JAK ZARABIA SIĘ W LIDZE?
(Dawid Nowak ostatecznie... sam wycofał się z wielkiego kontraktu w Polonii)
FOTO: naszemiasto.pl
"Eldorado dla sezononwców"
("Przegląd Sportowy", 08.07.2010)
Największe pieniądze w polskiej lidze płaci Legia Warszawa. Ale rekordową pensję w historii ekstraklasy w tym sezonie można dostać w Polonii Warszawa - klubie, w którym najbardziej liczą się emocje, a nie biznesowe obliczenia i zdrowy rozsądek.
Bo gdyby nimi kierował się Józef Wojciechowski, to Dawid Nowak z GKS Bełchatów, strzelec 27 goli w ostatnich czterech sezonach, nigdy nie powinien otrzymać rocznej pensji w wysokości 380 tysięcy euro brutto.
Zbieg okoliczności
Trudno o inny wniosek - Nowak to najbardziej przepłacony piłkarz w historii ekstraklasy. Jeszcze nigdy strzelenie tak niewielkiej liczby goli nie zagwarantowało tak wysokiego kontraktu. 300 tysięcy euro netto nie proponowano nawet Tomaszowi Frankowskiemu, Maciejowi Żurawskiemu czy Pawłowi Brożkowi, gdy byli w swojej życiowej formie i co sezon zdobywali koronę króla strzelców. Bo w Polsce najszczodrzej nie wynagradza się królów strzelców, tylko zawodników sezonowych.
- Dylemat jest zawsze. Po jednej stronie szali ma się piłkarza, który jest fachowcem w tej dziedzinie, a po drugiej to, co mamy w portfelu i nasze potrzeby. Po połączeniu tych dwóch parametrów i różnych okoliczności kluby decydują się na pensję dla piłkarza - mówi Jacek Bednarz, były dyrektor Legii i Wisły. Wysoki kontrakt Nowaka to dziś efekt odpowiedniego zbiegu okoliczności. W grudniu piłkarzowi kończy się kontrakt, wiosną Nowak strzelił siedem goli, a stawkę podbijało zainteresowanie Legii Warszawa, do której... gracz jednak obawiał się przejść. Jeśli teraz Bełchatów nie dogada się z Polonią, zawodnik na Konwiktorską trafi dopiero zimą.
Wyprzedził Gargułę
Przed Nowakiem miano najlepiej zarabiającego piłkarza w historii ligi dzierżył Łukasz Garguła. Rozgrywający przechodząc do Wisły Kraków zagwarantował sobie 350 tysięcy euro brutto. Najbogatszym jest jednak tylko na papierze. Umowa Garguły gwarantuje piłkarzowi tylko podstawę w wysokości 175 tysięcy.
Druga część umowy zależy już od jego boiskowych osiągnięć. Składają się na nią wyjściówki, premie za mistrzostwo Polski, Puchar Polski, awans do fazy grupowej Ligi Europejskiej i Ligi Mistrzów. Miał być krezusem, ale przez kontuzje otaczają go tylko dziwne spojrzenia ludzi, którzy patrzą na niego jak na darmozjada, zarabiającego gigantyczne pieniądze. Bo tak naprawdę Garguła, który przez sezon rozegrał dwa mecze ligowe, nie otrzymał więcej niż około 175 tysięcy. Wielkie pieniądze może zarobić dopiero w najbliższym sezonie.
To standardowa umowa w Wiśle. Ostatni wielki kontrakt przy Reymonta, który gwarantował piłkarzowi wielkie sumy niezależnie od tego, czy zawodnik grał czy siedział na ławce, podpisał Mauro Cantoro.
Wyjściówki i premie to zresztą dziś bardzo istotne punkty w umowie niemal każdego ligowca. Dwa lata temu system kontraktów motywacyjnych wprowadził w Wiśle Jacek Bednarz. Szybko skopiowały go inne kluby. Dlatego też bardzo często oszacowanie pensji piłkarzy jest możliwe dopiero po zakończeniu
sezonu.
Sytuacje komiczne
- Kontrakty motywacyjne to najlepszy sposób, gdy nie ma przełożenia wyniku finansowego na wynik sportowy. Dobra metoda na utrzymanie dyscypliny w budżecie i w zespole - mówi Bednarz.
Zdarzały się jednak sytuacje komiczne. Cleberowi, który w kontrakcie miał wpisane
5 tysięcy euro za każdy rozegrany mecz, zależało nawet na grze w Młodej Ekstraklasie. Tak skonstruowana była umowa. Swoje na boisku wybiegać musi też Dickson Choto, dlatego można się spodziewać, że szybko zrzuci zbędne kilogramy. Dopiero wtedy powróci do składu - to warunek trenera Macieja Skorży.
Nie wszystkim zmiany musiały się spodobać. Kłótnia wokół formy skonstruowania kontraktu doprowadziła kiedyś do odejścia z Wisły Marcina Baszczyńskiego. Przedłużając umowę, Biała Gwiazda zapewniła piłkarzowi te same pieniądze, ale część już w formie wyjściówek. Piłkarz się nie zgodził i wyjechał do Grecji...
Eldorado długo było też w Legii. Przed Gargułą najlepiej opłacanym piłkarzem w lidze był Brazylijczyk Edson. Legia musiała wydawać na piłkarza około 320 tysięcy euro, aby po potrąceniu podatków przelewać zawodnikowi 250 tysięcy netto. Takiej samej kwoty od warszawskiego klubu oczekiwał wówczas Jacek Bąk. Liczba się zgadzała, tyle że była „brutto", dlatego Bąk wybrał Austrię Wiedeń, w której otrzymał pół miliona euro netto za sezon.
Kokosy nie skusiły
Wszystkie rekordy mógł jednak pobić Jan Mucha, któremu właściciel Legii Mariusz Walter zaproponował pensję... 600 tysięcy euro brutto za pozostanie w Warszawie. To gwarantowałoby mu 400 tysięcy netto. Piłkarz wybrał jednak grę w angielskim Evertonie. Dwa lata wcześniej Gargułę miał szansę prześcignąć Adrian Sikora, gdy Zbigniew Drzymała próbował doprowadzić do fuzji Groclinu Grodzisk Wielkopolski ze Śląskiem Wrocław. Chcąc przypodobać się wrocławskiej publiczności, biznesmem obiecał szykującemu się do wyjazdu piłkarzowi kontrakt w wysokości 400 tysięcy euro (brutto). To o 20 tysięcy więcej niż w Polonii otrzyma Nowak. Sikora jednak podziękował i wyjechał za granicę.
Spełnione obietnice
Największym problemem polskiej ligi jest nieumiejętność zaproponowania bardzo dobrym piłkarzom odpowiednio atrakcyjnego kontraktu. Pieniądze w skali całej ligi są, ale przejadają je przeciętni piłkarze. W końcu przez cały poprzedni sezon najlepszy skrzydłowy ligi Sławomir Peszko z Lecha otrzymywał dwukrotnie mniejsze przelewy niż Marcin Komorowski, bardzo przeciętny boczny obrońca Legii. Dopiero zainteresowanie Peszką Panathinaikosu Ateny rozpoczęło przy Bułgarskiej gorączkowe realizowanie grudniowych obietnic wobec piłkarza. W końcu lechicie za dobrą postawę zagwaran- towano czterokrotną podwyżkę (dziś około 220 tysięcy euro brutto). Komorowskiemu za fatalną nikt kontraktu jednak nie obniżył.
Kontrakt życia
W Polsce przeważa obawa przed powstanien „komina płacowego". Nieważne umiejętności, w zespole wszyscy mają zarabiać podobnie. A wychodzi tak, że najlepsze kontrakty otrzymują piłkarze przeciętni, bo najzdolniejsi długo są nisko opłacani i wyjeżdżają za granicę.
Rynek zmusza więc do mamienia wysokimi pensjami piłkarzy przeciętnych, jak Wojciech Łobodziński. Skrzydłowego skuszono podstawą kontraktu 150 tysięcy euro i taką samą sumą, którą musi wybiegać. Mimo słabego sezonu i tak zarobił 200 tysięcy. Bo w Krakowie dostał do ręki kontrakt życia, którego Wisła nie powinna z nim podpisać.
Top 10 - tyle zarobią w sezonie 2010/2011
Roczne pensje brutto - kwoty w euro
1. Dawid Nowak (Polonia Warszawa) - 380 tys.
2. Łukasz Garguła (Wisła Kraków) - 350 tys.
3. Wojciech Łobodzinski (Wisła Kraków) - 300 tys.
4. Ivica Vrdoljak (Legia) - 300 tys.
5. Manu (Legia) - 240 tys.
6. Maciej Iwański (Legia) - 240 tys.
7. Andrzej Niedzielan (Korona Kielce) - 240 tys.
8. Dickson Choto (Legia) - 220 tys.
9. Miroslav Radović (Legia) - 220 tys.
10. Sławomir Peszko (Lech Poznań) - 220 tys.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz