dwuletni! Łatwiej będzie odejść!". Klamka zapadła, jestem w Warszawie, a kto wie czy we Francji nie byłbym w tej chwili tylko drugim bramkarzem. Mogłem też od razu zostać gdzieś oddany na wypożyczenie. Telefony z Francji dzwoniły jednak nawet wtedy, gdy w ostatni piątek jechałem samochodem do Warszawy.

PS: Jak to samochodem? Z Chorwacji?

Po miesiącu negocjacji Legia i Cibalia w końcu się dogadała. Była 22 w nocy w zeszły czwartek. Rano nie było żadnych miejsc w samolotach do Warszawy. Prezydent Cibalii postanowił więc, że pojedziemy jego mercedesem. Byliśmy tak zdeterminowani. Wyjechaliśmy o 6 nad ranem. Podróż zajęła nam 13 godzin, bo po drodze zgubiliśmy się jeszcze gdzieś w pobliżu Budapesztu. W Katowicach otrzymałem ostatni telefon z Francji. Odpowiedziałem: „Jeśli macie ofertę, wyślijcie ją natychmiast do klubu, ale teraz przepraszam, bo jadę już do Warszawy".

PS: Nie zastanawialiście się wtedy czy trzymać kurs na Warszawę, czy może jednak skręcić na Zachód i pojechać do Francji?
OK, może gdy zobaczyłem polskie wsie i miasteczka, to zdarzyło mi się powiedzieć prezydentowi Cibalii: „Zabierz mnie na Zachód, proszę!", ale gdy wjechaliśmy już do Warszawy, to od razu był to inny świat. Byłem pozytywnie zaskoczony.
PS: Do Francji miał pan trafić już w styczniu, gdyby nie pewna niecodzienna sytuacja.
Wszystko było gotowe, ustalone pieniądze dla mnie i dla Cibalii. Miałem być pierwszym bramkarzem w Racingu Strasburg. Warunki mojego transferu w Chorwacji ustalił wcześniej prezydent francuskiego klubu. Cibalia miała dostać za mnie 700 tysięcy euro. Pojechałem do Strasburga. Za kilka godzin mieliśmy złożyć podpis pod kontraktem, gdy Strasburg wycofał się z tej oferty. „O, przepraszamy, nie mamy tyle pieniędzy" - zaczęli kręcić. Nagle zaoferowali o 150 tysięcy mniej, wysokość mojej umowy podtrzymali. Cibalia powiedziała nie. W Strasburgu zwiedziłem więc tylko hotel. Musiałem wracać. Sezon dokończyłem w Chorwacji, ale na kilka dni tygodni przed końcem sezonu wszystko zaczęło się na nowo. W mediach byłem sprzedawany absolutnie wszędzie.
PS: Angielskie „The Sun" i „Daily Mirror" pisały o zainteresowaniu Liverpoolu, Chelsea i Tottenhamu.
Same sygnały wielkich klubów nie wystarczą, by doszło do transferu. A ja musiałem wybierać. Ludzie z polsko-bałkańskiej agencji RSP-9 i menedżer Marcin Lewicki, który pilotował transfer, przekonali mnie, że Legia to instytucja, a jej trener bramkarzy Krzysztof Dowhań ma już markę w Europie. Każdy mówił o tym, że ten klub to masowy zakład produkujący bramkarzy o europejskiej klasie. Boruc, Fabiański, Mucha... Wolałem ten klub niż Dinamo. Mistrz Chorwacji to specyficzny klub, o osobliwych kibicach i presji. Nie chciałem tam przechodzić. Wolałem wyjechać z ligi chorwackiej.
PS: Przez Legię przeszedł jeszcze Szczęsny, rezerwowy w Arsenalu, czy Załuska, zmiennik Boruca w Celtiku oraz Kowalewski.
Macie szczęście, że jesteście w Unii Europejskiej, a wasi bramkarze mogą swobodnie podróżować. Wiem, że polska liga jest 10. w Europie pod względem pieniędzy generowanych ze sprzedaży praw telewizyjnych i wyprzedza Belgię i zbliża się do Portugalii. Legia ma markę, a wkrótce z polską ligą może być jeszcze lepiej. Nic nie stoi na przeszkodzie, żebym pograł tu jakiś czas i do klubów francuskich czy angielskich poszedł już jako pierwszy bramkarz. Legia musi być zadowolona, że mnie pozyskała. Za jakiś czas zarobi na mnie miliony!
PS: Wiedział pan w ogóle coś o Legii? Przecież ten klub od lat nie osiągnął niczego w Europie.
Nie słyszałem wiele więcej. Interesował mnie Dowhań, możliwość rozwoju. Liczę na jego rozmaite ćwiczenia. Od kilku miesięcy trenuję już boks, to ma jeszcze bardziej wyostrzyć mój refleks i szybkość. U nas w Chorwacji uprawiamy każdy sport, stawia się na wszechstronność. W wieku 15 lat byłem więc kapitanem szkolnego zespołu w siatkówce, który sięgnął po mistrzostwo Chorwacji, a że jestem leworęczny, to przepowiadano mi również karierę w piłce ręcznej. Może to dziwne, ale piłkę ręczną rzuciłem dopiero w wieku 17 lat, gdy dostałem powołanie do piłkarskiej reprezentacji juniorów mojego kraju! Do tego czasu chodziłem na dwa treningi dziennie - na ręczną i piłkę. Jestem dobrym materiałem na klasowego bramkarza. Liczę, że Dowhań pomoże mi zrobić karierę na Zachodzie.
PS: Nic więcej o Legii?
Jestem młody, a Legia swoje sukcesy odnosiła, gdy miałem zaledwie kilka lat. No i szczerze mówiąc w Chorwacji nikogo nie interesuje, co dzieje się w polskim futbolu. Ludzie z agencji powiedzieli mi jednak, że Legia to odpowiednie miejsce. Zacząłem czytać fora kibiców. Jedną z pierwszych informacji była ta, że 90 procent kibiców w Warszawie kibicuje właśnie temu klubowi.

PS: Dzięki grze w Legii będzie miał pan szansę na grę w reprezentacji Chorwacji?
Gdy odmawia się Dinamo Zagrzeb, to później bywa z tym różnie... W ostatnim sezonie pobiłem rekord ligi w całej jej historii - nie puściłem gola przez 551 minut, byłem wybrany do jedenastki sezonu. Od Slavena Bilicia miałem dostać powołanie już na czerwcowe mecze, z Walią, Austrią i Litwą. Na razie otrzymali je jeszcze starsi bramkarze. Nie ma się, co dziwić. W Chorwacji ludzie są rozczarowani tym, że wybrałem Legię. Antolović poszedł do Polski? Oszalał? Ja też byłem podejrzliwy. W Chorwacji ludzie myślą Polak, widzą Rosjanina. Pamiętają, że 20 lat temu Polacy przyjeżdżali do Chorwacji na handel. Zapamiętali was, jako biedną nację. Dlatego się dziwią. Zapominają w jak wielkiej recesji jest sama Chorwacja. My wciąż jesteśmy gdzieś między socjalizmem i kapitalizmem. Polska liga to teraz dobra odskocznia, a Warszawa to już pełny kapitalizm, prawda?
Rozmawiali: Przemysław Zych i Tomasz Zieliński

Brak komentarzy: