(Traore ląduje w Gdańsku. 3 m-ce później wylatuje jako najlepszy piłkarz ligi)
Pod sylwetką dorzuciłem również wywiad z Traore, w którym znalazło się kilka interesujących wątków z jego dzieciństwa w WKS.
"Więzień z Trondheim"
("Przegląd Sportowy", 21.10.2010)
– Pamietam, że Claude Makelele ciągle się śmiał: „Przestań biegać, pozwól nam wygrać”. Gdy piłka była daleko, podchodził do mnie mój rodak Didier Drogba i gratulował. Byłem z siebie naprawdę dumny – Abdou Traore wspomina remis 1:1 z Chelsea Londyn na stadionie Stamford Bridge.
We wrześniu 2007 dzięki jego grze, a także innych zawodników Rosenborga pochodzących z WKS: Yssoufa Kone i Didiera Konana Ya, Norwegowie wywieźli punkt z londyńskiej twierdzy. To był historyczny mecz Ligi Mistrzów. Tuż po nim Roman Abramowicz zwolnił Jose Mourinho.
Najwięcej szumu zrobiło się wokół Traore – piłkarz z Wybrzeża Kości Słoniowej oszukiwał Johna Terry'ego i Alexa. Przed kolejnym meczem chwalił go już trener Schalke Mirko Slomka. W listopadzie magazyn „World Soccer” umieścił Afrykańczyka na liście 50. największych piłkarskich talentów świata. Do Trondheim zaczęli przylatywać dziennikarze, a zaciekawiona angielska telewizja Setanta Sport zrealizowała dokument o trzech Afrykańczykach w Rosenborgu. Wkrótce nadszedł dobry mecz z Valencią... Kto wówczas mógł przypuszczać, że trzy lata później Traore trzeba będzie szukać na piłkarskiej pustyni czyli w Polsce?
Sława
Umiejętności techniczne, drybling, mocny strzał skupiały na nim uwagę już wtedy, gdy grał w Raji Casablanca. Prezydent traktował Traore jak własnego syna i nie chciał sprzedać, gdy arabscy szejkowie z Abu Dabi oferowali góry złota. Argentyńczyk Oskar Fullone odmówił nawet wyjścia na pierwszą konferencję jako trener Raji, żądając spotkania z Traore i deklaracji, że skrzydłowy nie zostanie sprzedany do Emiratów Arabskich. To co wydarzyło się w Europie przerosło jednak oczekiwania Traore.
– Norwegowie po meczach w Lidze Mistrzów zaczęli się koncentrować na wszystkim co robię na boisku i poza nim. Ciągle utwierdzali mnie w przekonaniu, że jestem za dobry na ich ligę, wymieniali kto przyjeżdża mnie oglądać – Traore nie potrafił udźwignąć ciężaru sławy. Nagle stał się też rozpoznawalny w Wybrzeżu Kości Słoniowej. Nie zachował ostrożności w czasie pierwszej wizyty w Abidżanie.
– Stałem się ofiarą brutalnego napadu. Kilku oprychów śledziło mnie i ograbiło, gdy wizytowałem akademię piłkarską. Jeden z nich wycelował we mnie pistolet. Wyjął kulę, pokazał mi ją, szeptał do ucha: „Zabiję cię, jeśli nie dasz więcej”. Oddałem mu kilkaset norweskich koron, telefon i zegarek. Był wściekły, że nie mam więcej. Trzy razy uderzył mnie kolbą w głowę. Byłem przerażony. Po godzinie uciekli. Wtedy zacząłem się zastanawiać, czy tak naprawdę potrzebuję tego całego zamieszania – przyznaje.
Po powrocie został wybrany najlepszym młodym zawodnikiem ligi, zainteresowana transferem była Valencia i Santander. Rosenborg w styczniu 2008 roku nie chciał jednak pozbywać się swojego asa.
Po powrocie został wybrany najlepszym młodym zawodnikiem ligi, zainteresowana transferem była Valencia i Santander. Rosenborg w styczniu 2008 roku nie chciał jednak pozbywać się swojego asa.
– Wyprowadziło mnie to z równowagi, bo są miejsca, w których można grać przez i przez cztery lata, ale zdałem sobie sprawę, że to była Norwegia... Przyszła zima i zauważyłem, że w Trondheim słońce świeci może ze trzy tygodnie w roku. Bywało tak, że na treningu nie czułem nóg, coraz trudniej było mi wyjść z domu. Co gorsza w trakcie jednego ze spotkań doznałem kontuzji pleców. Miałem wyjechać, a siedziałem w domu. Wpadałem powoli w depresję. Wszystko przestało się układać, zacząłem odpuszczać...
Skreślony
Traore pogorszył swoją sytuację, gdy w trakcie jednego z treningów wdał się w bójkę z kolegą z drużyny. Uderzył Øyvinda Storflora, który wcześniej brutalnie go sfaulował.
– Straciliśmy panowanie nad sobą, poszarpaliśmy się – przyznaje Storflor. – Abdou został odsunięty od zespołu.
Wszystkim jednak umknęło na uwadze, że Traore nie był sobą od wielu miesięcy. Pojawienie się nowego szwedzkiego trenera Erika Hamrena zbiegło się w czasie ze sprzedażą Mikaela Dorsina do Cluju. Szwed – dziś selekcjoner reprezentacji „Trzech Koron” - chciał zrobić z Traore lewego obrońcę.
– Bardzo mocno protestował. To było dla nas trudna sytuacja. Uważaliśmy, że na tej pozycji radzi sobie naprawdę dobrze – przypomina sobie Trond Henriksen, poprzedni szkoleniowiec Rosenborga, dziś asystent.
– Hamren myślał tylko o defensywie – Traore sylabizuje to słowo z pogardą.
– Jestem ofensywnym piłkarzem, moich umiejętności nie można zmienić. Wtedy zacząłem mówić głośno, że w Rosenborgu marnują mój talent i czas.
Afrykańczyk czuł coraz większą niechęć do piłki. Stracił miejsce w składzie. Chciał odejść. Nieważne gdzie.
– Tydzień przed zamknięciem ostatniego zimowego okienka transferowego nadeszła oferta z Wisły Kraków – przyznaje Erik Hoftun, dyrektor sportowy Rosenborga.
– Klub z Polski zaoferował 300 tysięcy euro, ale nie mogliśmy przyjąć tej oferty. Uznaliśmy, że jest wart więcej.
– To był skandal. Hoftun zadzwonił do mnie o 23:30 w ostatnim dniu okienka, budząc mnie ze snu. Oferta leżała w klubie od tygodnia. Nie grałem, do końca kontraktu zostało mi 10 miesięcy, a on czekał na ostatnie pół godziny okienka, by mi o tym powiedzieć: „Nie sprzedamy cię, bla, bla, bla”. Dla mnie było oczywiste, że chodziło im tylko o to, aby mnie wkurwić. Spytałem: „Czemu mnie nie puścicie?” Cisza.
Bunt
Traore zaczął wówczas zdawać sobie sprawę, że w Trondheim nikt już nie pamięta o jego meczach w Champions League, nagrodach i sławie. Nie było dla niego przyszłości. Wszystkie sygnały odbierał jako złośliwość pracowników klubu, zaczął więc swój bunt.
– Przyznaję, że mieliśmy pewien incydent – potwierdza Erik Hoftun. – W trakcie obozu w Hiszpanii nie chciał wyjść na trening. Spóźniał się po 15 minut.
– Powiedziałem dyrektorowi: „Nie przychodzę na treningi”. Mój dalszy pobyt w tym klubie nie miał sensu – Traore przywołuje formę protestu. Pewnego dnia po prostu został w domu.
– Żona robiła wszystko, żeby przekonać mnie do powrotu. Dzwonili do mnie pracownicy klubu. Co robiłem? Odrzucałem wszystkie połączenia. To był bunt. Chciałem zrobić wszystko byle tylko pokazać im, że jestem poważnie wkurwiony. Początek w Rosenborgu był bardzo ciekawym doświadczeniem, ale później... Każdą moją próbę dyskusji puentowano słowami: „Przestań. Niedługo zaczniesz grać”. Byłem oszukiwany przez Hamrena. Mówił mi, że jestem najlepszy na treningu. Gdy przychodził mecz lądowałem na ławce. Po dwóch dniach powrócił, ale groził, że w każdej chwili może się spakować i wrócić do Abidżanu.
Konflikt narastał. Gdyby Traore popełnił swój czyn w czasach legendarnego i słynącego z surowości trenera Nilsa Arne Eggena, na drugi dzień nie byłoby go w klubie. Eggen, twórca potęgi Rosenborga w latach 90., wpajał wszystkim, że najważniejsza jest subordynacja. Hoftun, kapitan kultowej ekipy, nie był w stanie poradzić sobie z czupurnym Afrykaninem. A Traore łamał coraz więcej zasad.
– Milcząłem, gdy trener chciał się ze mną przywitać. Skoro mnie nie szanowali, czemu ja miałbym to robić? Szacunek to sprawa obustronna. – przekonuje. Wówczas otrzymał pomoc od klubowego psychologa. Po wyjeździe Kone i Konana Ya, doskwierała mu samotność. Przeszkadzało, że nie ma znajomych w Trondheim. Psycholog kazał mu oddzielić życie osobiste od problemów w klubie.
Wybawienie
– Hamren wezwał mnie przed meczem towarzyskim z Lechem Poznań (czerwiec 2010 - red). Powiedział: „Zaczniesz od początku”. Skończyło się jak zwykle. Wszedłem na 27 minut jako lewy obrońca. Później próbował się tłumaczyć, opowiadał jakieś dyrdymały. Nie wahał się zatrzymać mnie na siłę, gdy zainteresował się mną jeden z niemieckich klubów. Miałem jechać do Niemiec na testy, ale odradził mi to trener. Powiedział: „Daj spokój, zagrasz w meczu ligowym, tu cię obejrzą”. Rozgrzewałem się przez 75 minut.... To był koniec. Miałem dość Rosenborga, miasta Trondheim i pobytu Norwegii. Czułem się jak więzień. Po meczu trener chciał podać mi rękę, ale ja potraktowałem go jak powietrze. Nie mogłem na niego patrzeć - mówi Traore.
Pod koniec sierpnia skorzystał z oferty Lechii.
– Może czuć się rozżalony, ale Traore po prostu przegrał rywalizację w zespole. Rosenborg to klub aspirujący do Ligi Mistrzów, a on odkąd w niej zagrał, nie prezentował się tak, jak chcieliśmy. Nie był w stanie zrobić kolejnego kroku – ocenia Hoftun i mierzy Traore wedle sztampy – młodego Afrykańczyka, który nie był w stanie poradzić sobie z chłodem i kulturą.
Trener Henriksen ucina: – Gdyby mentalnie był gotowy do ciągłej gry w podstawowym składzie, to by grał. Koniec tematu.
– Na początku inspirował ludzi, lecz pod koniec działacze zarzucali mu, że ma nadwagę, że się poddał i nie walczy. Widział jednak, że cokolwiek by nie zrobił, i tak siedział na ławce. Prawda jest taka, że ludziom w Rosenborgu nie udało się wykrzesać z niego to, co miał najlepsze – mówi dziennikarz Knut Espen Svegaarden.
Wszystkich bohaterów dokumentu Setanty Sport dopadła w Trondehim podobna przypadłość – błyszczeli na europejskich boiskach, zamarzali w lidze norweskiej. Traore wyszedł najgorzej. Kone powrócił do Ligi Mistrzów w barwach Cluju, a Konan Ya strzela gole w Bundeslidze dla Hannoveru.
– Wszyscy byliśmy źle traktowani. Konan Ya nie grałby w Rosenborgu nawet gdyby miał dziesięć nóg. Kone zaczęli dawać szansę po dwóch i pół roku treningów w klubie. Czy to nie śmieszne? Kone powiedział mi: „Przygotuj się. To samo przytrafi się tobie”. Następny raz będę wiedział jak się zachować – mówi Traore i zaczyna kręcić nosem, pytany czemu w meczu z Legią trener Kafarski zdjął go w 60. minucie...
– Klub z Polski zaoferował 300 tysięcy euro, ale nie mogliśmy przyjąć tej oferty. Uznaliśmy, że jest wart więcej.
– To był skandal. Hoftun zadzwonił do mnie o 23:30 w ostatnim dniu okienka, budząc mnie ze snu. Oferta leżała w klubie od tygodnia. Nie grałem, do końca kontraktu zostało mi 10 miesięcy, a on czekał na ostatnie pół godziny okienka, by mi o tym powiedzieć: „Nie sprzedamy cię, bla, bla, bla”. Dla mnie było oczywiste, że chodziło im tylko o to, aby mnie wkurwić. Spytałem: „Czemu mnie nie puścicie?” Cisza.
Bunt
Traore zaczął wówczas zdawać sobie sprawę, że w Trondheim nikt już nie pamięta o jego meczach w Champions League, nagrodach i sławie. Nie było dla niego przyszłości. Wszystkie sygnały odbierał jako złośliwość pracowników klubu, zaczął więc swój bunt.
– Przyznaję, że mieliśmy pewien incydent – potwierdza Erik Hoftun. – W trakcie obozu w Hiszpanii nie chciał wyjść na trening. Spóźniał się po 15 minut.
– Powiedziałem dyrektorowi: „Nie przychodzę na treningi”. Mój dalszy pobyt w tym klubie nie miał sensu – Traore przywołuje formę protestu. Pewnego dnia po prostu został w domu.
– Żona robiła wszystko, żeby przekonać mnie do powrotu. Dzwonili do mnie pracownicy klubu. Co robiłem? Odrzucałem wszystkie połączenia. To był bunt. Chciałem zrobić wszystko byle tylko pokazać im, że jestem poważnie wkurwiony. Początek w Rosenborgu był bardzo ciekawym doświadczeniem, ale później... Każdą moją próbę dyskusji puentowano słowami: „Przestań. Niedługo zaczniesz grać”. Byłem oszukiwany przez Hamrena. Mówił mi, że jestem najlepszy na treningu. Gdy przychodził mecz lądowałem na ławce. Po dwóch dniach powrócił, ale groził, że w każdej chwili może się spakować i wrócić do Abidżanu.
Konflikt narastał. Gdyby Traore popełnił swój czyn w czasach legendarnego i słynącego z surowości trenera Nilsa Arne Eggena, na drugi dzień nie byłoby go w klubie. Eggen, twórca potęgi Rosenborga w latach 90., wpajał wszystkim, że najważniejsza jest subordynacja. Hoftun, kapitan kultowej ekipy, nie był w stanie poradzić sobie z czupurnym Afrykaninem. A Traore łamał coraz więcej zasad.
– Milcząłem, gdy trener chciał się ze mną przywitać. Skoro mnie nie szanowali, czemu ja miałbym to robić? Szacunek to sprawa obustronna. – przekonuje. Wówczas otrzymał pomoc od klubowego psychologa. Po wyjeździe Kone i Konana Ya, doskwierała mu samotność. Przeszkadzało, że nie ma znajomych w Trondheim. Psycholog kazał mu oddzielić życie osobiste od problemów w klubie.
Wybawienie
– Hamren wezwał mnie przed meczem towarzyskim z Lechem Poznań (czerwiec 2010 - red). Powiedział: „Zaczniesz od początku”. Skończyło się jak zwykle. Wszedłem na 27 minut jako lewy obrońca. Później próbował się tłumaczyć, opowiadał jakieś dyrdymały. Nie wahał się zatrzymać mnie na siłę, gdy zainteresował się mną jeden z niemieckich klubów. Miałem jechać do Niemiec na testy, ale odradził mi to trener. Powiedział: „Daj spokój, zagrasz w meczu ligowym, tu cię obejrzą”. Rozgrzewałem się przez 75 minut.... To był koniec. Miałem dość Rosenborga, miasta Trondheim i pobytu Norwegii. Czułem się jak więzień. Po meczu trener chciał podać mi rękę, ale ja potraktowałem go jak powietrze. Nie mogłem na niego patrzeć - mówi Traore.
Pod koniec sierpnia skorzystał z oferty Lechii.
– Może czuć się rozżalony, ale Traore po prostu przegrał rywalizację w zespole. Rosenborg to klub aspirujący do Ligi Mistrzów, a on odkąd w niej zagrał, nie prezentował się tak, jak chcieliśmy. Nie był w stanie zrobić kolejnego kroku – ocenia Hoftun i mierzy Traore wedle sztampy – młodego Afrykańczyka, który nie był w stanie poradzić sobie z chłodem i kulturą.
Trener Henriksen ucina: – Gdyby mentalnie był gotowy do ciągłej gry w podstawowym składzie, to by grał. Koniec tematu.
– Na początku inspirował ludzi, lecz pod koniec działacze zarzucali mu, że ma nadwagę, że się poddał i nie walczy. Widział jednak, że cokolwiek by nie zrobił, i tak siedział na ławce. Prawda jest taka, że ludziom w Rosenborgu nie udało się wykrzesać z niego to, co miał najlepsze – mówi dziennikarz Knut Espen Svegaarden.
Wszystkich bohaterów dokumentu Setanty Sport dopadła w Trondehim podobna przypadłość – błyszczeli na europejskich boiskach, zamarzali w lidze norweskiej. Traore wyszedł najgorzej. Kone powrócił do Ligi Mistrzów w barwach Cluju, a Konan Ya strzela gole w Bundeslidze dla Hannoveru.
– Wszyscy byliśmy źle traktowani. Konan Ya nie grałby w Rosenborgu nawet gdyby miał dziesięć nóg. Kone zaczęli dawać szansę po dwóch i pół roku treningów w klubie. Czy to nie śmieszne? Kone powiedział mi: „Przygotuj się. To samo przytrafi się tobie”. Następny raz będę wiedział jak się zachować – mówi Traore i zaczyna kręcić nosem, pytany czemu w meczu z Legią trener Kafarski zdjął go w 60. minucie...
(trzy miesiące wystarczą. klasa)
"Teraz jestem dobrym chłopcem"
("Przegląd Sportowy", 07.05.2011)
PS: Abdou Traore to trochę taki zły chłopiec polskiej ekstraklasy, który cały czas sprawia problemy.
Oj nie. Teraz to już przeszłość. Jestem dobrym chłopakiem.
PS: Na pewno?
Jest lepiej. Teraz próbuję się trochę kontrolować. Jestem już przygotowany na to, że jeśli rywale nie będą mogli mnie zatrzymać, to mogą wyzywać moją rodzinę. Wiedzą, że wyprowadza mnie to z równowagi. Zaczęło się, gdy grałem w Raja Casablance i przeciwnik obrażał mojego ojca oraz matkę. Odwróciłem się i mu przyłożyłem. Dostałem czerwoną kartkę i dyskwalifikację na dwa mecze. Byłem szalonym nastolatkiem i pozwalałem sobie na takie zachowania. Ale zapewniam, że to już przeszłość. Rozmawiam z żoną po meczach, powtarza mi, żebym próbował się kontrolować.
PS: Ale to nie było trzy lata temu, gdy pokazywał pan środkowy palec, tylko dwa miesiące temu w meczu ekstraklasy!
Cóż, myślę, że już to odchorowałem. Nie chcę już o tym rozmawiać. Przypomnę tylko, że pierwszy raz pokazałem taki gest kibicom Polonii Bytom, którzy mnie obrażali, wydawali małpie odgłosy. Wielu moich afrykańskich znajomych dotyka ten problem w Europie. W Polsce przytrafiało mi się to również na boisku, ale próbuję się wyłączać. Przemawiam dobrą grą w piłkę, choć okrzyki kibiców Polonii uznaję za nieludzkie.
PS: Co wprowadza tak wielką nerwowość w Abdou Traore, że niemal co kolejkę jest w centrum uwagi? Nie tylko przez gole i świetną grę.
W naszym ostatnim meczu piłkarze Arki przy stanie 2:0 zaczęli padać na boisko, przewracać się, jęczeć, gdy ich nie dotykaliśmy. Wyskakiwali do główek i lądowali na murawie, trzymając się za twarze. To doprowadza mnie do wściekłości. Bo jak wychodzisz na boisko, to graj w piłkę! Futbol jest przecież zabawą i ludzie muszą czerpać z niego przyjemność. Nie przychodzą na stadiony, by oglądać symulujących zawodników. Właśnie takie zachowania zaliczam do kłamstw i braku szacunku, największych przewinień.
PS: Kiedyś dopuszczał się pan częściej złych zachowań?
W Norwegii otrzymałem dwie czerwone kartki, bo byłem bardzo agresywny. Raz wykonałem niebezpieczny wślizg, a za drugim razem... Możemy powiedzieć, że dotknąłem rywala. No dobra, złapałem go za twarz i rzuciłem w kierunku ziemi. Po meczu z Arką oskarżono mnie o uderzenie rywala, który zaczął szamotaninę, ale obejrzałem powtórkę. Nie zrobiłem tego.
PS: W ramach kary za wspomniane gesty musi pan odrobić 50 godzin treningów z młodzieżą Lechii.
Dla mnie nie jest to żadna kara. Prowadzę zajęcia z przyjemnością. Próbuję dzieciakom przekazać to, co sam otrzymałem w Abidżanie. Jak kontrolować piłkę, jak podawać.
PS: Jak się pan tego nauczył?
Zdobyłem się na poświęcenie. W wieku 12 lat zamieszkałem w chatce z trenerem i kilkoma rówieśnikami. Wstawałem codziennie po czwartej rano. Dochodziło do nas jeszcze kilku chłopców, którzy nie żyli z nami, i szliśmy na trening. Ten zaczynał się o piątej. Kończyliśmy ćwiczenia o 7:30 i goniliśmy pod prysznic. Kto szedł do szkoły, ten szedł. Po południu była powtórka. Byliśmy dla siebie jak bracia. Bardzo się zżyliśmy.
PS: To było coś poważniejszego, równocześnie walka o przyszłość.
Moi rodzice byli bardzo biedni. Pierwsze piłkarskie buty otrzymałem od trenera. W domu nikt nie miał na to środków. Gdy miałem 13 lat, zarabiałem więc, grając w turniejach piłkarskich w różnych miastach. Gdy jakiś zespół potrzebował dobrego gracza, by wygrać turniej, zgłaszał się do nas. Szedłem z kolegą i dostawaliśmy za to jakieś 10 dolarów. Kupowaliśmy potem cukierki i wracaliśmy do naszego klubu. Trener nie zgadzał się na takie praktyki, więc wymykaliśmy się i robiliśmy to tak, by nie widział. Brakowało nam pieniędzy.
PS: W każdym meczu polskiej ekstraklasy czaruje pan techniką. Właściwie to skąd się wzięła?
Przez pierwszy rok w chatce trenowaliśmy tylko dryblowanie i żonglowanie. Nic więcej. Każdy trening zaczynaliśmy od godzinnego podbijania piłki. Czasami trener budził nas o pierwszej w nocy i mówił: „Abdou, wstawaj, idź się przebierz" i kazał maszerować na boisko. Ustawiał każdego z nas naprzeciwko siebie i kazał kiwać. Bywało też tak, że trener mówił: „Ty, wstawaj i żongluj". Trzeba było robić to przez pół godziny, aż wyda komendę: „Stop". Gdy któryś z nas siedział na krześle, rzucał nam piłkę i ta nie mogła spaść. Dlatego teraz, gdy otrzymuję długie podanie, sprowadzenie jej na ziemię po klatce piersiowej, potem kolanie, a następnie po stopie to prościzna. To jest Afryka!
PS: Zapadła mi w pamięć sytuacja z ostatnich meczów z Legią, gdy na trzech metrach prostym zwodem minął pan trzech rywali lub przerzucał pan piłkę nad głowami dwóch
legionistów.
To właśnie dzięki lekcjom trenera. To jest chwila, możesz to wyczuć. Pamiętam, że zobaczyłem jednego rywala. Przerzuciłem piłkę nad jego głową. Potem kątem oka dostrzegłem kolejnego. Minąłem go w ten sam sposób. To się ma we krwi. Po trzech latach takich treningów byliśmy najlepsi w regionie Abidżanu, rozgrywaliśmy już akcje z 25-30 podaniami, zanim zdobyliśmy bramkę. Zrozumieliśmy, po co nam były te treningi. Jako 14-latek zostałem wyselekcjonowany do akademii ASEC, w której wychowała się większość reprezentantów WKS, ale nie potrzebowałem tam już iść.
PS: Jak skończyli inni z tej chatki?
Bramkarz gra w Boulogne we francuskiej Ligue 2, był na testach w Rosenborgu. Inni grają w ekstraklasie Wybrzeża Kości Słoniowej. Niektórzy byli lepsi ode mnie, ale to ja otrzymałem szansę w Europie. W wieku 14 lat dostałem ofertę z pierwszej ligi WKS, ale wyjechałem dopiero dwa lata później, gdy zgłosili się Marokańczycy. Potem wypatrzył mnie Rosenborg. Dziś próbuję im pomóc, załatwiam testy.
PS: Wybrzeże Kości Słoniowej nie chciało jednak skorzystać z pańskich umiejętności. Zdecydował się pan reprezentować Burkina Faso, mając dwa paszporty.
To długa historia. Jeden z moich dalekich przodków od strony ojca pochodzi z tego kraju. Gdy Wybrzeże Kości Słoniowej było francuską kolonią, to Burkina Faso było jego częścią. Gdy te kraje się dzieliły, granice zostały przecięte w taki sposób, że część mojej rodziny została w WKS, a reszta w Burkina Faso. Dlatego mogłem zacząć reprezentować ten drugi kraj.
PS: To powszechne?
W kadrze tej reprezentacji jest dziesięciu piłkarzy z WKS, nawet ci urodzeni w Abidżanie. Kiedyś migrowali do WKS za pieniędzmi, dziś do Burkina Faso za reprezentacją. W mojej rodzinie nikt nie był rozczarowany. Przyjęli to normalnie.
PS: Skoro mówimy o Burkina Faso, to czas na test. Porządny obywatel powinien wiedzieć, kto jest premierem...
(śmiech) Nie mam pojęcia!
PS: Luc-Adolphe Tiao.
Znam za to prezydenta! Blaise Compaore. Może jeszcze trochę mi brakuje, ale ważne jest, że w grupie eliminacyjnej do Pucharu Narodów Afryki 2012 zajmujemy pierwsze miejsce, zostały nam tylko dwa mecze. Szykuje się więc, że w styczniu zagram w mistrzostwach Afryki.
PS: Będzie pan jeszcze wtedy piłkarzem Lechii? Może pan zadeklarować, że po sezonie nie odejdzie do innego polskiego klubu?
Nie mogę, bo nie wiem, jaka jest moja przyszłość. Zostawiam to Bogu, który gdzieś mnie wyśle.
PS: Zainteresowana jest właściwie cała czołówka, a Wisła, z którą zmierzycie się w niedzielę, też na pewno żałuje, że półtora roku temu nie trafił pan pod Wawel.
Jeśli powiem, że gdzieś nie pójdę, a Lechia otrzyma dobrą ofertę, to co mogę zrobić? Wiem na pewno, że gramy o trzecie miejsce i potrzebujemy więcej dobrych piłkarzy. Wtedy może powstać drużyna i na ligę, i Europę.
Rozmawiał PRZEMYSŁAW ZYCH